czwartek, 1 stycznia 2015

Bogowie na pierwszego stycznia ....

Pierwszego stycznia długo się dochodzi do siebie, a my z Żonką wymyśliliśmy sobie kino. I je zrealizowaliśmy. Jak to dobrze, że zarezerwowałem bilety, bo byłoby nerwowo. Początkowo w holu, jak i przy kasach, puściutko (co widać na zdjęciu), lecz z czasem ....
Jakoś tak nie udało się w zalatanym grudniu, udało się na szczęście dzisiaj - na "Bogowie". Z rewelacyjnym Tomaszem Kotem. Widziałem go w wielu filmach i różnych kreacjach, ale to czego ten facet dokonał wcielając się w postać Zbigniewa Religi, to jest naprawdę coś! Pomijam samą charakteryzatorkę (uczesanie, zmarszczki, itp...), ale mimika, głos, sposób chodzenia, w tym ten charakterystyczny przygarb Profesora - coś niesamowitego.
Świetna fabuła, żywa i płynna akcja, nawet w scenach, które mogłyby lekko zwolnić tempo, działo się sporo. Przy okazji, bardzo dobre oddanie widzowi sylwetki prof. Religi. Człowieka dążącego do celu z wiarą i pasją dostępną tylko nielicznym tego świata.
Nawet ukazane realia PRLu, choć istotne dla wtopienia obrazu w rytm tamtych czasów, nie były aż tak istotne w całokształcie. Tak więc, z dawnych rekwizytów liczył się chyba jedynie tylko Duży Fiat Profesora, natomiast cała reszta skomponowała zgrabne tło.
Brawo dla reżysera Łukasza Palkowskiego za podjęcie ryzyka i pokazanie na ekranie wielu nieznanych twarzy, których obecność była nie krótsza od wielu już utytułowanych gwiazd (jak: Jan Englert, Cezary Kosiński, Zbigniew Zamachowski, Marian Opania, Ryszard Kotys, Kinga Preis i kilku innych).
Przeciętny widz dowiaduje się o istocie polskiej transplantologi. O tym, czym w ogóle jest oraz w jakich bólach się rodziła. Lecz, przede wszystkim, o ambitnym i napiętym życiu jej ojca.
Film ogląda się z thrillerowym napięciem, i choć ten niemal w całej rozciągłości jest "bardzo serio", to nie wspina się na szczyt jakiegokolwiek nadęcia. Jest także kilka zabawnych scenek - dosłownie. Jak ta, gdy profesor wychodzi z kliniki, a na jego oczach (a raczej za jego plecami) podjeżdża karetka z ciężkim przypadkiem, no i trzeba rozpocząć działanie już na dworze. Profesor cofa się i zrywa do nagłej roboty. Nierozpoznany zostaje zapytany o to kim jest, na co z pełnią sytuacyjnego tempa, a i powagi odrzeka: "przechodziłem właśnie". Podobny chichot wywołuje scena z pozyskaniem świni, a konkretnie potrzeba jej serca, do.... - ale to najlepiej już obejrzeć samemu.
Film kończy się najsłynniejszym ujęciem po jednej z operacji Profesora. Zdjęciem, które w swoim czasie było jednym ze zdjęć roku, bodaj dla National Geographic lub World Press Foto. Sprawdźcie Państwo sami, bo ja już tego dokładnie nie pamiętam. Profesor siedzi wykończony na krześle, obok na stole leży pacjent, a asystent Profesora siedzi na podłodze oparty o ścianę w drugim końcu operacyjnej sali. I ta scena pięknie się tutaj na filmie przemienia w oryginalne (tamto) zdjęcie. I tak się kończy ten film. Film, którego Państwu nie opowiedziałem, ponieważ i tak nie da się tego zrobić. Dlatego, przejdźcie się, jeśli do tej pory tego nie uczyniliście.







Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP