czwartek, 15 stycznia 2015

ALABAMA - The Closer You Get - (1983) -



ALABAMA 
"The Closer You Get" - (RCA Records) -
*****

Ostatnio spełniam marzenia. Kolejnym jest zdobycie po latach poszukiwań mojej ukochanej płyty Alabamy "The Closer You Get" - w wersji kompaktowej. Mniej więcej o tej samej porze w ubiegłym roku zaprezentowałem w Nawiedzonym Studio połowę tego albumu. Z płyty winylowej. Kompaktowej wersji długo nie udawało mi się zdobyć, będąc jednak niedawno w Saturnie (w przydworcowym City Center), po odbiór jakiejś płyty, spostrzegłem na półce pięciopak Alabamy. W dodatku - z ich najlepszymi płytami ! A pośród nich multiplatynowa "The Closer You Get". Zresztą, w tym właśnie czasie (lata 80-te) każda płyta tego kwartetu (notabene właśnie z Alabamy) pokrywała się 3-4, bądź 5-krotną Platyną. Właśnie omawiana rozeszła się tylko w samych Stanach Zjednoczonych w nakładzie przekraczającym 4 miliony egzemplarzy i jeszcze dodatkowo "bezczelnie" sięgnęła po Grammy. Warto podkreślić, że niezłego świra na punkcie tej płyty, jak i w ogóle Alabamy, mieli wówczas także Kanadyjczycy.
Z płyty wykrojono trzy single, z których każdy odniósł spory sukces (tylko pierwsze miejsca Billboardu !) - i to nie tylko pośród kierowców ciężarówek, choć prawdą jest , że płyta podbijała Billboardowe listy przebojów w kategorii "country", a nieco delikatniej w zestawieniach ogólnych.
Być może lekkość i świeżość znajdującej się tu muzyki wynika z absolutnej wolnej ręki, jaką grupie dała wówczas wytwórnia RCA, która bardzo zadowolona z ciągnącego się od lat pasma sukcesów, postanowiła nie ingerować w kwestie kompozycyjne jak i produkcyjne. Mało tego, wspomagała nawet Alabamę w organizacji trasy koncertowej, na czym ponoć również nieźle wyszła do przodu.
Powróćmy jednak do samej płyty. Znam dobrze Alabamę z wielu albumów i choć na każdym z nich da się znaleźć sporo świetnej muzyki, to jednak "The Closer You Get" jawi się jakąś nie do przebicia wyjątkowością. Praktycznie każda z zawartych tutaj dziesięciu kompozycji, wbija słuchacza w fotel. Oczywiście mam tu na myśli zagorzałych wielbicieli gatunku - czyli niezbyt skomplikowanego country rocka, takiego nieco w stylu wczesnych Eagles, Poco, Marshall Tucker Band, bądź Pure Prairie League.
Pierwsze dwie piosenki, to dwa spośród owych trzech singli, czyli tytułowa i zarazem bardzo Eaglesowa "The Closer You Get" (niczym wyszarpnięta z pierwszych czterech płyt Orłów) oraz urocza, choć być może i nawet nieco sielska ballada "Lady Down On Love" - taka w stylu środkowego Kenny'ego Rogersa. Niemal wymarzone wprowadzenie, jednak później jest jeszcze lepiej. Proszę się przyjrzeć trzem innym balladom: "She Put The Sad In All His Songs" oraz dwóm absolutnym klejnotom "Very Special Love" i "Alabama Sky". Można by rzec, iż są to pełne uroku piosenki, wyartykułowane i zagrane z wielkim przejęciem, jak i pełnią melancholii, a do tego także stosownej powagi. Randy Owen śpiewa leniwie niczym Glenn Frey, z kolei chórki pozostałej trójcy, to dosłownie wykapani The Eagles. Gdybyśmy się urodzili w amerykańskiej rzeczywistości, znalibyśmy zapewne te kawałki jak amen w pacierzu, a tak będziemy do końca swych dni żyć w przekonaniu, że w takiej muzyce liczą się tylko sami Eaglesi. Genialni rzecz jasna, ale przecież nie jedyni.
Proszę sobie nie myśleć, że mamy tutaj tylko same ballady. Skądże. Całość przeplatana jest kompozycjami żywiołowymi, dającymi się jednocześnie zaśpiewać jak i nawet zatańczyć. Prym w tym wiodą po połowie nastrojowo-porywający "Red River" (ze świetnym, choć krótkim gitarowym solo i obłędną partią pianina!), wręcz rockowy "Lovin' Man" i absolutnie fenomenalny "Dixieland Delight" - którego także wydano na singlu. Gitara akustyczna, chóralna zwrotka, wszystko toczy się w na pół ślimaczym tempie, by nagle w refrenie ruszyć do przodu niczym nieokiełznana klacz. No i ta autentycznie genialna solowa partia skrzypiec - coś niesamowitego! Chyba nawet umarłego postawiłaby na nogi.
Każda piosenka z "The Closer You Get" jest mniej lub bardziej porywająca. Co ważne, tych dziesięć piosenek stanowi za dobrze splecioną całość, z której gdyby wyrwać przynajmniej jedną nutę, powstałaby szpetna szczerba.
Nareszcie mam to na CD ! Nie muszę już zdzierać i tak mocno wysłużonego winyla.
Nie chcę oczywiście nikogo na koniec urazić, muszę jednak zaznaczyć, iż mieszkam w kraju, w którym to nieco "napuszonym" szacunkiem darzy się Pink Floydów, Led Zeppelin, Milesa Davisa, Davida Bowiego lub Queen, no i jeszcze niewielu innych z górą kilkudziesięciu artystów, dlatego trudno będzie mi przekonać masowo nieprzekonanych do "preriowej" Alabamy, którą w 38-milionowej Polsce z maciupkim skutkiem próbował niegdyś lansować polski Kenny Rogers, czyli Pan Korneliusz Pacuda. A szkoda, bowiem gdyby nie ta nasza narodowa i z góry zakładająca tandetność zraza do muzyki country, to kto wie .... Dlatego tę płytę pozostawiam ludziom szeroko otwartym na muzykę - unikającym jej zaszufladkowaniom.



Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

(4 godziny na żywo!!!)

===============================

"BLOG NAWIEDZONEGO"
oraz
"BLOG TYLKO O PŁYTACH CD i LP