wtorek, 8 września 2020

MARK SPIRO "2+2=5 (Best Of + Rarities)" (2020)







MARK SPIRO
"2+2=5 (Best Of + Rarities)"
(FRONTIERS RECORDS)

****



Poczęty w Seattle, a od lat mieszkający w Los Angeles soft-rockowy Mark Spiro wydaje się stuprocentowym Kalifornijczykiem. Od lat młodzieńczych na tamtejszym obszarze ziemskiego raju tworzy uznane na całym globie wysokiej jakości piosenki, z którymi jeśli do tej pory nie mieliście okazji, tym goręcej zachęcam. Szczególnie teraz, gdy nadarzyła się okazja i mamy pod ręką na świeżo skrojoną kompilację "2+2=5". Oprócz najlepszych dokonań mistrza, dostąpimy tu również kilkunastu unikatów. Artysta chętniej kolaboruje, niż dba o własny ogródek, więc nie ma co zwlekać, lepszego motywatora nie będzie.
Spiro zaczynał jako tekściarz, jednak z czasem poczuł, iż jest w stanie wiele z nich także zaopatrywać w nuty. Jego talent dostrzegalnie rozwijał się wraz z każdym kolejnym wiolinowym kluczem, aż wreszcie nadszedł przełom i muzyk złapał wiatr dzięki piosence "Mighty Wings" - popełnionej wraz z Haroldem Faltermeyerem dla Cheap Trick na potrzeby bestsellerowego filmu "Top Gun". A później już poszło. Kolejne lata to burza zleceń, nowych znajomości, ale też rozwijanie talentu, w tym także kariery solowej. I choć jego udane autorskie płyty nie zyskały statusów Złotych, tym bardziej Platynowych, chyba nie będzie wśród nas kogoś, kto nie znałby przynajmniej kilku jego kompozycji przygarniętych przez m.in. REO Speedwagon, Johna Waite'a, Heart, Juliana Lennona, Laurę Branigan, Kansas, Litę Ford, Giant, House Of Lords, Benny'ego Mardonesa i jeszcze paru innych - wśród których również wspomnieni wcześniej Cheap Trick. Żałować tylko, iż wydawca "2+2=5" nie pokusił się o dodatkowy czwarty dysk, właśnie z wyborem kilku ich reprezentantek.
"2+2=5" to wybór najlepszych dokonań Marka, ale tylko tych solo. Pierwsze dwie płyty stanowią za "best of", natomiast trzecia zawiera kilkanaście kompozycji do tej pory nieosiągalnych. Całość powinna zadowolić wszystkich. Nie tylko sięgających po tę muzykę po raz pierwszy, ale także od lat oddanych Artyście wielbicieli, którzy do wielu zgromadzonych tu nagrań nie mieli dotąd dostępu. I właśnie z tej ostatniej rarytasowej szuflady, po wyjściu na powierzchnię uśmiecha się uwolniona po latach perfekcyjna ballada "By The Riverside". Rzecz, którą kompozytorski tandem Mark Spiro/Tim Pierce przed ponad ćwierćwieczem podarowali Danowi Lucasowi (wokaliście niemieckich Karo), a teraz nareszcie zaśpiewał ją jeden z dwóch głównych jej sprawców. Oczywiście warto uważniej pobuszować po całym obszarze tego splecionego z samych niespodzianek trzeciego dysku, jednak najwięcej sił polecam zaoszczędzić dla szczególnie wykwintnego AORu, jakiego z blisko dziesięciu solowych płyt Spiro pozbierano na "best of"-owe kompakty nr 1 i 2. I faktycznie, byłoby "najlepsi z najlepszych", gdyby nie jeden faul. Bo zapewne tylko jakieś przeszkody prawno-finansowe zablokowały na rzecz tej składanki pozyskanie materiału z wydanego w 1986 roku pop-keyboardowego debiutu "In Stereo". Z jednej strony szkoda, jednak warto też uczciwie zaznaczyć, iż tamten materiał wyraźnie gryzłby się z dostarczoną na to wydawnictwo rock-piosenkową konwencją, jakiej Mark sprzyjał od kolejnego albumu, wydanego już po dłuższej przerwie w kolejnej dekadzie. I właśnie na to, co wydarzyło się od przywołanej płyty "Care Of My Soul", aż do czasów obecnych, możemy tutaj poużywać do woli. Jednak najważniejsze, że całość skompilowała osoba z wyczuciem i sympatią do takiego grania. Ktoś, kto nie tylko bazował na dostępnym katalogu, lecz wiedział, co w nim najlepsze. Dlatego na "2+2=5" nie zabrakło autentycznych debeściaków, w rodzaju "A Beautiful Mistake", "Vendetta" czy "Better With A Broken Heart". Ale też powiedzmy sobie szczerze, "najlepsze" niekoniecznie oznacza "przeboje". Stąd częste różnicowanie tytułów płyt wobec najbardziej uznanych dokonań poszczególnych artystów. Ci od list przebojów mogą liczyć na nagłówek "greatest hits", pozostali zaś na coś w stylu: "the best" lub "the very best of". Mark Spiro swoimi solo osiągnięciami zdecydowanie podpina się pod tę drugą kategorię. Tym samym, nie łudźmy się na usłyszenie jego muzyki na eterowych falach mainstreamowych radio rozgłośni.
"2+2=5" to obowiązek dla każdego AOR-owca. Pozostali mogą, nie muszą.


A.M.