piątek, 16 października 2020

BON JOVI "2020" (2020)

 


 

 

 

BON JOVI
"2020"
(ISLAND)

*****

 

 

Wspierający w walce o fotel prezydencki Joe Bidena Jon Bon Jovi, niedawno na łamach Sky News machnął Donaldowi Trumpowi szabelką uznając, iż w wyniku kowidu śmierć w USA dwustu tysięcy ludzi, to prawdziwe przestępstwo. No, ale wiarygodność działań i etyczność pana Trumpa od zawsze równała się wyrzeźbionemu płomieniowi pokoju w Fenianie. Nietrudno więc domyślić się, iż na najnowszej płycie BonDżowich nie mogło zabraknąć i do tego nawiązań, ale w ogóle symbolika "2020", stanowi jakby za przekrój wydarzeń całego tego chyboczącego roku.

Album otwiera, pełne werwy i opatrzone stadionowym refrenem "Limitless". Piosenka stanowiąca za zachętę do optymizmu w obecnym niepewnym świecie. To jednocześnie jeden z albumowych singli, a w moim odczuciu prawdziwy strzał w dziesiątkę. Dawno nie słyszałem tak soczystych Bon Jovi. I dobrze, że nie musieliśmy długo czekać, tylko panowie od razu na wstępie dali tak solidnego kopa. Aż chce się pod naporem tej melodii skocznie ugniatać boiskową trawę. Niewiele tempo osłabnie, w równie udanym "Do What You Can". Uwaga, to też singiel, i kolejny z tego killer, a jednocześnie solidny reprezentant w walce z kowidem, czego zresztą wnętrze piosenki dotyka. Po tak energetycznych ośmiu minutach wreszcie przychodzi czas, na wysnutą w duchu dokonań Springsteena balladę, gdzieś w jej sercu przyozdobioną stosowną do stylu Bossa harmonijką - "American Reckoning". Kolejna mocna, aktualizująca u niejednego z nas strong nervous system rzecz. Protest song dotykający śmierci George'a Floyda, przy tym wspierający ruch Black Lives Matter. Jon Bon Jovi jasno sugeruje, iż jeśli to, co widziałeś, nie poruszyło cię, to kwestionuje twoje człowieczeństwo. Powinno się tę piosenkę wpisać w obowiązkowy rozkład zajęć z Wychowania o Społeczeństwie, bo jak tak dalej pójdzie, świat z codziennie generowanym złem za chwilę nie zmieści się w drzwiach.
Jasnym punktem bije tu też inna ballada, jaką opatrzona smykami "Story Of Love". Tym razem już z dala od polityki i spraw społecznych, bowiem Jon z nostalgią koncentruje się na swojej rodzinie. Piękna melodia, nie wiem tylko dlaczego radiowcy znowu przygłusi. Ale to niewinny skok w bok, bowiem reszta "2020" ponownie stanowi za walkę i jedną wielką wściekłość na otaczające bruzdy. I tak, w przejmującym "Blood In The Water" prześledzimy myśli o migrantach oraz ich walkach, z jakimi się borykają. Rzecz o ludziach poszukujących lepszego życia, napotykających jednak na opór i obojętność. O tym, że z lodem na sercu odsyła się ich do piekła, z którego przybyli. Kolejna ballada, kolejna godna nieprzeoczenia. Tak, jest ich sporo, niemal połowa albumu. Do ich grona dobija jeszcze "Lower The Flag". Tym razem otrzymujemy manifest song, zainspirowany strzelaniną w barze Ned Peppers w Dayton, w stanie Ohio, gdzie w 2019 roku doszło do śmierci dziesięciu osób. Bon Jovi czują się przykładni i odpowiedzialni. I jako szermierze praworządności mają również świadomość, iż w muzyce nie tylko liczą się ładne melodyjki, lecz pod ich parasolem powinno towarzyszyć konkretne przesłanie. Stąd także niesamowite "Unbroken". Utwór kondukt, poprowadzony w defiladowym, niemal procesyjnym tempie, w warstwie lirycznej dotykający problemu amerykańskich żołnierzy weteranów. Kazus o ich zmaganiach dnia codziennego, plus niejednokrotnie życia w zapomnieniu. Ale pomiędzy tymi wszystkimi serio zagadnieniami, są tu też pełne energii i typowe dla stylu grupy, rock i hard-rock numery, jak "Let It Rain" bądź "Brothers In Arms" (o tym, co nas łączy, nie dzieli) - ależ tu gitarowe solo!. Nóżka sama chodzi.
Dawno nie mieli Bon Jovi tak udanej płyty. Spójnej i przemyślanej. Nie pamiętam też, kiedy po raz ostatni z takim entuzjazmem śpiewałem wraz z Jonem wszystkie jego zespołu nowe kawałki.

A.M.