wtorek, 6 grudnia 2011

Odpowiadajac Słuchaczowi Hubertowi odnośnie grupy MAGNUM.



Jakże mi miło słyszeć słowa pochwały co do mojego ukochanego MAGNUM :-)  Bardzo, ale to bardzo się cieszę. Drogi Hubercie, jeśli już połknąłeś ten magnumowski haczyk , to poleciłbym tobie szczególnie albumy tej wybitnej, aczkolwiek kompletnie u nas niedocenianej grupy,  powstałe w latach 1982-91. Nie dość, że to mój ulubiony okres ich twórczości, to nawet obiektywnie powinni się do mnie przyłączyć inni fani grupy. Z wcześniejszych albumów polecam w szczególności "The Eleventh Hour" (1983). Pomijam już fakt, iż mam do tej płyty ogromny sentyment, a choćby i z uwagi na to, że była to pierwsza płyta kompaktowa jaką sobie kupiłem. Choć nie pierwsza w ogóle! Ale o tym napiszę kiedyś w osobnym rozdziale. Powróćmy do Magnum. Na "The Eleventh Hour" zespół krążył jeszcze pomiędzy art-rockiem a hard-rockiem, choć hołdował krótszym kompozycjom. W zasadzie kocham tam każdą nutę, więc ciężko będzie mi zachęcić Huberta czy ewentualnych innych Słuchaczy, do jakiejś konkretnej jednej kompozycji. Idąc jednak głosem serca, polecam zanurzcie swe uszy w "The Word" czy "The Prize". Większość jednak fanów Magnum, najwyżej ceni sobie z tego okresu, wcześniejszą "Chase The Dragon" (1982). I w sumie trudno się dziwić. Zawiera bardziej wyszukaną muzykę, podaną z wielką klasą, niemal progresywną, ale przede wszystkim, płyta ta zawiera tak genialne kompozycje, jak: "Soldier Of The Line", "The Spirit" oraz "Sacred Hour", które jeszcze do niedawna stanowiły podstawowy repertuar koncertowy. Nie wiem, być może na ostatnich koncertach grupa powracała do tych utworów, ale ponieważ nie miałem okazji tego sprawdzić, to piszę w czasie przeszłym.
Z kolei za największe artystyczne osiągnięcie uważa się genialny album !!! "On A Storyteller's Night", który ukazał się w 1985 roku dla wytwórni FM, z którą to grupa pożegnała się wkrótce,tuż po odniesieniu sporego sukcesu, właśnie dzięki niej. Wówczas to do swych szponów podebrali ich panowie ze słynnego Polydor Records i na samo dzień dobry, wstrzyknęli w rolę producenta Rogera Taylora, perkusistę z Queen. Zatrzymajmy się jeszcze przez moment na "On A Storyteller's Night". To właśnie tutaj pojawił się jeden z największych przebojów grupy: "Just Like An Arrow", czy bardziej rozbudowane i wręcz symfoniczno-metalowe perły "How Far Jerusalem" czy utwór tytułowy. Niezwykle urzekają także nastrojowe "Les Morts Dansant" czy wręcz genialny w swej prostocie i chwytliwy zarazem "Two Hearts". Ale co tam, cała płyta jest czarująca, bogata w melodie, aranżacje, a także swoistą dramaturgię. Prawdą jest, że później Magnum już nigdy nie stworzyli aż tak ambitnego dzieła. Tutaj jednak muszę zaznaczyć, iż dla entuzjastów takich grup jak: Genesis, Yes czy Pink Floyd, muzyka Magnum zawsze będzie wydawać się zbyt prosta, natomiast z drugiej strony fani AC/DC, Rolling Stones czy KISS, mają prawo się skrzywić na nudne symfoniczne wywody tej w sumie hard-metalowej kapeli.
Boję się także polecać trzy późniejsze dzieła grupy, bo to już nieco inna bajka jak na uszy naszych rodaków, do których rzadko przemawiała zbyt melodyjna twórczość "niby" hard-rockowych zespołów. Myślę tu o albumach: "Vigilante" (1986), "Wings Of Heaven" (1988)  oraz "Goodnight L.A." (1990), które kocham jak mało co, a z doświadczenia wiem, że prawie na nikim nie robią większego wrażenia. Choć na Wyspach ludzie kłaniają im się w pas. Niestety u nas za dzieła uważa się tylko wczesne dokonania Zeppów, Purpli, Sabbatów, itp... Dlatego, to że Hubert zadał pytanie na temat Magnum, sprawiło mi ogromną radość, że wreszcie o czymś innym , niż tylko o Ozzym, Coverdalu, Dickinsonie,... , których ubóstwiam, ale przecież na nich muzyka się nie kończy. Nie będę już Was męczyć tytułami nagrań, które chciałbym z trzech w/w płyt polecić szczególnie, bowiem powiem najkrócej jak się da, na tych płytach nie ma nawet średniego utworu. Są tam tylko bardzo dobre, fantastyczne i genialne. A jeśli idzie o album "Goodnight L.A." (1990) , to z jego udziałem wiąże się pewna fajna historia, jaką przeżyłem właśnie w 1990 roku, kiedy to pojechałem służbowo do Berlina i przydarzyło mi się coś niebywałego, ale o tym napiszę kiedyś osobno, gdyż to na dłuższe wypracowanie. Tej płyty słuchałem chyba z milion razy i znam na pamięć tam każdy takt i nutę. Dlatego o takich płytach nie potrafię na chłodno opowiadać w duchu jakiegoś cholernego obiektywizmu. Chciałbym, aby każdy z Was magnumowskie dzieła posiadał w swoim domu i pieścił je z taką czułością jak ja. Za ostatnią wielką płytę z tamtego okresu uważam "Sleepwalking" (1992). Posłuchajcie utworów: "Stormy Weather", "Only In America" czy "Sleepwalking". Jeśli nie pochłoną Was bez reszty, to podarujcie sobie tę płytę w pozostałej jej części, i kto wie, może w ogóle Magnum z tego okresu. Ktoś powie, no dobrze, a dlaczego nie zachwalam następnej "Rock Art" (1994) ?  Ano dlatego, że choć ją lubię, to tylko na tym się sprawa kończy. Nie urzekła mnie swym klimatem jak dzieła wcześniejsze, pomimo kilku świetnych numerów, w tym jednym nawet świątecznym "On Christmas Day", który idealnie nadaje się właśnie na ten czas. Powrót Magnum w XXI wieku okazał się radosny, jednak repertuarowo zespół daleki już był od swej dawnej świetności. Oczywiście, przydarzały mu się rzeczy dobre, a nawet rewelacyjne, jak nad wyraz udana płyta "Princess Alice And The Broken Arrow" (2007). Także, pomimo raczej rozczarowań , jakie mnie spotykają ze strony obecnego Magnum, podkreślam, że wciąż cholernie lubię tę grupę. I kibicuję jej jak mojej ukochanej Warcie Poznań, a może nawet i bardziej? Rozumiem także zachwyt nad jej współczesną twórczością, pośród ludzi, którzy nie dotarli jeszcze do najlepszych płyt tego zespołu. Jest jedna rzecz, która przemawia na korzyść nowego Magnum. Dotyczy to głównie młodszego odbiorcy, dla którego współczesne brzmienie zawsze będzie brało górę nad tym nieco już archaicznym. Tak więc, jeśli nie poddamy się czarowi wybitnych dawnych kompozycji, a tylko strona techniczna będzie się liczyć, to w rzeczy samej nowe płyty Magnum muszą czuć się zwycięsko. Napisałem przed chwilą tych kilka bzdur chcąc być obiektywnym, choć sam nie daję w to wiary, bowiem stare Magnum to jest naprawdę to! Acha, nie wspomniałem nic o okresie najstarszym, czyli o płytach "Kingdom Of Madness" (1978) oraz następnej "Magnum II". Aby było jasne, to także świetne rzeczy, które tylko tyciu mniej lubię od tych, o których tyle powyżej. Polecam każdemu z Was zapoznać się z tą grupą. Lecz nie wszystko na raz! Posłuchajcie spokojnie, po jednej płycie na miesiąc, dajcie każdej z nich szansę zadomowienia się w waszych uszach. Z doświadczenia wiem, że przerabianie muzyki na tzw. kolanie, źle jej służy. Dlatego nie jest wskazane szybkie chłonięcie bogatych 10 lub 15-płytowych dyskografii w przeciągu kilku krótkich tygodni, a danie sobie tego czasu nieco więcej. No, to tyle z mojej strony. Łapcie za Magnum kaliber CD lub LP , i miłego odbioru!

P.S. Nie napisałem nic o Bobie Catleyu, którego uważam za jednego z najlepszych hard-rockowych śpiewaków, czy o genialnym gitarzyście i jeszcze lepszym kompozytorze Tonym Clarkinie (a także o jego słynnej brodzie i kapeluszu), bo musiałbym wysmażyć jakiś profesjonalny referat, a nie o tym w sumie być miało. Tak więc, pomijając to, pominąłem jeszcze dziesiątki ciekawych faktów i anegdot, o których mógłby wreszcie ktoś napisać , na przykład w takim "Teraz Rocku". Piśmie, które nigdy nie poświęciło miejsca na wkładkę o tym zespole, czy choćby przeprowadziło jakiś wywiad z którymś z muzyków, itd... Było jedynie kilka recenzji ostatnich albumów, i to najprawdopodobniej dzięki firmie "Mystic Production", która redakcji zapewne wysłała promocyjne ich egzemplarze, wymuszając przez to tych kilka pochlebnych słów o ich zawartości. Szkoda, że jedyne rockowe pismo w Polsce tak płytko postrzega muzykę rockową, żeby w ciągu dwudziestu lat swego istnienia, nie napisać choćby jednego artykuliku o tak ważnym zespole jak Magnum. Wstyd.

P.S 2. Jednym z moich największych marzeń życiowych jest zobaczenie Magnum na żywo. Niestety, trudno spodziewać się tej grupy w naszym kraju. Popularnością nie cieszą się wręcz żadną. A do tego radio ich nie gra, prasa woli pisać o naszym koszmarnym "rockowym" podwórku, a organizatorzy idą na pewniaka, ściągając po kilka czy kilkanaście razy tych samych artystów, bo w takich niepewnych , jak ci moi, wolą nie wtapiać swoich pieniędzy.  I trudno się dziwić, bowiem po warszawskim występie Heather Nova'y do pustej sali, już nikogo nie będę przekonywać, o wielkości tych, którzy często pozostają takimi tylko, być może, w moim przekonaniu


 Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

poniedziałek, 5 grudnia 2011

"Szczęśliwe losowanie" grup na Euro 2012 - czy aby na pewno?

Nawiązując do listu nadesłanego przez naszego "Wyspiarskiego" korespondenta Andrzeja, odnośnie Euro 2012, a raczej niedawnego losowania grup , chciałbym także wtrącić swoje trzy grosze. Nie komentowałem tego wcześniej, bowiem ogólna euforia jaka się wytworzyła po tymże losowaniu, mnie akurat się nie udzieliła. Prawdę powiedziawszy, żałuję osobiście, że nie pozyskaliśmy teoretycznie mocniejszych rywali. Inaczej smakowałby ewentualny sukces, a i porażka nie nazywałaby się sromotną klęską. A raczej sromotnikową, bo wyjątkowo gorzką i o trucicielskim znaczeniu. A tak, wylosowano nam Czechów, z którymi potrafimy nawet czasem wygrać, dalej Greków, z którymi niby zawsze sobie jakoś tam radziliśmy, oraz Ruskich. No, tych ostatnich, to nawet dobrze. Tyłki im przetrzepać, zawsze jest miło, a i smak ewentualnej wygranej będzie większy, nawet od tego ze sławetnych starć Barcy z Realem. Te drużyny mają bądź co bądź okazję do częstych konfrontacji. Pomimo, iż w zasadzie na pierwszy rzut oka, nasza grupa wydaje się wręcz słaba, to historia nie raz utarła nosa śmiałkom, którzy pewni swego, ruszali do boju z teoretycznymi słabeuszami. Sami także wielokroć oberwaliśmy po huraoptymizmach, jak choćby po niedawnych bojach naszych ze Słowakami czy Słowenią , w ramach eliminacji do południowo-afrykańskiego Mundialu. Albowiem, potentaci Polska i Czesi , pozostali w swoich domach, a do RPA walizki zapakowali ci, którym wróżono tylko los dostarczycieli punktów. W zmieniającej się piłce, a także strukturach jej dzisiejszego kształtowania, tworzenia, itd... ,zapewne nadejdą niebawem takie czasy, w których wygrać z San Marino, Luksemburgiem czy Andorą, nie będzie już tak łatwo. Przykładami niech będą Cypr, Wyspy Owcze czy Liechtenstein. Kraje, które w ostatnich latach pokazały, że tanio skóry nie sprzedadzą, potrafiąc coraz częściej remisować z o wiele silniejszymi, a i także wygrywać. Bo dla przykładu, Cypryjska piłka klubowa odnosi od jakiegoś czasu większe sukcesy od tej naszej. Biorąc choćby tylko pod uwagę fakt udziałów w elitarnej klasie rozgrywkowej, jaką jest Liga Mistrzów. Cypryjczycy potrafią swoje kluby tam doprowadzić, podczas gdy nasza liga jest wciąż zbyt słaba. A i reprezentacja także potrafi spłatać figla, choćby takim potentatom jak Portugalia, gdzie w pierwszym zetknięciu się podczas eliminacji do Euro, Cypr przyjął od Portugalczyków co prawda cztery śmiertelne ciosy, lecz odwzajemniając przy okazji tyleż samo.
Wracając do Euro 2012, ta nasza "słaba" grupa będzie także chwilą prawdy dla poziomu naszego futbolu. O którym w sumie wszystko wiemy. Jeśli nie będziemy w stanie, nawet po wypluciu płuc, wydostać się z takiej grupy do kolejnej fazy rozgrywek, to gdzie nam stawiać czoła ewentualnym Francuzom czy Włochom, z którymi nawet w meczach towarzyskich na własnym terenie , dostajemy po porach, że hej, że o podbiciu Hiszpanii na wyjeździe, większość z nas wolałaby zapomnieć raz na zawsze.
Andrzej z Zielonej Wyspy, pięknie pokazuje nam w swym liście, ducha narodowego ambitnych Irlandczyków, którzy choć piłkarsko wcale nie biją przecież naszych na głowę, to mają ci chłopacy coś takiego w sobie, że nigdy nie odpuszczają, bowiem mentalnie przewyższają nas swym wrodzonym duchem walki. I proszę, nawet pomimo oszustwa T.Henry'ego, który wyszarpnął Irlandczykom awans na piłkarskie areny RPA, piłkarze nie załamali się, i potrafili z jeszcze większą pasją wywalczyć awans do imprezy o tylko minimalnie niższej sile rażenia. Zakładając, że przecież najlepsza piłka i tak jest tylko w Europie. Bowiem Brazylia czy Argentyna niczego wielkiego ostatnio nie pokazują, a uroczy Urugwaj nie wiem jakim cudem tak daleko zaszedł na Mundialu, a także i w tym niepojętym rankingu Fifa, który zwyczajnie jest do bani. Choć co do Hiszpanii na pierwszym jego miejscu, zgodzić się nietrudno, bo to jest prawdziwa Brazylia. I to nie tylko Brazylia Europy, a Brazylia w ogóle.
Zatem, nacieszmy swe serca "cieniutką" grupą jaką nam los podrzucił. Można nawet w podzięce przejść się na Jasną Górę czy portret jakiegoś świętego cudotwórcy w oknie zawiesić. Jednak nie popadałbym w stan ekstazy, gdyż ta nasza słaba grupa, może wyłonić pół lub nawet finalistów. I wcale nie mam tu na myśli naszych piłkarskich potentatów. Bo kto kiedyś o podbicie Europy postawiłby na Greków?. A ich także, nie biorę tym razem pod uwagę. Ruskie i Czesi wydają się żądni sukcesu, bo dawno już niczego nie osiągnęli. I choć wydają się na dzień dzisiejszy słabiakami, to kto wie...  Rozum podpowiada, że na mistrzów kreować należy Niemców, Holendrów, Hiszpanów czy Włochów. Cóż.., piłka nożna dlatego jest piękna, bowiem w swojej przewidywalności jest najzwyczajniej w świecie nieprzewidywalna. I może zakończyć się każdym wynikiem, a nie obowiązkowym, jak np. do trzech wygranych setów w siatkówce, czy do sześciu gemów w secie, jak w przypadku tenisa ziemnego. I tak dalej, i tak dalej...



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

Euro 2012 okiem Irlandczyków - w korespondencji od Andrzeja z Zielonej Wyspy

 W minioną sobotę otrzymałem taki oto ciekawy list od naszego "Wyspiarskiego" korespondenta Andrzeja, którego za jego zgodą pozwoliłem sobie wkleić. Oto jego bez cenzurowa treść:


"Losowanie grup Euro 2012 mamy już za sobą, muszę więc podzielić się 
pewnymi refleksjami i obserwacjami.

Zacznę od tego, że Irlandczycy są zachwyceni tym, że grają w Polsce. 
Będzie im zdecydowanie łatwiej i taniej dotrzeć do Poznania, czy Gdańska 
niż do np.: Charkowa. Oczywiście bilety od wczoraj podrożały z 90 euro 
na około 400, ale zawsze można skorzystać z promu do Francji, a resztę 
trasy pokonać samochodem. Przejrzałem dziś kilka gazet, żeby zobaczyć co 
piszą i jakie są nastroje. Do łatwej grupy nie trafili, ale są dobrej 
myśli i mają zamiar wygrać z Chorwacją i Włochami, oraz zawalczyć z 
Hiszpanią. We wszystkich artykułach przeważa radość z samego wyjazdu do 
Polski. Artykuł w "The Irish Times" zatytułowano "Joxer jedzie do 
Poznania: długo odkładana podróż do katolickiego kuzyna w Polsce" (Joxer 
to fikcyjna postać - kibic z  piosenki Christy Moore'a). I co tam możemy 
przeczytać - same dobre rzeczy. Dowiadujemy się między innymi, że to 
matematycy z Poznania złamali kod Enigmy, że mamy piękny Stary Rynek, 
zaś w przypadku Gdańska piszą oczywiście o Solidarności, Starym Mieście 
i morzu. Ponadto autor zachęca kibiców do zabrania kapeluszy i kremu do 
opalania, chyba, że ktoś chce powrócić w kolorze ugotowanego homara. Co 
jeszcze? Radzą także by po kilku piwach namówić Polaków do odśpiewania 
piosenki "Kocham cię jak Irlandię" i wyrażenia podziwu, że jako pierwsi 
w Europie stworzyliśmy konstytucję. Zdecydowanie autor przestrzega przed 
nazywaniem nas "Europą Wschodnią" i radzi by nie dać się pomylić z 
Anglikami. Do tego w artykule znalazł się rzetelny, choć krótki opis 
naszej historii i zwrócono również uwagę na jej podobieństwo do losów 
Irlandii. Całość podsumowano wypowiedzią polskiego ambasadora w Irlandii 
Marcina Nawrota, który powiedział, że "to wielka szansa dla Polaków by 
odwdzięczyć się Irlandczykom za gościnność, której doświadczamy tutaj". 
I tak dalej i tak dalej. Generalnie dominuje radość i nadzieja. Mam 
nadzieję, że Poznań i Gdańsk wykorzystają tą świetną okazję do promocji 
miast (są stałe połączenia lotnicze z Irlandią, a kibice po powrocie 
będą opowiadać o naszych miastach), a mieszkańcy jednego i drugiego 
przywitają wszystkich z typowo polską gościnnością.. Swoją drogą 
chciałbym wtedy być w Poznaniu. Będzie kolorowo, wesoło i uroczyście - 
zazdroszczę! Jak już wczoraj wspominałem Irlandczycy nie należą do ludzi 
wywołujących burdy po meczach. Nawet po najbardziej pasjonujących 
finałach hurlinga, czy ichniej odmiany footballu ludzie w zgodzie 
rozchodzą się do domów, gdyby grali z Anglią może by dali sie 
sprowokować ;-) Tak, że nie spodziewam się po irlandzkich kibicach jakiś 
specjalnych ekscesów.

No nic będę kończył - trochę chaotyczny ten list, ale chciałem się 
podzielić garścią obserwacji. Mam nadzieję, że Polska wyjdzie z grupy, 
dostarczy pozytywnych wzruszeń i dokopie Ruskim! ;-)"

Pozdrawiam serdecznie

Andrzej Gwoździk







Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 4 grudnia 2011 - Radio "Afera" Poznań 98,6 FM

"NAWIEDZONE STUDIO"
program z 4 grudnia 2011
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl




DIRE STRAITS - "On The Night" - (1993) -
- Brothers In Arms


WHITESNAKE - "Forevermore" - (2011) -
- Forevermore


BACHMAN & TURNER - "Bachman & Turner" - (2010) -
- That's What It Is


MAGNUM - "Evolution" - (2011) -
- When We Were Younger


LEVERAGE - "Blind Fire" - (2008) -
- King Of The Night


THE MAGNIFICENT - "The Magnificent" - (2011) -
- Bullets
- Smoke & Fire


ROYAL HUNT -  "Paradox" - (1997) -
- It's Over


ROYAL HUNT - "Show Me How To Live" - (2011) -
- Half Past Loneliness
- Show Me How To Live

AXEL RUDI PELL - "The Ballads IV" - (2011) -
- Holy Diver


SCORPIONS - "Live 2011 - Get Your Sting & Blackout" - (2011) -
- Send Me An Angel
- Holiday


METROPOLIS - "The Power Of The Night" - (1999) -
- Never Look Back
- The Power Of The Night


ELOY - "Visionary" - (2009) -
- The Challenge (Time To Turn, Part 2)


STEVE HACKETT - "Beyond The Shruded Horizon" - (2011) -
- Loch Lomond
- The Phoenix Flown


THE TRIP - "Caronte" - (1971) -
- Caronte I
- Two Brothers


DUST - "Dust" - (1971) -
- Love Me Hard


TUCKY BUZZARD - "Warm Slash" - (1971) -
- Sky Balloon


BACHMAN-TURNER OVERDRIVE - "Head On" - (1975) -
- Find Out About Love
- It's Over
- Average Man
- Woncha Take Me For A While
- Take It Like A Man


BLOODROCK  - "U.S.A." - (1971) -
- Promises
- Crazy 'Bout You Babe


JUSTIN HAYWARD - "Night Flight" - (1980) -
- Night Flight
- Maybe It's Just Love




Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

piątek, 2 grudnia 2011

NAWIEDZONE NUTY idą do szpitala

Krzysiek "Jadis" , który rejestruje wszystkie "Nawiedzone Studia" na potrzeby umieszczenia ich w sieci (dla Was Moi Drodzy), idzie za kilka dni do szpitala. Zapewnił mnie, że znika tylko na kilka dni. No i oby. Życzę mu , by szybko powrócił do pełni zdrowia i sił. Nie tylko po to, aby rejestrować dalsze programy dla "drugiej zmiany". Ma po prostu z nami być i już!

Tak więc, czekamy na Ciebie Jadisie, wszystkiego dobrego !!!
Andrzej "nawiedzony" Masłowski

P.S. Tak a propos, zagladajcie proszę do "nawiedzonych nut". Można tam przejść za pośrednictwem strony "Nawiedzonego Studia", z działu "linki" , lub wystarczy wpisać do wyszukiwarki hasło: nawiedzone nuty


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

czwartek, 1 grudnia 2011

Już jest grudniowy "TERAZ ROCK" ! Nie przegapcie! Kazik wydał nową płytę! Radujmy się wraz z naszym Panem


Co do jedynego pisemka rockowego w Polsce dokonałem już pewnego postępu. Otóż, pierwszy raz zdarzyło mi się i nie kupiłem wkładki o Red Hotach. Czego wszystkim serdecznie życzę. O ile przymierzam się do całkowitego zaniechania przygód z tą gazetką, o tyle jeszcze dzisiaj wyłożyłem z kieszeni dychę, na wspomożenie tej tonącej łodzi. Okładka najnowszego numeru utwierdziła mnie w przekonaniu, że panowie Królikowski i Weiss, obrali słuszną drogę, którą podążają z pełnią konsekwencji. Nasze rockowe Dobra Narodowe przyozdobiły okładkę, jak i pewną część najnowszego wydania, dla rzecz jasna, naszych odbiorców tychże Narodowych Dóbr, w najwyższej formie jego przekazu. Nawet nie trzeba zaglądać do środka, by dowiedzieć się już na absolutnym starcie, że nowa płyta Kazika Na Żywo, to rzecz, na którą wszyscy czekaliśmy, bowiem zawiera hymn na miarę "Polski", "12 Groszy" i "Taty Dilera". To wydarzenie jest omówione kilka chwil dalej na sześciu stronach tego lukratywnego magazynu. Oczywiście, proszę się nie martwić, rubryka "Posłuchaj To Do Ciebie" nie zniknęła. Zawiera całostronicowy tok przemyśleń naszego Dobra Narodowego. Jak to dobrze wiedzieć, że panowie Weiss i Królikowski myślą o swoich czytelnikach dzień i noc, i nie spuszczają nogi z gazu. W "Teraz Rocku" cenię sobie także odrębność i niezależność. Nie ma mowy o jakichkolwiek powiązaniach czy układach na linii autor recenzji - wytwórnia. Dlatego cztery gwiazdki dla płyty Lou Reeda i Metalliki stawia "Teraz Rocka" w światowej czołówce notowań i przychylności prasy dla tego wybitnego Dzieła. Bo głupi świat zjechał muzyków i cały ten projekt "Lulu" z błotem, tylko my poznaliśmy się na jego wartości. Porażający sukces sprzedaży kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy na całym świecie daje wiarę w jego kontynuację w przyszłości. Przynajmniej tak głosi nam autor tej kapitalnej recenzji, na samiuśkim jej końcu. Ów autor pisze zapewne z głębi serca, gdyż jako człowiek majętny powrócił na łono pisma po dłuższym czasie. A przecież pamiętamy jak w latach 90-tych zwierzył się , że goni za kasą, no i w ogóle, po czym zniknął z łam "Tylko" wówczas "Rocka". Dziś powrócił  do redakcji wraz z panem Igorem Stefanowiczem, który podobnie jak jego kolega chwycił za pióro po uczczeniu niedawnych dwudziestu lat pisma i zespołowej mozolnej pracy Teraz Rockowego kółka braterstwa Kazikowego.
No cóż, jest kapitalnie, jest wesoło, czyli tak jak być powinno w rock'n'rollu. Bawmy się zatem wszyscy. Tylko niech panowie z naszej ulubionej "gazetki" nie otwierają zbyt szeroko okna, bo wszyscy któregoś dnia dadzą nogę.

P.S. O tym, że w przypadku Kazika mam do czynienia z Naszym Dobrem Narodowym, dowiedziałem się od słuchającej "Nawiedzonego Studia" dwa tygodnie temu dziewczyny.  Kiedy zdałem sobie sprawę ile czasu zmarnowałem na słuchanie rzeczy mniej wartościowych, całe moje życie się zawaliło.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl

Prezent na moje imieniny, czyli kumpelski wkręt na miarę reżyserskiej szkoły Juliusza Machulskiego

Przyszła pora podsumować wyjątkowy dzień. Miły, bo imieninowo-Andrzejkowy. Jestem z tego pokolenia, dla którego ważniejsze i fajniejsze są imieniny od urodzin. A święta Helloween czy Walentynki nie leżą w moim sercu, bo za moich młodych lat po prostu nie funkcjonowały. A że po upadku PRL przywędrowało do nas mnóstwo różnych takich, czy to z Ameryki czy to z innej ziemi, to niech już zostaną skoro muszą, ale swą rangą ważności mnie już nie dotkną. Dlatego, imieniny są dla mnie najmilsze i najpiękniejsze zarazem. Za szczenięcych lat było na domowych imprezach (dzisiejszych domówkach - Boże, co za obciachowa nazwa!!!) lanie wosku, szyszki robione z ryżu preparowanego w czekoladzie i dziesiątki innych atrakcji. Od lat już niemożliwych do powtórzenia, z racji zmian obyczajowych, pędu życia, itd... Ale tradycja imieninowa wśród moich rówieśników (i nie tylko) pozostała. Tak przy okazji, muszę się pochwalić, ku smutkowi zazdrośników, a uciesze mi przychylnych, otóż takiej ilości telefonów i sms-ów (a także troszkę maili) z życzeniami, nie dostałem chyba nigdy. I chciałem w tym miejscu Wam wszystkim Najmilsi podziękować !!! 
Poniżej jednak chciałbym opisać pewne zdarzenie jakie mnie dzisiaj spotkało ze strony moich genialnych kumpli. Ku przestrodze zbytniej pewności siebie. To zdarzenie to istny wkręt, który mógłby posłużyć jako ciekawy scenariusz dla jakiegoś autora, nieposiadającego akurat żadnej twórczej weny. Pomyślałem, że muszę to dzisiaj opisać, bowiem za kilka miesięcy sporo zatrze moja starzejąca się pamięć, no a za lat kilka, już w ogóle nie będę tego pamiętać.
No to lećmy po kolei, pisałem Wam już kilka razy o moich dwóch (i nie jedynych) grupach Super Kumpli. Jedna grupa, to Sebcia i Tomek (młodsi ode mnie o jakieś 15 lat), a druga grupa, to Peter i Przemko (starsi o 3 lata). Podałem celowo nasze różnice wieku, aby podkreślić, iż pomimo tychże, nie dzieli nas nic. Sebcia (częsty inicjator koncertów i tego typu zdarzeń) wraz z Tomkiem już mnie wielokrotnie zabierali na koncerty, choćby ostatnio na Heather Novą do Warszawy, czy na przykład kilka miesięcy wcześniej na Joe Cockera, a także na Smokie, Sweet, Slade,.... Przy czym na Heather Novą (co jest ważne dla całego tego tekstu) chłopaki zamówili bilety w Eventim, i nie mówiąc mi nic a nic, pewnego dnia zaskoczyli przybyłym kurierem, który poprosił o podpis przy ich doręczeniu, pozostawiając kopertę z trzema biletami. Zdarzenie to już wcześniej (kilka tygodni temu) opisywałem, także podarujmy sobie teraz wszelkie szczegóły. Z kolei druga grupa, Peter i Przemko, to także entuzjaści muzyki, którzy szczególnie w ostatnich 2-3 latach zupełnie zbzikowali na punkcie chodzenia (jeżdżenia także) ze mną na koncerty. Z pewnych dziwnych powodów, obie te grupy moich kumpli (a ja biedny w środku) coś nie mogą się ze sobą zgrać, abyśmy bywali wszędzie razem, tak więc (i tu sobie nie chcę wlewać) walczą o mnie, na zasadzie, która ekipa prędzej kupi bilety, ta ze mną pójdzie na koncert. Troszkę mi głupio, ale postanowiłem ich na siebie nie napuszczać, nie kłócić, nie godzić i nie zachwalać. Niech los sam wszystkim kieruje. Kiedy Peterowi i Przemkowi oznajmiłem , że pojadę z Sebcią i Tomkiem na Heather Novą, widziałem, że zrobiło im się przykro, bo też by chcieli, ale postanowili się nie narzucać i odpuścili sobie całą tę imprezę. Jednak niedawno temu podczas jakiegoś wspólnego spotkania, szepnąłem im o nadchodzącym w styczniu koncercie grupy The Australian Pink Floyd Show, która to grupa imituje stare koncerty Pink Floyd. Zresztą, nie o samej muzyce tym razem. Chłopaki przyjęli to co im powiedziałem, i tyle. I nastąpiła cisza. I oto dzisiaj moje imieniny, i co zatem nastąpiło?. Wywiązała się łamigłówka, niczym ze starych poczciwych filmów, w których mieszały się sploty dziwnych wydarzeń. Przychodzi do mnie do roboty Tomek. Pomyślałem sobie, no tak, Tomek zawsze pamięta o moich imieninach czy urodzinach, a ja o jego raczej nigdy.  Masłowski, ty cholerny egoisto!  Ale nic, Tomek stoi, gada sobie ze mną, trochę słucha muzyki, itd..., lecz życzeń nie składa. Po czym ogłasza, że już musi iść, bo strefa parkingowa mu się kończy. Cholerka, niesamowite, pierwszy raz zapomniał! Nie ma problemu, nic się przecież nie stało. Dzień brnie dalej, Sebcia też coś sms-a nie pisze, ale ok., przecież to nie pierwszy raz, a ja taki sam, nie lepszy. Aż przychodzi pomału wczesny wieczór, zaczynam szykować się do końca roboty i tylko czekam na Petera i Przemka, którzy wiem, że mają mnie porwać dziś wieczorem na imieninowego restauracyjnego Chińczyka przy ul. Fredry. W pewnej chwili wchodzi facet kurier, taki kurier rowerowy, który podsuwa mi pod nos i prosi o pokwitowanie odbioru koperty, zaadresowanej na moje nazwisko, lecz bez adresu firmy, a także i bez nazwiska nadawcy. Dziwne! Jeszcze gość nie wyszedł, rozdzieram kopertę, a w jej środku trzy bilety na Australian Pink Floyd Show.  Wow!!! Podskoczyłem do góry.  W środku do biletów załączona została jeszcze karteczka , z logo pewnej stacji radiowej, w której pracuje Sebcia, a na niej tekst: "oto trzy bilety na fajny koncert, myślimy, że będzie się podobał. Dlatego trzy, byś mógł zabrać ze sobą swoich koncertowych kolegów :-)  P.S. To jest twój prezent imieninowy od nas". Chwyciłem za komórkę i napisałem jeden tekst, który wysłałem zarówno do Sebci, jak i do Tomka: "dzięki piękne! Cieszę się, to wspaniały prezent. Oczywiście, że zabiorę Was na ten koncert!". Na co po chwili od obu dżentelmenów przychodzą słowa zdziwienia. "O co chodzi?" , i tym podobne... Pomyślałem, że chłopaki się zgrywają, więc podziękowałem raz jeszcze i zakończyłem sprawę. Sebcia jednak po niedługiej chwili napisał coś (nie pamiętam już dokładnie) , co utwierdziło mnie w przekonaniu, że zapewne on jednak załatwił te bilety, ale nie mówiąc nic Tomkowi, wysłał mi je, nie spodziewając się, że ja napiszę do Tomka szybciej podziękowanie, niż on sam mu o tych biletach powie. Chwilę później przyjeżdżają po mnie Peter i Przemko, aby zabrać do umówionego Chińczyka, dorzucając w takim pospieszku kilka słów: "no, masełek, zbieraj się , pakuj i jedziemy na żarełko". Po czym Peter jeszcze dodatkowo zapytuje: "a co dostałeś dzisiaj na imieniny?" No to pokazuję butelkę wina, płytę, po czym dodaję: "chłopaki, głupio mi, ale znowu idę na koncert bez was, jednak cholernie się cieszę, bo Sebcia z Tomkiem zrobili mi frajdę", i uzupełniam: "teraz wiem, dlaczego Tomek milczał, Seba się nie odzywał, bo chcieli mi zrobić niespodziankę jak zwykle, i zrobili !!!". Aby Peterowi i Przemkowi nie było smutno, powiedziałem po chwili: "kupcie sobie szybko bilety i chodźcie z nami. Bardzo bym chciał, abyście także tam byli". A oni nic , cisza. Zamurowani, jacyś tacy posmutniali. Urwali temat, po czy wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy do Chińczyka. Kiedy już stół się zastawił, a raczej pomału zaczął pustoszeć, powrócił temat koncertu. Chłopaki w pewnej chwili z pełną już powagą oznajmili mi, że to oni kupili te bilety. Zareagowałem śmiechem i niedowierzaniem, zapytując automatycznie: "a skąd mieliście papier firmowy tego radia?". No cóż, nie było to trudne, jako fachowcy od reklamy, akurat robili zlecenie do tego radia, a więc na potrzebę chwili pięknie wszystko wyreżyserowali. Po czym dodali: "widzisz masełku, nie zawsze jest tak, jak ci się wydaje, że być musi i czego jesteś tak bardzo pewien. Sam sobie wmówiłeś, że to muszą być oni, bo zmyliło cię tylko to znane logo, i nie wziąłeś już innej ewentualności pod uwagę". Zamurowało mnie. Odjęło mi mowę. Wkręcili mnie, ale i dali także do myślenia na przyszłość. Ciekawe czy mój ukochany Columbo wpadł by na to? Mnie widać do Mistrza daleko. Niemniej, pięknie mnie urządzili, za co ze wstydem składam mimo wszystko wielkie dzięki "obu parom darczyńców". I tym de facto, jak i tym, którym niewiele zabrakło, by nimi się stali.


P.S. Tylko dodam, że napisałem o tym, bowiem cała sytuacja jest zabawna. Nie chcę być źle odebranym, że podmawiam się o prezenty, ze w ten sposób wartościuję ludzi, czy coś w tym ohydnym stylu... Liczę, że tak nie pomyśleliście, a jeśli tak, to będę się mocno zastanawiać nad każdym słowem zapisanym w przyszłości.
Dopisałem tych kilka słów 2 grudnia, bo jeden z naszych czytelników zasugerował, że tak można by pomyśleć o tym co napisałem. Kurcze, a mnie to nawet do głowy nie przyszło. Ożesz ty Polska mentalności...Bliskich mi ludzi cenię sobie ponad wszelkie skarby materialne. I tyle! Acha, i niczego w moich oczach nie tracą jeśli zapomną o mnie w dniu imienin czy urodzin.

Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl