wtorek, 5 listopada 2024

umarł Quincy Jones

Dopiero dzisiaj o Quincym Jonesie. Wcześniej nie było, jak. Wróciłem z Łodzi przyjemnie wymęczony, było coś w okolicach wpół do trzeciej, wsunąłem jogurt, do tego jakaś mrożona herbata, a potem w objęciach pokoncertowych wzdychnięć wbicie w poduchę i zasłużone lulu. W południe, już przy poniedziałku, na Facebooku wybiło falami pożegnań Quincy'ego. Ech, powiem Państwu, za dużo tych klepsydr. I tak jakoś widzę, ostatnio prym wiodą niedziele i poniedziałki.
Quincy Jones -- wielki Ktoś dla muzyki. Gigantyczny talent, spektakularny w sukcesach. Już tylko "Thriller" Michaela Jacksona stawia go w randze uprzywilejowanych. Było nie było, najlepiej sprzedany album wszech czasów. A przecież, w zasługach jeszcze produkcja przy "We Are The World" . To tylko z tych sukcesów, o których wie każdy kowalski. Gdy przewiniemy jednak uważnie taśmę, kadr po kadrze, wyjdzie, iż mamy materiału, który mógłby stanąć kanwą hollywoodzkiego tasiemca. Tak tak, o takich ludziach powinni uczyć w szkołach, zamiast o tych wszystkich władcach, tyranach, biskupach, królach i innych bydlakach, z których większość zasługuje na potępienie. Dlaczego tak mało ulic, skwerów, placów dla tego rodzaju geniuszy? No właśnie, bo to taki świat. Zamiast nosić w lektykach ludzi cudownych talentów, wychwalamy w tej Polsce papieży, a więc ludzi, którzy dla miłości i zaniechania waśni nie zrobili nic, poza kurtuazyjnymi apelami o pokój. Jedna wielka bzdura, fałsz i obłuda. Paskudne kreatury, zazwyczaj chciwe, z parciem na sławę, szaty i bogactwo. Ale, dopóki dajemy się dymać, będą wzrastać peany na cześć takich janówpawłów i nadawać rangi świętych ludziom o nadszarpniętej reputacji. Znowu odleciałem, poniosło mnie, lecz nie przepraszam, nie ma za co.
Powróćmy do istoty, do nieodżałowanego Quincy'ego Jonesa. Ot człowiek, o którym naprawdę warto tych parę słów. Niedawno w Radio Poznań zaprezentowałem dwuutworową zgrzewkę z płyty "You've Got It Bad Girl". Rzecz z tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego trzeciego, a więc przerzucając na rockowe łono, dzieło rocznika "ciemnej strony" czy "sprzedaży Anglii za funta". Super pop/soul/jazzująca płyta, mało u nas znana, no chyba, że wezmą się za nią sympatycy gatunku.
Quincy Jones nagrał i wyprodukował ich wiele. Już tylko jednokrotne każdej z nich posłuchanie, okazałoby się niezłym wyzwaniem.
W niedawnej paczce od Sisterki skapnęło mi się zafoliowane, w rzeczy samej amerykańskie tłoczenie "Q's Jook Joint". Połowa lat dziewięćdziesiątych. Znakomita produkcja, jak to u Quincy'ego, choć repertuarowo powiedziałbym: selektywnie. Za dużo tu obrzydliwego rapu, a więc non stop pilot w ręku i klikanie przycisku "skip". Ale... ale jest tu kilka ekstra piosenek, w tym jedna z udziałem Phila Collinsa. Nie miałem dotąd na półce. Dzięki Eli doszło do tego podreperowania, jednak muszę uzupełnić, iż płytę w miarę znałem. Zasługa pracy w sklepie. Bywała na półce, klienci przesłuchiwali, wiedziałem, co i jak. Teraz mam na własność i właśnie leci w trakcie pisania tego tekstu. Najbardziej jednak lubię "The Dude". Wczoraj u mnie na radio dwa kawałki - z głosami Jamesa Ingrama i Patti Austin. Wiem, że szczególnie popularny jest tu wstępniak "Ai No Corrida", jednak proszę dać wiarę, im bardziej w las, tym ciekawiej. Kolekcja wysmakowanych piosenek, o jak najbardziej soul/pop/jazzującym obliczu, z ogromem instrumentów, ludzi, przepychu, fascynujących jak na tysiąc dziewięćset osiemdziesiąty pierwszy rok brzmień. Płyta z gatunku: trzeba mieć. A kto dokładnie ogląda filmy z porucznikiem Columbo, zapewne wyłapał okładkę "The Dude" na kasecie w jednym z nich. Tych okładek było tam (w aucie podejrzanego) kilka, więc trzeba wycentrować oko.
"The Dude" w tamtej epoce rozsmakowywał w sobie cały świat. Ogromna sława albumu, gigantycznie sprzedanego, na którym mnogosć muzyków. M.in. na rok przed "Thrillerem" Michael Jackson, ponadto Herbie Hancock, Steve Lukather (gdzie go zresztą nie było?), Lenny Castro, David Foster i kto nie tylko. Quincy Jones zatrudnił na wtedy (a potem to już była norma) multum ludzi do wykonania swojej muzyki, a samemu opracował jedynie aranżacje wokalne oraz syntezatory. I posłuchajcie efektu. Można przy tych numerach tańczyć, ale i jak najbardziej się poprzytulać - pod warunkiem związku z kumatą partnerką/partnerem. Bo już najgorzej mieć w chałupie stwora, z gatunku: weź, ścisz tę muzykę. Znam wielu takich, nigdy ich nie brakuje, unikam więc, nie spotykam się, nie jadam z nimi, tym bardziej nie piję.
Państwu Szanownym polecam podbicie regulatorów i na cały ekran posłuchanie "The Dude". Na godnym dla tej muzyki volume+.
A Tobie Mistrzu, dzięki za wszystkie muzyczne wzruszenia!

andy

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl 


"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radiooznań) lub radiopoznan.fm