środa, 5 kwietnia 2017

DEPECHE MODE - "Spirit" - (2017) -








DEPECHE MODE
"Spirit"
(COLUMBIA / MUTE)
****





Najbardziej lubię wczesne dokonania Depeche Mode, te z albumów "Some Great Reward" czy w szczególności z mej ulubionej "Music For The Masses". Poza tym uważam, iż z całej dawnej fali wykonawców elektropopowych lub noworomantycznych najlepsi byli Ultravox oraz wcześni (pierwsze trzy płyty) Talk Talk. Tym drugim nie sprzyjał zbyt szybki artystyczny rozwój Marka Hollisa, który podążył do rejonów muzyki trudniejszej, wręcz eksperymentalnej, natomiast Ultravox nie zadbali należycie o swą długowieczność. Depeche Mode w tej materii okazali się bezbłędni. Latami dopracowywali oryginalny i niepodrabialny styl. Choć wielu próbowało nosić podobne kalosze (vide Camouflage czy De/Vision), a jednak nic z tego. Grupa Dave'a Gahana z każdą płytą wkraczała w coraz mroczniejsze i cięższe rejony, co także objawia wydany niedawno "Spirit". Depesze tylko z pozoru konstruują kompozycje stonowane, albowiem gdzie trzeba, tam pokazują pazur. Na pewno są na czasie.
Zarówno muzycznie, jak i politycznie. Na dowód tego, choćby dwa pierwsze nagrania: wciągający, pełen napięcia (gdzie Dave'owi Gahanowi zauważalnie asystuje Martin Gore) "Going Backwards" ("...za sprawą satelit oglądamy na żywo ludzką śmierć, i nie robi to na nas większego wrażenia.... nic nam nie dają nowe technologie, skoro mentalnie bywamy jaskiniowcami...") oraz singlowy i z każdym posłuchaniem coraz lepszy "Where's The Revolution" ("...oskubano was z poglądów, zmanipulowano, ogłupiono, a wy ludziska co na to? - gdzie ta rewolucja?...). Niezły początek. Dawno już tak nie było. Przecież na "Delta Machine" wiało nudą, choć ortodoksyjnym fanom DM zapewne nie spodoba się mój osąd. To i tak nic, takiego "Sounds Of The Universe" w ogóle nie dało się słuchać. Dlatego cieszy mnie, że Depesze znowu intrygują, zaciekawiają, a co ważne: poruszają. Jakże niezwykle jawi się nastrojowy "The Worst Crime". Pasowałby do przedostatniej i wstrząsająco pięknej płyty Soulsavers "The Light The Dead See". Ale przecież równie mocno porywa następny w albumowej kolejności "Scum". Cóż za niesamowita elektronika. Myślę o tej bardziej schowanej w tle, bo ta napędzająca z pierwszego planu wydaje się ledwie zwyczajna. To tacy industrialni DM i chciałoby się nawet więcej. Płyta brnie do przodu i dalej zaskakuje, bo oto kolejny świetny fragment, w postaci "You Move" - z elektroniką pod Kraftwerk. Do pamięci wciskają się klasyczne dzieła mistrzów z Dusseldorfu, jak: "The Man-Machine" czy "Trans-Europe Express". Pierwszą część zamyka podniosła i nabuzowana transową elektroniką ballada "Cover Me". Szkoda tylko, że w następnym "Eternal" powiewa nudą. Nie popisał się Martin Gore, którego śpiew bardzo lubię, lecz tym razem słabo. To jeden z dwóch utworów przez niego zaśpiewanych. Drugim stoi finałowy "Fail" ("... jesteśmy zepsuci, nasze standardy sięgnęły dna, a tam gdzie do niedawna jeszcze lśniły, teraz słyszę samotną pieśń..."), chyba troszkę lepszy, ale jak ktoś pamięta jedynkę "Counterfeit E.P", to...
Dużo na "Spirit" o uczuciach. Dave Gahan potrafi nimi władać i o nich śpiewać przekonująco. Jak w utrzymanym w rytmie pogrzebowego konduktu "Poison Heart" ("...w twej głowie rządzi trucizna, a ja mam lodowate złamane serce..."), albo w ponownie nafaszerowanym transową elektroniką "So Much Love" ("...tak wiele we mnie miłości...), który swym wystrojem omsknął się nawet delikatnie o dawną płytę "Black Celebration". Dobre tym szczególniej, że przywołało chciane wspomnienia.
W "Poorman" Dave Gahan i koledzy wyrażają troskę o niesprawiedliwości tego świata. O tym, że wielkie korporacje zgarniają wszystko, a na ulicach biedak jeden z drugim leżą w śniegu, błagając o kromkę chleba. Być może ta złość za sprawą nut bardzo znanego zespołu dotrze do łepetyn największych krwiożerców.
Nie spodziewałem się, "Spirit" to bardzo miłe zaskoczenie. W dodatku dotyczące zespołu, którego ostatnie wieloletnie poczynania obserwowałem tylko na chłodno, choć przy tym uczciwie kupując każdy najnowszy album w nadziei polubienia.
Nie wiem, jak ta płyta wytrzyma próbę czasu. O bezgranicznych fanów jestem całkowicie spokojny, mam tu raczej na myśli mniej zaangażowanych uczuciowo - jak choćby ja. Moim zdaniem, to najlepsza ich płyta od dawien dawna. Ale to tylko moja skromna opinia.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"