sobota, 3 stycznia 2015

WŁADYSŁAW KOMENDAREK - Władysław Komendarek - (1985 / reedycja 2014) -



WŁADYSŁAW KOMENDAREK
"Władysław Komendarek" - (1985 POLSKIE NAGRANIA "MUZA" / reedycja: 2014 GAD RECORDS) -
***1/2


Nie znam się na elektronice, a i też niewiele na co dzień jej słucham, choć w przeszłości z wypiekami na twarzy przeżywałem niektóre dzieła Jean Michel Jarre'a (najbardziej rewelacyjne "Oxygene" i "Equinoxe"), jak też całe lata 70-te i połowę 80-tych u Tangerine Dream, bądź "wczesno-średniego" Vangelisa. Dzisiejszej napieprzanki już nawet nie tykam, w obawie o własne zdrowie. Zresztą, współczesna elektronika w większości wyzbyta jest wszystkiego co gustowne i tajemnicze. Liczy się głównie gonitwa bitów i do znudzenia powtarzane motywy, tak aby ich odbiorca po pięćdziesiątej powtórce wreszcie załapał o co chodzi. Inną sprawą jest niezrozumiałe dla mnie wydawanie takich gniotów na współczesnych winylach, za co powinno się bez wtajemniczania sądów wsadzać owych darczyńców do kryminału - za sabotażowe niszczenie winylowego surowca dóbr matki natury. Przyjdzie być może taki czas, w którym tego zabraknie do wytłoczenia prawdziwych dzieł, a wtedy.... Tak po prawdzie, to towarzysza Edwarda, także należałoby równe cztery dekady temu zakuć w dyby za masową profanację i uprawę orkiestr wojskowych lub Kołobrzesko-Zielonogórskich festiwalowych orgii, radujących obfite brwi innego towarzysza - Leonida.
Władysław Komendarek, któż to taki? - zapytać ma prawo każdy urodzony już w nowej epoce. Niegdyś muzyk wspaniałej art-rockowej grupy Exodus. Grupy, która sprzedała w naszym kraju blisko milion płyt, o czym większość "wojs of polandów" może tylko pomarzyć. Wyrastając w pokoleniu "niekupowaczy" płyt, sami nie kupują, a i nie znajdują na własne wypociny odbiorców. Ot, goła prawda.
Kiedy Exodus rozpadli się jeszcze w pierwszej połowie dekady 80's, Paweł Birula (wokalista grupy) prysnął na stałe za Ocean, a bracia Puczyńscy wzięli się za realizatorkę, dobre studio oraz polski muzyczny show business (Andrzej Puczyński był nawet dyrektorem krajowego oddziału Universalu).
Wielbiciel czarno-białej klawiatury (głównie w elektronicznym sosie) Władysław Komendarek wziął się za tworzenie na własny rachunek, a że wyobraźni i talentu nigdy mu nie brakowało, to tworzy po dziś dzień. Konsekwentnie i z wiarą w siebie. Nawet jeśli jego twórczość dociera już tylko do wybrańców, a i on sam przyodział szatę samotnika, któremu najlepiej we własnym gnieździe, z dala od zatłoczonych ulic. Z całą baterią elektronicznej ekstazy, która stanowi za paliwo do jego życia. Choć na to paliwo bardzo ciężko bywa mu uzbierać, czego sam muzyk nie kryje.
Bardzo szanuję Komendarka, co także pomaga mi dodatkowo i z dużą przyjemnością posłuchać po raz pierwszy w życiu jego najstarszych solowych nagrań. Z beztytułowej płyty, a jednak zarazem zwącej się po prostu "Władysław Komendarek". Ta, oryginalnie ukazała się w 1985 roku tylko na kasecie magnetofonowej. Jako, że nigdy nie hołdowałem żadnym taśmom, ni szpulom, nie posiadałem przez to możliwości posłuchania tej muzyki. Nie przeszkodziło mi to zapoznać się z następnymi dwoma tytułami - wydanymi w epoce na normalnych czarnych (nie afro-amerykańskich) płytach.
Nie pojmuję, dlaczego wypłynął u nas Marek Biliński, a Komendarek zaszył się w cieniu fleszy. Przecież jego twórczość, choć trochę inna, wcale poziomem nie odbiegała od tamtego muzyka wywodzącego się z rockowej grupy Bank. Zarówno u jednego, jak i drugiego, słychać spore fascynacje muzyką J.M.Jarre'a - głównie z okresu "Magnetic Fields", ale i też mniej kapryśnymi innowatorami (z wcześniejszej jeszcze dekady) z zapomnianego już nieco projektu Space - tego od sporego kalibru przeboju "Magic Fly".
Na wydanym właśnie po raz pierwszy kompakcie Komendarka (przez prężną firmę GAD Records) znajdziemy pełen program omawianego debiutu, jak i cztery dodatkowe nagrania pochodzące z tej samej sesji.
Artysta z tego co mi wiadomo, obecnie jest na zupełnie już innym etapie tworzenia i zapewne sam spogląda na wczesne swe poczynania nieco przychylniejszym okiem, tak samo jak i jego odbiorca, któremu właśnie przyszło zmierzyć się z taką retro elektroniką. Na pewno na swój sposób uroczą i ciekawą.
Dałem się ponieść tematom: "Polowanie w Puszczy Białej", nastrojowym "Ranek nad Wisłą" i "Podwodny Spacer", a także "Super Express" - ewidentnie zainspirowanej słynnym tematem "Orient Express" - J.M.Jarre'a, z obłędnych "Chińskich Koncertów".
Spośród kompozycji dodatkowych, zdecydowanie wyróżnia się melancholijna "Lusesita (to znaczy promyk)".
Ciekawie również brzmi taka niby zwalniająca taśma w utworze "Morskie Figle".
Dla fanów zapewne rzecz to obowiązkowa, z kolei dla zwyczajnych sympatyków talentu Pana Władysława (do których i ja należę) album jest sentymentalną podróżą do miejsc niegdyś przeoczonych.

P.S. Za powyższą płytę kłaniam się uniżenie Panu Przemkowi Górskiemu.
P.S.2  Tak przy okazji, polecam wszystkim nieznającym jeszcze albumu Exodus "The Most Beautiful Day" , tytułową suitę już pod polskim płaszczykiem, jako "Ten Najpiękniejszy Dzień". Ten obłędnie piękny utwór zajmował całą drugą stronę winylowego debiutu grupy i jest w moich oczach jednym z najwspanialszych polskich utworów wszech czasów.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP