czwartek, 11 września 2025

pocztówka z wakacji

Parę tygodni temu do sprzedaży trafiły pierwsze trzy Papa Dance'y. Wydano je w SACD, tym samym wzniosła się radość u dance'owej braci. Ogień sentymentu wzniecony. I trudno się dziwić. Chyba niejeden rzuci się na te kompakty, zanim dobiją na czarnym rynku po pięć paczek za tytuł. Dla mnie liczy się tylko 'jedynka', pozostałe to takie jedno wielkie nic. Chociaż, nie wiedzieć czemu, w epoce jednak sprawiłem sobie winyle.
Tamta muzyka dotyczy kilku spraw, tak istotnych dla andy'ego względem roku osiemdziesiątego piątego, że tylko w audycji mogę sobie pozwolić. Niestety, nieraz przyłapałem Mundi na szpekaniu na mego bloga, a ja jednak wolałbym intymności tamtych lat jej zaoszczędzić.
Lubię jedynkę Papa Dance. Co tam lubię - mega lubię. Pomimo, iż artystycznie to kicz niemiłosierny, jednak tam, gdzie w grę wchodzą sentymenty, nikomu nic do tego. A ja uczuciowy chłop jestem, więc...
Lato osiemdziesiątego piątego było kolorowe i namiętne. Przede wszystkim... a potem jeszcze wakacje na Mazurach. Dwa tygodnie z kumplem z osiedla, z którym w ogóle na podwórku nie mieliśmy dla siebie czasu, a kiedy przypadło, że razem będziemy dzielić namiot w Kamieniu - i to z przygodami! - połączyło nas w okamgnieniu. Co myśmy tam z Jarkiem nie nawywijali - włącznie z pewnego dnia poranną wizytą milicji w naszym namiocie, że nie wspomnę o face to face ze szczurem, kiedy dzieliło nas circa półtora metra, i oboje na swój widok zamarliśmy. Tak to bywa, gdy się rozbijecie nieopodal śmietnika. Tylko Jarek miał cierpliwość piechurować z andym po kilkanaście kilometrów do kolektury totolotka, bo przecież nie podarowałbym żadnego losowania. Takie to były zwariowane czasy. Inna sprawa, z Jarkiem codziennie robiliśmy kursy lasem po dwadzieścia kilosów, choćby po to, by zjeść obiad. Do najbliższego baru takie mieliśmy każdego dnia wyzwanie. Chyba dlatego po dziś uwielbiam spacery, wszelakie włóczenie się.
W osiemdziesiątym piątym wygrałem też osiedlowy turniej tenisowy - tak, to fakt - a w moim domu drzwi się nie zamykały. Nie wiem, jak to robiłem, że tylu ludzi lubiło mnie, a ja ich. Wszystko z czasem roztrwoniłem. Ale nie miejcie złudzeń, każdy człowiek wraz z upływem lat podleje. No i, wtedy królowały na mym fonomasterze trzy rodzime płyty. Kręciły się w kółko, po zdarcie rowków. Co wpadła jakaś laseczka, od razu: andrzejku, zarzuć Papa Dance. Nie tylko, zresztą. Muzyka grała głośno i jeszcze głośniej, w malutkich rozmiarów andy'ego gniazdku bywało gwarno i na śmiejąco. Niech kilku ludzi z tamtych lat potwierdzi, że tak, jak w "Misiu" obowiązkowym zestawem była kawa z wuzetką - w biciu się o Złotą Patelnię - tak u mnie taca oferowała herbatę za herbatą - specjalność zakładu.
Jakie więc najczęściej serwowałem płyty? Trzy polskie i tak się złożyło, wszystkie wydane przez Savitor:
- debiut Papa Dance "Papa Dance" (premiera czerwiec, góra początek lipca 1985)
- Shakin' Dudi "Złota PłytA"
- składanka "Sztuka Latania" (na niej m.in. Aya Rl "Skóra", L4 "Super Para" czy Roxa "A Ona Tańczy")
Z długogrającego "Papa Dance", pod igłą najczęściej ostatnie ze strony A oraz pierwsze z B: "Kanał X-O-2" plus "Panorama Tatr". Do dzisiaj z debiutu Kostka i Wawrzyszaka moje faworyty.
W tym oto miejscu stop, umawiam się z Państwem na najbliższą niedzielą, celem pogadania o lecie 85-ego. Chyba, że nastaną nieprzewidziane okoliczności.

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań)
lub radiopoznan.fm