środa, 12 września 2012

jak kozacy w piłkę grali

Strasznie oglądało mi się wczorajszy mecz Polski z Mołdawią. I wcale nie tylko z powodu nędznego poziomu gry obu drużyn. Cięło mi na komputerze strasznie. O ile pierwszą połowę dało się jeszcze w miarę zaakceptować, o tyle w drugiej, a szczególnie pod jej koniec, to już był tylko pokaz slajdów. Tak więc, o drugiej bramce dla naszych, dowiedziałem się dopiero po jakimś czasie, a obejrzałem ją ze spokojem, przed północą na Eurosporcie. Wraz z innymi (niektórymi) skrótami spotkań. Następnym razem już sobie podaruję takie "oglądanie" meczu. A zatem, nie jestem w stanie pochwalić Polaków za ostatni kwadrans, a ten był ponoć najlepszy z całej tej 1,5-godzinnej męki.
Wszystko wczoraj nawalało. Nie było piłkarza, którego chciałbym wyróżnić jakoś szczególnie. No, może Kubę Błaszczykowskiego jakoś trochę bardziej. Za waleczność i serce na pewno. Podczas, gdy inne "paniusie" stały sobie w miejscu, ten naprawdę orał trawę z lewa na prawo.
Poza tym, nie wiem jak to było, że sprawozdawcy meczu we Wrocławiu, potrafili się połapać kto co zrobił dobrze, albo lepiej - bo ja nie odróżniałem w tym spotkaniu słabeusza od słabeusza.
Najlepsze wrażenie wśród gości, zrobił na mnie Alexandr Suvorov. Na co dzień zawodnik Cracovii z Krakowa. Tak, Cracovii z Krakowa, a nie Cracovii Kraków, jak to często błędnie się snuje! I pomyśleć, że wyróżniającą się postacią był facet z pierwszej Polskiej Ligi. Dla niewtajemniczonych w Polską Boiskową Kopaninkę dodam, iż dzisiejsza pierwsza liga jest zapleczem dla Ekstraklasy, czyli de facto dawną ligą drugą.
Nie chcę już pisać o potędze Polskiego Futbolu. W każdym wpisie tak czynię. Już samemu nie chce mi się tego słuchać czy czytać. Powiem krótko, jestem załamany! Niedługo będziemy walczyć jak równy z równym np. z takim Luksemburgiem czy Azerbejdżanem. Ten problem właśnie dopadł Portugalczyków (a ich dzieli w stosunku do nas przepaść przecie), którzy kilka dni temu wygrali na wyjeździe z Luksemburgiem ledwie 2:1, a wczoraj z Azerbejdżanem co prawda 3:0, ale po jakich mękach! - to raz, a dwa, to gole padły już pod koniec meczu, gdy Azerowie byli wykończeni. Jednak za niedługi czas, i to się zapewne zmieni. Patrząc na obecną dyspozycję powyższych drużyn, a także rzucając okiem na ambitnych Macedończyków, nawet słabiuśkich Szkotów, czy ogranych wczoraj przez Rosjan Izraelczyków, jestem pewien, że ta nasza narodowa zbieranina kopaczy, snuje się po dnie, niczym fusy po trzecim parzeniu.
Boję się nawet pomyśleć o tym, co zrobią z nami Anglicy w październiku na Narodowym. Remis 0:0 kupiłbym dzisiaj w ciemno. I uznał za największy sukces od czasów pokonania Portugalii na Śląskim w 2006 roku.
A tak nawiązując do meczu Polska - Mołdawia. Czy nie zastanawia Was, skąd Grzegorz Lato zapytany przez Mateusza Borka, na chwilę przed meczem, znał z góry wynik spotkania? Pamiętacie co odpowiedział towarzysz Winnicki, Stanisławowi Aniołowi na jego zapytanie: "a tak swoją drogą, czy nie uważa Pan, że to dziwne, ze profesor z góry znał wynik całego meczu?" Na co towarzysz Winnicki: "ja się z panem zgadzam. oczywiście, że jest to ukartowana robota określonych kół. Ja już dawno ostrzegałem przed tym dysydentem".
Przekładając sprawę na język dzisiejszy, należy powołać komisję w celu zbadania tego faktu. Z ewentualnym wyjaśnieniem poszłoby gładko, wszak szumowin powołanych do takich celów u nas nie brakuje.
A poza tym,  cóż..., lato nam się kończy. I to jest jeszcze bardziej smutne. Po wczorajszej oazie dla ducha i ciała, dziś powitał nas dżdżysty dzień. I tak już ma ponoć pozostać. A zatem, witaj codzienności ty moja.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl