Przesłuchałem nowych Pendragon. Wczoraj dotarli. Szkoda, że tej muzyki tak niewiele, nawet nie dwa kwadranse. Mini album "North Star", acz w cenie maxi. Na razie tylko na CD. Co na to ortodoksyjni winylarze?
Dwa utwory, w tym tytułowa, trzyczęściowa, prawie 18-minutowa suita. Uczepiona pod nią 'gwiazda północy', to jak twierdzi Nick Barrett ciało niebieskie, od tysięcy lat będące życzliwym przewodnikiem ludzkości.
"North Star" okazuje się najbardziej wyciszonymi Pendragon. W tak delikatnym odcieniu jeszcze ich nie mieliśmy. Czarująco. Anatomia tej muzyki zasługuje na nabożny szacunek. Prawdopodobieństwo, że ktoś stanie z ekipą Nicka Barretta do artystycznej rywalizacji, to jak złapanie błyskawicy do butelki.
Jest tylko jedna szkoda. Jedna jedyna. Odczuwam pewien niedosyt, iż maestro Barrett tak niewiele solówkuje. Mimo wszystko, miejcie czuja na finiszu tytułowego "North Star", tj. w części "Phoenician Skies". Niby kruszynka, a jednak zawsze coś. Ostatnie dwie minuty to kartka z kalendarza i palec na "The Window Of Life" lub "The World".
Sześciominutowe "Fall Away" układa się w nieco rozciągnięte intro, z subtelnym flamenco, rozmarzonym nastrojem całości oraz chórem, jedynie żal, że ta księga domyka się w chwili, kiedy chciałoby się wezbrać.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"