Wczorajsza wizyta w Teatrze Muzycznym musi odbić się przynajmniej kruszynkowym echem w dzisiejszym Nawiedzonym. Porywająca interpretacja "Dr Jekyll i Mr Hyde" zaciągnęła nas z Mundi na Niezłomnych po raz pierwszy, zaś Tomka Ziółkowskiego podobno ósmy, czy któryś tam - na to konkretne przedstawienie!. W głównej roli Damian Aleksander. Nie znałem, a powinienem. Niesamowite płuco tej sztuki, nie do pokonania na setkę, ale w ogóle śpiewania na dobre dziewięć/dziesiątych. Nie byłem jeszcze w operetce, gdzie spektakl pochłonąłby aż tyle słowa śpiewanego na rzecz jedynie dorywczego tekstu mówionego, ale też na moment niebiorącej oddechu orkiestry. Drugi rząd pozwalał uważniej wszystko prześledzić. To niemal jak pobyt w centrum wydarzenia.
Doktor Jekyll jest wybitnym lekarzem, w dodatku ze zdecydowanie znamienitej klasy. Jest trochę zwariowany, co też żądny nieznanych dotąd nikomu tajników ludzkiego mózgu. Posiada domowe laboratorium, w którym dąży do uzyskania leku na ludzką agresję, co w końcu udaje mu się sporządzić. Specyfik testuje na sobie, czego konsekwencją niekontrolowane uruchomienie Mr Hyde'a, czyli kompletnego przeciwieństwa. Zawiązuje się w nim dwoista natura człowieka, który dotąd prawy i uczciwy, teraz staje się kimś pozbawionym moralności, niszczącym wszystko, czym była dotąd jego dobra strona. Klasyka gatunku. Wciąż niezłe i aktualne. Najpierw powieść, potem filmowa ekranizacja (kiedyś oglądałem w naszej dawnej tv), a teraz przenosiny na grunt muzycznego teatru.
Dwie i pół godziny, z antraktem pośrodku, przy po brzegi i sufit wypełnionej sali. Zresztą, biletów nie ma już ani na dzisiaj, czy za tydzień... a sztuka chodzi od kilku miesięcy.
P.S. Ziółko, z racji niedawno obchodzonych przeze mnie urodzin, podarował mi ze swoim synem Matim przecudowną rzecz: t-shirt z porucznikiem Columbo "Just one more thing". I już od wczoraj wiem, że jest to ulubiona koszulka na me 57-letnie ciało. Dziękuję!
Do usłyszenia... (godzina 22.00 na 98,6 FM Poznań)
a.m.