środa, 4 lipca 2018

Relacja z katowickiego koncertu JUDAS PRIEST (13.VI.2018) - autorstwa Marka Przewoźnego

W jednej zakładce miały pojawić się dwie relacje koncertowe. Będzie jedna, ponieważ mój odwieczny kumpel strasznie się rozleniwił, i choć napisał relację z praskiego koncertu Hollywood Vampires oraz Ozzy'ego Osbourne'a, ostatecznie zdezerterował. Liczę, że z opóźnieniem, ale uda mu się ją dokończyć, a wówczas...
Poniżej udostępniam Szanownym Państwu recenzję z niedawnego katowickiego koncertu Judas Priest. Drzazgi spod pióra Marka Przewoźnego - polecam !. Życzę miłej lektury...






"Judas Priest + gość specjalny Megadeth - Katowice, spodek 13 czerwca 2018

Długo czekałem na ten dzień by zobaczyć wreszcie "Bogów metalu" na żywo.
Bilet kupiony pół roku temu na płytę, a Spodek podobno wyprzedany. Nie jest
to pierwsza wizyta Judas Priest w Polsce, tylko.. ale ja nie miałem okazji
być na wcześniejszych, to będzie mój pierwszy koncert jednej z moich
najbardziej ulubionych kapel metalowych.
Punktualnie o 20 gasną światła w spodku i na scenę wchodzi gość specjalny
Megadeth. Tu musze się przyznać, że pomimo sławy jaka ich otacza (jeden z
wielkiej czwórki trash metalu), nigdy ich płyt nie słuchałem. Było to więc
dziewicze zapoznanie się z twórczością tego zespołu. W Katowicach wystąpili
w następującym składzie: Dave Mustaine - wokal i gitara, David Ellefson -
bas, Kiko Loureiro - gitara i Dirk Verbeuren - perkusja. Tu nastąpił
największy zawód, bo cały ich występ został koncertowo popsuty przez
realizatora dźwięku. Od początku mocne uderzenie jednolitej ściany
brzęczenia i dudnienia, bez krzty selektywności. Ja rozumiem, że to koncert
metalowy, ale czy to ma oznaczać że wszystkie pokrętła trzeba rozkręcić na
maksa? Gdzieś zgubił się bas no i przede wszystkim to co najważniejsze czyli
wokal, widać było, że Dave rusza wargami, ale co się z jego ust wydobywa
tego już nie było wiadomo. Wyszło w sumie takie karaoke dla fanów, sami
mogli sobie pośpiewać do riffów gitary. To że coś nie wyszło pokazał także
moment, kiedy Dave coś tam mówił do publiczności, ale nic się nie dało
zrozumieć. Czyli moje pierwsze zetknięcie z tym zespołem i zmarnowana
szansa, gdyby to był jakiś debiutujący zespół w roli suportu to po czymś
takim na pewno bym nie sięgnął po ich płytę, a to przecież gwiazdy metalu
pierwszej wielkości. Widziałem już zwykłe suporty, na innych koncertach,
lepiej nagłośnione. Setlista dla zainteresowanych wyglądała następująco:
Set podstawowy
1. Hangar 18
2. The Threat Is Real
3. Rattlehead
4. Take No Prisoners
5. The Conjuring
6. Tornado Of Souls
7. Dystopia
8. Symphony Of Destruction
9. Mechanix
10. Peace Sells
Bis
11. Holy Wars... The Punishment Due
 
Czyli przede wszystkim duża reprezentacja klasyki z przewagą utworów z Rust
in Peace. Pomimo tych mankamentów, zgromadzona pod sceną publiczność jednak
bawiła się znakomicie, co poczułem na sobie będąc przesuwanym, zgniatanym i
deptanym ;-)
Chociaż to zespół znaczący dla metalu to nie oni jednak byli gwiazdą
wieczoru, w związku z tym mieli tylko godzinkę na zagranie swojego zestawu
utworów, plus jeden bis. O godzinie dziewiątej po zejściu Dava i ekipy ze
sceny nastąpiło jej przemeblowanie. Całość zasłonięto kotarą, by ukryć
wszystkie przygotowywane niespodzianki. Rozpoczęło się półgodzinne
oczekiwanie na Judas Priest. Dzięki profesjonalizmowi ekipy technicznej o
godzinie 21.30 rozbrzmiały pierwsze dźwięki wprowadzenia pod postacią
instrumentalnej wersji utworu Black Sabbath "War Pigs" puszczonego z taśmy,
po nim jeszcze tylko krótkie intro do "Firepower", kurtyna spada w dół i
rozpoczyna się heavy metalowa, półtoragodzinna szybka jazda bez trzymanki.
Praktycznie bez wytchnienia zespół odpalał petardę za petardą w postaci
nowych jak i klasycznych utworów plus jedna niespodzianka (dla tych co nie
spojrzeli na set listy z poprzednich koncertów ;-) ) Bałem się po
doświadczeniu z przed chwili o brzmienie, ale na szczęście nastąpiła wyraźna
poprawa, choć niestety dźwięk krystaliczny i w pełni selektywny nadal nie
był, realizator uparcie poprzekręcał wszystkie gałki na maksa ;-) Rozsadzało
bębenki oraz wnętrzności ;-) Tyle o minusach, na szczęście nie przesłoniły
one plusów, bo koncert był fantastyczny i bawiłem się znakomicie, skacząc i
śpiewając wraz z zespołem, a było przy czym. Pierwszy utwór od razu nowość,
znakomity Firepower, a potem klasyka za klasyką. W sumie zespół zagrał tylko
trzy piosenki z najnowszego albumu, był jeszcze Lightning Strike (też
znakomita reprezentacja najnowszej płyty) i na bis Rising from Ruins z
przepięknym wstępem instrumentalnym (puszczonym z taśmy) Guardians.
Stanowczo to mój faworyt z albumu Firepower. Taka mała dygresja jest to
płyta, która może się wreszcie równać kanonowi zespołu, dawno nie nagrali
tak znakomitego albumu. W set liście te piosenki zupełnie nie odstawały od
pozostałych klasycznych utworów, wręcz fantastycznie się z nimi komponowały
i były wspaniale przyjęte przez publikę. Pozostała część zestawu
koncertowego to już wybór z żelaznego repertuaru zespołu. Były aż cztery
kompozycje z British Steel, po dwie z Defenders of the Faith, Sad Wings of
Destiny i Screaming for Vengeance, a po jednej z Killing Machine,
Painkiller, Sin After Sin, Stained Class i Turbo. Oto cała set lista:
 
Set podstawowy
War Pigs (Black Sabbath) (z taśmy)
Firepower Intro (z taśmy)
1. Firepower
2. Grinder
3. Sinner
4. The Ripper
5. Lightning Strike
6. Bloodstone
7. Saints in Hell
8. Turbo Lover
Prelude (z taśmy)
9. Tyrant
10. Night Comes Down
11. Freewheel Burning
12. You've Got Another Thing Comin'
13. Hell Bent for Leather
14. Painkiller
Bis
Guardians (z taśmy)
15. Rising from Ruins
16. Metal Gods
17. Breaking the Law
18. Living After Midnight
We Are the Champions (Queen song) (z taśmy)
 
Jak widać po powyższym nie dali ani sobie ani publiczności chwili
wytchnienia ;-) Koncert całościowo perfekcyjny. Niesamowicie podobały mi się
animacje i gra świateł do wielu utworów, szczególnie zapadła w pamięć ta z
Saints in Hell, z mrocznym aniołem, nietoperzami, zombie i ogólnie o
horrorowatym klimacie. Druga genialna animacja była puszczana w tle podczas
Rising from Ruins, przedstawiała ona "maszynę" z okładki najnowszego albumu.
Cała oprawa wizualna to jeden z największych plusów występu, który na mnie
zrobił ogromne wrażenie. Oczywiście nie mogło zabraknąć klasycznych momentów
jak wjazd na motorze przed Hell Bent for Leather (robi wrażenie), czy wstęp
do Painkiller. Kiedy Scott Travis zapytuje całą publiczność jaki utwór chcą
i to wejście perkusyjne w jego wykonaniu. Usłyszeć na żywo Painkillera i
Breaking The Law to spełnienie marzeń. Tu tradycyjne zapytanie Halforda
"Breaking the what?" :-) Co do wspomnianej niespodzianki, to Judas Priest
wykonuje po raz pierwszy na tej trasie kompozycję Saints In Hell z płyty
Stained Class, której nigdy wcześniej nie wykonywał na żywo. Intensywność
wrażeń i szybkość utworów powoduje, że ani się człowiek nie obejrzy a oni
już kończą po półtorej godzinie, żegnając się z publicznością jakże
znaczącym napisem "The Priest will be back", za co trzymamy kciuki i na to
liczymy :-)
Parę słów jeszcze o składzie, jak wiemy niestety klasyczny skład zaczął się
sypać, jakiś czas temu odszedł z zespołu K.K. Downing. A na początku tego
roku gruchnęła wiadomość o chorobie Glenna Tiptona, która to choroba
spowodowała niemożność kontynuowania kariery koncertowej. W związku z tym z
oryginalnego składu pozostał tylko Rob Halford i Ian Hill. Poza tym
najdłuższy jak do tej pory stażem perkusista Judasów Scott Travis (będący w
składzie od czasów Painkillera). Natomiast oryginalnych gitarzystów dzielnie
obecnie zastępują Richie Faulkner oraz Andy Sneap. Rob Halford prezentował
się znakomicie, może nie biega już tak szalenie na scenie jak za starych
czasów, ale jego forma wokalna jest znakomita i nic nie straciła, jak on
potrafi nadal wyciągać te górki :-) czy bez problemu śpiewać wymagającego
Painkillera.
Podsumowując koncert uważam za udany, Judasów zobaczyć trzeba i oby grali
nam jak najdłużej.

Słuchacz Marek"



MAREK PRZEWOŹNY z Poznania


======================================
======================================


Bardzo dziękuję Markowi za tak rzetelną i zarazem świetną relację. Z pozdrowieniami... long live rock'n'roll !!!





Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"