czwartek, 6 kwietnia 2017

tanio, taniej, byle tylko jak najtaniej

Rozgłos wokół akcji Biedronki z winylami odbił się także czkawką na mnie samym. Od razu zasypano pytaniami z gatunku, co ja o tym sądzę, i tak dalej... Rozmawianie z każdym z osobna męczące cholernie. Powiem coś Szanownym Państwu, mam ubaw po pachy z wszystkich cieniasów, którzy rzucili się na ostatnią winylową promocję Biedronek. Płyty po pięć dych rozeszły się jak świeże bułeczki. Reklama zrobiła swoje, a przecież popularna Biedra nie przeceniała full price'ów, a mid price'y. Czyli płyty, których cena przez cały rok oscyluje w składach pomiędzy 60-65, góra 69 złotych. Żadna więc okazja. Chyba, że dla sknerusów Poznaniaków. To były po prostu zalegające w magazynach tytuły, które wypchnięto celem zrobienia miejsca pod nowe. Ludzie się rzucili, ponieważ reklama teoretycznie taniej Biedronki, po prostu nie mieści się w wyobrażeniach, by nie tyczyła super okazji. Ale na tym to polega, by zrobić z ludzi cielę na niedzielę, i by się biznes kręcił. A że kupują, to znaczy, że wszystko ok.
Przecież nie zaoferowano Beatlesów czy Pink Floydów po pięćdziesiąt złotych, ponieważ te faktycznie trzeba by przecenić o circa pięćdziesiąt procent. Nie obniżono żadnej płyty z 90 czy 100 zł na 49,99, tylko zrezygnowano z dwudziestu procent wcześniejszej ceny. Co i tak za sprawą jednorazowo upchniętego nakładu dało w krajowej skali potężny zysk.
Zupełnie inną kwestią jest silna manipulacja, na którą łapią się niezorientowani w cennikach. Czyli nienabywający sukcesywnie płyt. Oczywiście zaoszczędzić 15-20 zł, to też jest coś, ale nie mówmy w takim przypadku o jakiejś super promocji. Mało tego, śmiem przypuszczać, że za 3-4 lata ceny reedycji płyt Mike'a Oldfielda, The Who, Deep Purple czy Velvet Underground, standardowo będą się trzymać poziomu 40-50 złotych. Wszystko ku temu zmierza. Niedawno przeczytałem, że już w tym roku odczujemy spadek cen nowych wydań winylowych.
Jako częsty gość działów płytowych potrafię niejednokrotnie wyłowić o wiele lepsze kąski, w jeszcze atrakcyjniejszych cenach, niż te niedawne Biedronkowe. Wyławiać, nie znaczy kupować. Niestety ja już te wszystkie płyty mam od dawna. Jestem z tych, którzy kupują od razu, nie gdy litościwie spuszczą dystrybutorzy z tonu po dłuższym czasie. Lubię mieć od razu, poza tym Słuchacze Nawiedzonego Studia też wiedzą, że żaden ze mnie amator od siedmiu boleści.
Nachodzi mnie jeszcze taka refleksja-spostrzeżenie., Otóż, owa entuzjastyczna reklama Biedronki wyzwoliła wzmożone łaknienie modnych winyli. Inna sprawa, że większość tych "niedzielnych" kupowaczy czarnych płyt, gdy przyjdzie im wydać pięć dych za niereklamowaną płytę, to skomle po niebiosa, że ziemia płacze. Tymczasem uważnie przyjrzałem się komentarzom Facebookowiczów, mając przy tym niezły tupolew. Ogólnie panujący triumfalizm i euforia wyzwalała niemal u wszystkich deklarację wykupienia pełnej oferty. To nic, że płyta po pięćdziesiąt złotych, ale jaka to przecież okazja! Jak łatwo można uwierzyć, dać się ponieść... Świetny sposób na wyczyszczenie magazynów z zalegających tytułów. I pomyśleć, że pół Polski słucha teraz tego samego, a i kolekcje domowe jakże podobne. 
Jestem przekonany, że cała ta akcja nie poparta żadną reklamową kampanią ciągnęłaby się, niczym makaron stąd po Archangielsk. 
Dwa tygodnie temu widziałem trzy sztuki !!! winylowej jedynki Traveling Wilburys w Empiku w Plazie. Genialna płyta, a i także z tej samej promocji Universal Polska (albowiem część oferty głabnęła teraz Biedronka, a tyciu wcześniej po cichutku co nieco Empik). Jak na Empik, który zazwyczaj dowala potworne marże, cena tylko 46,99 zł pokazuje, że Biedronka sobie jeszcze trzy złote dorzuciła w ramach pokrycia kosztów reklamy. I nikt się w tych Empikach na te płyty nie rzucał. Bo to taka cicha promocyjna akcja, bez gazetek na domowe wycieraczki, bez bilboardów, bez całego tego zgiełku. Ciekawe, gdzie się podziali fani Boba Dylana czy George'a Harrisona, że nie wyłowili takiej okazji, jak Traveling Wilburys. A to przecież też żadna cenowa okazja. Jedynie sama w sobie wielkość artystyczna. Wspaniała płyta, której kilka lat temu wytłoczono troszkę ponad możliwości nabywcze. Tak samo, jak The Cure "The Head On The Door" czy Aerosmith "Pump", które w tej samie cenie 46,99 spokojnie wyczekiwały chętnych w wielu Empikach. 
Urządzam sobie niekiedy rekonesansik w Saturnie, przeglądam spokojnie płyty, zauważam okazje, ale z reguły kupuję inne płyty, te naprawdę upragnione. Nie z uwagi na cenę, a na emocjonalne zapotrzebowanie. To wyklucza w domowych zbiorach gnioty. Dlatego nie mam płyt niepotrzebnych, czytaj: kupowanych na wyprzedażach z myślą o ilości. Doprowadziło to do tego, że mam najlepsze płyty tego świata, choć nadal przecież jeszcze je zdobywam. Bo choć mam wszystko, to nadal sporo poszukuję.
I nie ukrywając swej nieskromności, wszystkim takiego podejścia życzę.
Dziękuję za uwagę.







Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"