czwartek, 8 października 2020

niekneblowany przegląd wydarzeń

Zrecenzowałem nowego Ace'a Frehleya - zapraszam wpis wstecz. Można przeczytać, nie trzeba.
Koledzy przywołanego właśnie Spacemana z Kiss, nosili maski już w czasach, kiedy nikomu nie śniła się jeszcze ich popularyzacja. A co dopiero na tak masową skalę. Wyjawię coś Szanownym Państwu; wkurza mnie ta pandemia od samego początku. Irytuje jej globalny zasięg, zastanawia ludzka przyszłość, przeraża zarazem moc manipulacji, a jedyne współczucie wzbudzają faktyczne ofiary. Z naciskiem na te, których nie podciągnięto pod potrzebne statystyki.
Mam alergię na "zostań w domu" czy "bądź bezpieczny". Wbrew założeniu, robię się przekornie niebezpieczny, gdy w moim promieniu słyszę te wyświechtane slogany.
Oczywiście nie bagatelizuję zagrożenia, jednak pomimo przeraźliwych statystyk, nie wyczuwam apokalipsy. Być może dlatego, że jeszcze mnie paskudztwo nie dopadło, a i trzyma z dala od najbliższych. Niewyczuwanie zagrożenia może także tkwić w moim obrębie, albowiem do tej pory nikogo z mojego szerokiego grona znajomych licho nie dopadło, nie zgarnęło też na tamten świat, ani nawet nie wbiło w kwarantannę. Zapewne dlatego mam przekonanie o otaczającym mnie szaleństwie, powodującym, że czuję się trochę jak bohater filmu "Truman Show".
Drugi etap powszechnego kneblowania nosa i ust, które właśnie staje się faktem, wprowadzi kolejne blokowanie gospodarki, a co gorsza - kultury. Nie liczmy więc na koncerty, teatry czy kina, bo znowu łajzy wszystko pozamykają. I jak zapewne Szanowni moi domyślacie się, Nawiedzone Studio ponownie pod toporem. Znowu w strefie zagrożenia. Dlatego liczę na zdrowy rozsądek i łudzę się, że spotkamy się, zarówno w najbliższą niedzielę, jak też w kolejną, i kolejną... Niech nikt i nic nie odbierze nam chęci do życia.
Wiem, że jest niebezpiecznie, że sytuacja wymaga powagi, ale nie da się też żyć pod tym paskudnym parasolem notorycznego zastraszania.

Istnieje kolejne zagrożenie - tenisem. Bo, choć przeciętnego Kowalskiego eleganckie na korcie pyk-pyk na co dzień mało obchodzi, to jednak sukces Igi Świątek na bank podziała patriotycznie. Nie na mnie, ale na pewno na tych z białoczerwonymi na garnkach cylindrami, wyhodowanymi na Małyszomanii, Stochomanii bądź niedawnych jeszcze sukcesach w siatkówce. Wielu z nich przyda się polska flaga na szczycie masztu, szczególnie jako budujący orle serce patriotyczny element, którego eksplozja nastąpi w pełnych przyjaźni i pokoju manifestacjach z okazji nadchodzącego 11 listopada. Doprawdy budujące. A jeszcze gwoli podniety czeka nas zwój natchnionych myśli z orędzi Morawieckiego.

Przestałem oglądać telewizję. Tę polityczną. Po przeputanych wyborach prezydenckich zacząłem unikać pasm informacyjnych, odstawiłem publicystykę, nawet inteligentne Szkło Kontaktowe. Ponadto, nie wdaję się w żadne po tej linii polemiki, sprzeczki, światopoglądowe awantury, nie zależy mi też na uświadamianiu błądzących. Przestało mi na nich zależeć, bo i zależeć w ogóle. Wolę resztkę życia spędzić na poszerzaniu muzycznej pasji, jak też na nadrabianiu zaniedbanych dziedzin. I wydaje mi się, że nie przybywa mi wrogów. To znaczy, nadal ich mam, wszak wystarczy tylko zbudzić, ale dopóki chrapią, smrodu niet.

 

 A.M.