Lubię z najbliższymi przy wspólnym stole spotkania, pomimo iż po raz pierwszy zabrakło przy nim mojego Taty. Tradycyjnie otrzymałby dobrą butelkę i chlapnelibyśmy sobie po jednym. Ale wieczór trwał i miejsce w wigilijnym domyśle zawsze dla Niego będzie.
Kulminacją uroczystości tatusiowego święta pierwszy dzień trzydniowych obchodów Dni Obornik, a na deser plenerowy koncert Krzysztofa Cugowskiego z Zespołem Mistrzów. Który to już raz? Znowu Tomek Ziółkowski wywęszył występ swojego idola i nie szło odmówić. W czterech chłopa wbiliśmy na festiwal foodtrucków, w którego sercu wielka scena, a o dwudziestej czterdzieści ruszyło. W zasadzie bez niespodzianek, Krzysztof Cugowski od dawna ma ustalony repertuar i trzyma się jego niczym danej Diabłu obietnicy. Jak zawsze na dobry wieczór: "znowu w życiu mi nie wyszło..." - i niech znajdzie ktoś z nas koncert byłego singera Budki, który wystartowałby od czegoś innego. "Sen O Dolinie" to trochę jak "wierzę w ojca...". A potem czego dusza zapragnie, za wyjątkiem 'tanga' i 'balu'. Bo Pan Krzysztof fakt, często występuje na piknikach, lecz piknikowania nie uprawia. Cały występ jak najbardziej okay, acz jednego od dawna przełknąć nie potrafię: kiepskiego image Zespołu Mistrzów. Panowie nieźle grają, jednak nie wyglądają. Szczególnie całkiem rockowy gitarzysta Jacek Królik, którego wizerunek wymaga totalnej przebudowy. Z obecnym pasuje do jakiś De Mono, nie do "Jest Taki Samotny Dom". Ów niezezłomowany killer, zawsze u schyłku występów ekipy Cugowskiego przyprawia o mrówki. Najlepsze momenty? - ostatnie przed bisem "Jest Taki Samotny Dom", wyśpiewane ze stołka "Martwe Morze" oraz "Wieża Babel", do tego dorzucę "Młode Lwy" oraz odwiecznego mego faworyta, w postaci "Memu Miastu Na Do Widzenia". Z kilkoma jednak zastrzeżeniami; odkąd Quidam, do "Jest Taki Samotny Dom" wpletli skrzypce, niemal wymagająco, jednak nadaremnie wypatruję ich u Pana Budkowego podczas jego wystąpień. Pomyślcie bractwo muzyczne, bo byłoby po sprawie i już nikt nie zrobiłby tego lepiej. Inna sprawa, że Alibabki to także dla tej piosenki mus, więc może dałoby się przygarnąć ze dwie/trzy nie gorzej śpiewające dziewczyny? Nawet, jeśli byłoby to ekonomicznym nagięciem. Drugi brak pełni satysfakcji wynika z niespecjalnie heavy gitarowania wobec "Memu Miastu Na Do Widzenia". Każdy kto kocha oryginał, musiał wczoraj do niego zatęsknić. I by nie było, Jacek Królik to zacny gitarzysta, zweryfikowany zresztą w dwóch improwizacjach, w których wylegitymizował się szerokim spektrum umiejętności, jednak jego brzmienie jak dla mnie nazbyt uniwersalne: takie polskie! - bez krzty ego, a w muzyce trzeba je mieć. Dlatego w Polsce do dzisiaj nie mamy drugiego Micka Marsa, Steve'a Vaia czy Vitto Bratty. Ci konkretni panowie, nie tylko co trzeba dograją, ale też dowyglądają.
I jeszcze z innej beczki. Od Syncia w prezencie dwa na lipiec bilety na Hollywood Vampires do Charlotty. Na organizowany przez niego w ubiegłym roku live Alice'a Coopera załapać się nie udało, więc teraz w rekompensacie pogapię się jeszcze na Joe Perry'ego, Johnny'ego Deppa i Tommy'ego Henriksena. No bo liczę tego ostatniego też popodziwiać.
Na tym niespodzianek nie koniec, 'młodzieniec' załatwił ojcu jeszcze pewne upragnione CD. Przyjechało ze Stanów. Zdaje się tylko tam na razie wydane, pozwólcie jednak, iż pozostawię je w tajemnicy do naszego radiowego spotkania.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"