niedziela, 22 lipca 2018

wołowina z ryżem

Człowiek do szczęścia potrzebuje niewiele. Ja również. W pełni zadowala mnie kilka dni relaksu nad naszym morzem. Nie mam natury obieżyświata, choć w końcu chętnie wybiorę się to tu, to tam. Z dziką rozkoszą doświadczę czegoś nowego, a przede wszystkim poznam nowych ludzi, ich zwyczaje.
Żonka w tym roku kusiła wakacjami we Włoszech lub w Grecji, ja nieco stonowałem, że może jeszcze tym razem nasz Bałtyk - który kocham - a jeśli już koniecznie samolotem, to może w przyszłym roku? Zgodziła się, choć w przyszłym roku już nie będzie wymówek. Wsiądę więc na pokład, po czym przypomną mi się wszystkie odcinki "Air Crash Investigation". Masłowski na pokładzie, na pewno więc z czterech silników przestaną działać trzy, w konsekwencji czego awaryjne wodowanie. Ale wsiądę, niech będzie, zaryzykuję.
Chłopcy z Tajlandii nieświadomi niebezpieczeństwa poszli za głosem trenera, też zaryzykowali, choć nieświadomie, ale na szczęście wszystko miało dobry finał. I czyż nie piękne okazały się późniejsze ich marzenia? Gdy przebywali w szpitalu zapytano ich o wiele kwestii, lecz gdy jednemu z nich zadano pytanie, o czym marzy, ten odrzekł: marzę o zjedzeniu wołowiny z ryżem. Kolejny chłopiec przeszedł przez zwój pytań, a na, o czym marzysz?: o chrupiącej wołowinie z ryżem. Ano właśnie, nie o luksusowym jachcie czy najnowszej be-emce, a o talerzu czegoś najbliższego żołądkowi.
Ktoś właśnie przyszpanował na głównym deptaku, pośród budek z lodami i smażalniami ryb. Postawił nowiuśkiego dwukołowca BMW, po czym się gdzieś zaszył, by mieć bekę z przechodzących niskobudżetowych podniecaczy. I chyba tylko ja przeszedłem obok przyszłego złomu ze zobojętnieniem. Kupa żelastwa na dwóch (lub czterech) kołach nie robi na mnie żadnego wrażenia, natomiast wytatuowane mięśniaki przystawały i nie mogły wyjść z podziwu. Gdyby mogli, zabraliby do kieszeni. A później nie byłoby końca przechwalstwami o ich wyczynach. Ci moto/samochodziarze nudni strasznie. Podnieca ich lśniąca blachówa na grubych oponach. Na szczęście mnie ani trochę.
Posiadam w swym gronie kilku takich auto/moto-nudziarzy. Od zawsze opowiadają budzące dech w piersiach historie, a w rzeczywistości na autostradzie "prują" siedemdziesiątką, obowiązkowo trzymając się drogi u lewego pasa, tym samym wnerwiając dotychczasowy płynny ruch.
Pokupują te rzęrzoty w niemieckich komisach i z ledwością ruszają na zielonym z kilkusekundowym opóźnieniem. Ci sami osobnicy przy najbliższym grillu wcisną wam, że właśnie przed chwilą gnali dwieście pięćdziesiąt, i to w terenie zabudowanym, po czym dali nogę kilku goniącym ich patrolom - takie Blues Brothers. Duże dzieci, do dzisiaj nie wyrośli z maminego mleka.
Przeskoczmy do innej, tym razem sądowniczej beczki... bo choć wakacje, orientacja mnie nie opuszcza. Ode mnie mały wtręt: sędzia ma służyć państwu, ale nie ma być służebnym wobec państwa. Tym samym, nie ulegajmy manipulacji, nawet bez względu na kanikułowe okoliczności. Bądźmy czujni, nie usypiajmy myślenia. 
W dwudziestym wieku były już takie "niedopilnowane" przez naród sądy. Rzecz się miała w Trzeciej Rzeszy. Owe "praworządne" sądy zwały się Trybunałem Ludowym. Dowodziła nimi kanalia Roland Freisler, lecz na szczęście odstrzelił go odłamek pocisku pod bliskim mu budynkiem Trybunału. My takiej gwarancji nie mamy, więc musimy nauczyć się przewidywać. By nie okazało się za późno. Zwróćmy jednocześnie uwagę, iż człowiek mieszka na planecie, która jest niedostrzegalnym pyłkiem we wszechświecie, a jednak stać go na zadawanie drugiemu człowiekowi cierpienia tak mocnego, że nawet najbardziej nieprzychylnym człowiekowi planetom uczucie to obce.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"