piątek, 20 lipca 2012

takie moje qui pro quo

Już piątek. Kończy się urlopowanie. Pora pomału wracać do roboty. Jeszcze tylko jutro ostatnia smażona ryba, ostatni wieczorek w gronie przyjaciół przy kościach, ostatnie drinki, ostatni haust cudownego morskiego powietrza, i przyjdzie wracać na ziemie ukochane.
Może i w tym roku, nie była pogoda jakoś specjalnie łaskawa, ale nie ona była mi potrzebna do szczęścia, jak to na ogół jest postrzegane. Fakt, ja należę do kochających wystawiać nos pod słońce, jednak gdy miło czas leci, nieważne jest licytowanie się o celsjuszowy stopień czy dwa....
Jedno co spostrzegłem w tym roku (choć być może dotąd na to nie zwracałem uwagi), to jakiś drastyczny spadek entuzjazmu w narodzie. Ludzie chodzą jacyś smutni, poddenerwowani, niesympatyczni,.... No co ja na to poradzę, że lubię zaczepiać i zagadywać, że nawet z niemal każdym psiakiem czy kociakiem lubię sobie pogadać. No właśnie. Z tym, ze różnica jest taka, iż zwierzaki obcałowały mnie na każdym suchym kawałku ciała, a ludzie patrzyli jak na jakiegoś mafioso. Przykład? Bardzo proszę, otóż kilka dni temu zauważyłem parkę znanych aktorów (nazwisk nie podaję, bo w dzisiejszych dziwnych czasach....), którzy z dwójką swoich dzieci kupowali kapitalne!!! amerykańskie lody kręcone, no...i to tyle.  Wczoraj ta sama parka podeszła do tej samej budki ponownie. Zorientowałem się w tym, gdy ci byli w kolejce właśnie o krok przede mną. Kiedy już z porcją szczęścia w dłoniach odchodzili od tejże budki, ja zaczepiłem ich, mówiąc: "ależ syn podobny do ojca". Licząc przynajmniej na odwzajemniony uśmiech. Skończyło się na nerwowych słowach do owego chłopca: "dalej, chodź, idziemy".  Zapytałem mojej żonci: "o co chodzi? Co ja powiedziałem "nie tak"? Szybko żoncia mnie uświadomiła, że żyjemy w czasach, w których każdy nie ufa drugiemu, bo nie wiadomo jakie ja mogę mieć zamiary wobec tych ludzi, a szczególnie dziecka znanych postaci. Po chwili przyszedł mi do głowy scenariusz, że oto mafioso namierza dla okupu parkę słynnych aktorów i już wkrótce ma zamiar porwać zagadanego przez siebie chłopca, celem wymuszenia okupu. Brrrr.! Przeszły mnie zimne poty na myśl, że owa parka po powrocie do swojego domku, mogłaby poczuć jakiś strach czy obawę, a w centrum takiego scenariusza wpisany zostałbym właśnie ja.
Kiedy zobaczyłem w Niechorzu kolejną znaną twarz , a konkretnie Pana Jana Piechocińskiego (czyli filmowego Karola Górskiego z "Och Karol"), postanowiłem z wyrazem chłodu na twarzy udać, że w ogóle nie wiem któż to taki. Głupio bym się poczuł, gdybym po ewentualnym: "jak przyjemnie mi Pana widzieć", usłyszałbym w zamian wewnętrzny szept "spier....."! Oczywiście nie zakładam, że Pan Jan prezentuje takowy poziom, aczkolwiek w tych dzisiejszych dziwnych  czasach..... Poza tym, nie chciałbym przestać lubić filmu, którego tak przecież lubię.  A i postać filmowego Karola lepiej by zapamiętać na zawsze miło.
Mój szwagier, podczas wieczornej imprezowej nasiadówy, wpadł na kapitalny (w moim odczuciu) pomysł. Pomysł, którego uda się zrealizować, jeśli dzisiaj jeszcze ową parkę aktorów spotkamy. Ma to wyglądać następująco, ja podejdę na ich wysokość, a szwagier podbiegnie z kawałkiem kartki i zdyszany ledwo wyzipie: "panie Andrzeju, czy mogę prosić o autograf, z dedykacją dla...., itd....". Po czym jego marzenia się spełnią, a ja z pełnią gracji w kroku, oddalę się w sobie tylko znanym kierunku. To będzie słodka zemsta. Takie moje qui pro quo.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl