Przepadam za "Some Hearts Are Diamonds". Tak w ogóle, ale też dlatego, iż płyta z osiemdziesiątego szóstego, a więc rocznika, w którym wszystko się udawało. Sprzyjały duszki, ci żywi także, poza tym, miałem w swym gronie bardzo optymistyczny czas na ludzi i z ludźmi. Wszyscy mierzyli świat poza konsumpcjonizmem i chciwością. Piosenki z tej płyty także niosły się miłością, przytulaniem, słodkimi drinkami i ładnymi buziami uśmiechniętych dziewczyn. I ja to wiem, albowiem przybywam z tamtych czasów. Niech pozazdrości, fakt, niczemu niewinne, ale jednak zmarnowane w szczęściu pokolenie Z - zaszczane egzystencją w telefonach, brakiem zawierania przyjaźni, cieszenia się muzyką, rozmowami, kontaktami, spontanicznymi chwilami i w dupie z wkuwaniem na czerwony pasek. Radość życia. I z tej muzyki wszystko to wypływa, dlatego andy tak błogosławi pierwsze dwadzieścia pięć lat swego żywota. Musielibyście mnie widzieć, co działo się w domowym gniazdku przy piosenkach "Hunters Of The Night", "It's A Tragedy" czy "Stop At Nothing" - moich ukochanych z tego longa. Choć łykam go w całości, bez popitki. Gdyby włączyć licznik emisji wyszłoby, że obleciałem tymi nutami cały świat.
Chris Norman "Some Hearts Are Diamonds", wydanie printed in Western Germany, 1986 Hansa / Ariola. Winyl trzeszczy, więc idzie wydawnictwo tylko pod foto, a ja słucham z CD - niezawodnego, jak zawsze.
Już widzę teraz tych wszystkich progresywnych i bluesowych. Te ich powykręcane z niesmaku dla tej muzyki miny. Och, jak ja lubię takim 'koneserom' zrobić dzień.
andy
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl
w każdy poniedziałek od 22.07 do 24.00
na 100,9 FM Poznań (Radiooznań) lub radiopoznan.fm