Poniżej zamieszczam "wklejkę" z materiału otrzymanego dzisiaj od Andrzeja z Zielonej Wyspy.
Rzecz dotyczy wydarzenia, jakim będzie przyjazd Bruce'a Springsteena i jego E Street Bandu do miejscowości Kilkenny, w której to zamieszkuje nasz autor z poniższej relacji.
Tekst i zdjęcia bez cenzury :-)
===================================================================
Bruce Springsteen
„Wrecking Ball Weekender” – relacja z ... kolejki.
W
minionym tygodniu uczestniczyłem w pewnym, poniekąd muzycznym
wydarzeniu, o którym wspomniałem Panu Andrzejowi. Wydarzenie owo
wydało się nam obu na tyle interesujące, że zapytany o to,
zgodziłem się podzielić swoimi obserwacjami z czytelnikami „Blogu
Nawiedzonego”. Proszę zatem moją opowieść potraktować jako
kolejną relację z Zielonej Wyspy – kraju, którego mieszkańcy
żyją nie tylko szczytem budżetowym UE, fałszowaniem hamburgerów,
ale również muzyką, którą kochają, jak mało co...
Kilkanaście
dni temu idąc ulicą, mą uwagę przykuł plakat wywieszony w
witrynie miejscowego sklepu płytowego. Stanąłem patrząc na niego
i oczom nie dowierzając. Jakby nie czytać głosił, że dnia 27 i
28 lipca bieżącego roku w Kilkenny koncertować będzie Bruce
Springsteen w towarzystwie E Street Bandu. O tym, że The Boss
przybywa do Irlandii, by wystąpić w Cork, Limerick i Belfaście
wiedziałem od dawna, wiedziałem też, że biletu na koncerty
rozeszły się wiele tygodni temu. Musiałem wejść i zapytać się
czy to jakieś żarty, czy błąd drukarza. Sprzedawca odparł z
uśmiechem, że są „rzeczy między niebem, a ziemią, o których
nie śniło się filozofom...” Fakt został potwierdzony, trzeba
było zatroszczyć się o to, by i tym razem bilet nie przeszedł mi
koło nosa.
Nim
zacznę dalszą części opowieści, wyjaśnię skąd moje
zdziwienie. Kilkenny to urokliwa miejscowość, stolica county, ale
jak na standardy kogoś przybywającego z Poznania bardzo mała, bo
licząca zaledwie 25 tys. mieszkańców. Rzadko zaglądają tu
artyści światowej sławy. Zapowiedzenie koncertów Bruca
Springsteena z pulą biletów 70 tys. porównać można do
zorganizowania w Poznaniu show dla ponad półtora miliona widzów.
Dodać
jeszcze muszę, że Irlandczycy ogromnie sobie cenią Bruce’a
Springsteena, a jego muzyka jest tu niezwykle popularna. Wiedząc to
wszystko i mając świadomość, że ta ogromna ilość biletów w
momencie otwarcia kas zacznie topnieć niczym śnieg w lipcu,
postanowiłem o świcie iść ustawić się w kolejce i w ten sposób
zagwarantować sobie wejściówkę na koncert.
Sprzedaż
biletów miała rozpocząć się o godzinie 9:00 rano, wykalkulowałem
sobie, że jeśli zjawię się przed sklepem o godzinie 6:00, to te
trzy godzinki jakoś wytrzymam, a w zamian będę jednym z pierwszych
szczęśliwców. No i zdziwiłem się kiedy dotarłszy tam,
stwierdziłem, że w kolejce stoi już około 200, najczęściej nie
młodych osób, a jej długość przekracza 100 metrów! Czym jednak
jest stumetrowa kolejka, dla dziecka PRLu?! Ustawiłem się grzecznie
i nadstawiłem uszu, obserwując przy okazji, nastroje wśród
zgromadzonych. Spodziewałem się kłótni, tekstów w rodzaju „pan
żeś tu nie stał!”, przepychanek, prężnie działającego
komitetu kolejkowego, a tam nie powiem fiesta, ale nastrój radosnego
oczekiwania, podekscytowanie, śmiech i pogawędki. Z czasem
dowiedziałem się, że osoba na pozycji numer 1 stoi od godziny
17:30 dnia poprzedniego, że pan z numerem 3 wybiera się właśnie
na 24 koncert Bossa, a także że już przed północą w kolejce
zgromadziło się koło 50 osób. Łatwo było odróżnić tych
weteranów – zaopatrzyli się w krzesła, kołdry, śpiwory,
termosy z gorącą kawą, choć nie zaprzeczę, że widziałem
również skrzynkę Budwaisera. Co jednak najbardziej mnie zaskoczyło
i ujęło, to fakt, że właściciele okolicznych restauracji, od
czasu do czasu pojawiali z poczęstunkiem. Wszystkie osoby
wyczekujące w kolejce od wieczora, koło godziny 22:00 dostały
kolację, a później jeszcze dwukrotnie – o 2:00 i 7:00 pojawili
się „kurierzy” roznoszący herbatę, kawę i pieczone kiełbaski.
Zwyczajny ludzki gest, a jednak wiele znaczący dla kogoś kto na
mrozie (w nocy temperatura spadła poniżej zera) spędza bezsenną
noc. Niewielkie koszta dla restauratorów, zważywszy że władze
miejskie obliczyły, iż na koncercie lokalny biznes powinien zarobić
około 10 mln. euro! Dodam również, że wolne pokoje na koniec
lipca, skończyły się w miejscowych hotelach i pensjonatach, dobre
kilka dni przed pojawieniem się biletów na rynku.
Wracając
do tematu – sprzedaż wejściówek zaczęła się po godzinie 7:00.
Właściciel sklepu, mający bezpośrednie połączenie z systemem,
doszedł do wniosku, że ludzie mogą bilety odebrać sobie później,
a on równo o 9:00 kupi ich kilka tysięcy, gwarantując w ten sposób
każdemu stojącemu w kolejce obecność na koncercie. Ja zostałem
obsłużony o godzinie 10, czyli równo po czterech godzinach
czekania. Z tego co widziałem, byłem też jedną z nielicznych
osób, które poprosiły o jeden bilet (maksymalnie przypadało 6 na
głowę i rzadko kto brał mniej). Czy było warto? Z ostateczną
odpowiedzią poczekam na koniec lipca, ale już teraz mogę
powiedzieć, że zobaczyć ludzi czekających całą noc pod sklepem,
nie za meblościanką ze Swarzędza, nie za telewizorem lub laptopem,
lecz za biletem na koncert, ludzi uśmiechniętych i wywołujących
uśmiech przechodniów – BEZCENNE!
Pozdrawiam
serdecznie – Andrzej z Zielonej Wyspy
Ps.
Uprzedzając pytania - tak mogłem spróbować kupić bilet przez
Internet, ale z tego co słyszałem, system ma to do siebie, że
chwilach wielkiego zainteresowania koncertem, potrafi się zawieszać,
o czym przekonałem się kilkakrotnie w ciągu tego dnia, próbując
wejść na stronę Ticketmastera – przez kilka godzin powtarzałem
próby bez powodzenia. Mogło się udać, albo i nie.