niedziela, 9 kwietnia 2017

"DALIDA. SKAZANA NA MIŁOŚĆ"

Ostrzyłem sobie zęby na ten film. Wczoraj wreszcie udało mi się dotrzeć do kina.
"Dalida. Skazana na miłość", to arcypięknie sfilmowana biografia i zarazem poruszająco oddana historia francuskiej piosenkarki (choć włoskiego pochodzenia, a urodzonej w Egipcie).
Biografia nie taka do końca zwyczajna, gdyż to raczej biografia miłosna. O poszukiwaniu szczęścia i miłości pomiędzy estradą a odnoszonymi sukcesami.
Sveva Alviti grająca Dalidę zjawiskowa !!! Niesamowite, gdyby nie ona, nie byłoby tego filmu. Podobno twórcy obrazu byli już bliscy rezygnacji nie mogąc znaleźć nikogo odpowiedniego do zagrania tej roli. I na ostatniej prostej pojawiła się Ona - Sveva Alviti. Jeszcze piękniejsza od prawdziwej Dalidy, co tylko potęguje i podsyca ogólne wrażenie. Właśnie słucham piosenek Dalidy, jednocześnie spoglądając na Svevę, i widzę kobietę idealną.
Widać, że nie szczędzono budżetu. Chodziło o raz, a dobrze. By już nigdy niczego "nie-remake'ować". Bo już nie będzie idealniej. "Dalida. Skazana na miłość" to najpiękniejszy i najbardziej poruszający film ostatnich lat. No chyba, że tylko mnie takie historie urzekają. Już sam początek, cóż za obłędne otwarcie... Tyle lat żyję, tyle widziałem, a jeszcze więcej słyszałem, jednak biję się w piersi, nigdy nie dotarłem do piosenki "Un Po' D'Amore". A to przecież nic innego, jak włoskojęzyczne "Nights In White Satin" - z repertuaru The Moody Blues. Oryginał The Moodies pojawił się pod koniec 1967 roku, z kolei Dalida ledwie tylko chwilę później przytuliła tę cudną melodię, a konkretnie w roku 1968. W dodatku z tekstem bijącym rytmem jej serca: "...błagam cię o trochę miłości...". Choć film sugeruje, iż Dalida zaśpiewała tę piosenkę jeszcze w 1967 roku. Niemożliwe. Małe niedopatrzenie, ale błąd wybaczalny, z uwagi na ogólny majstersztyk.
Nie mamy do czynienia z musicalem, choć w tym filmie muzyka jest obecna przez cały czas. I jest cudowna. Nie tylko za sprawą piosenek Dalidy, ale i też samej instrumentalnej ścieżki, oraz kilku wtrąceń-fragmentów nie-Dalidowych, jak np. "Angela" w wykonaniu Luigi Tenco. Artysty, który nie dożywszy trzydziestu lat popełnił samobójstwo na znak protestu panoszącej się wokół komercji i złego gustu publiczności. Stało się to niedługo po występie w San Remo w 1967 roku, na który Tenco dotarł z Dalidą.
Dobór piosenek najlepszy z możliwych. Oczywiście wiadomo, z tych najbardziej znanych nie mogło zabraknąć: "Besame Mucho", "Paroles, Paroles", "Bambino", "Come Prima" czy "Gigi L'Amoroso", ale to nie one stanowiły o największej wartości. Tą, okazały się piosenki śpiewane w najbardziej smutnych lub dla przeciwwagi radosnych etapach życia Dalidy. Przyznam, że w kilku fragmentach trudno było ukryć wzruszenie, do czego przyczyniły się choćby: "Je Me Sens Vivre" ("...dotąd nie wiedziałam dlaczego i po co żyję, ale teraz już wiem..."), "Il Venait D'Avoir 18 Ans" ("...on ledwie skończył 18 lat, ale gdy tylko do mnie podszedł oddałabym wszystko...") lub "Je Suis Malade" ("... pozbawiłeś mnie melodii wszystkich piosenek, ograbiłeś ze wszystkich do nich słów..."). Należy przy tym dostrzec, iż każda piosenka pojawiająca się na ekranie jest konsekwencją obecnych w danej chwili wydarzeń. Akcja brnie płynnie, żadnych dłużyzn czy niepotrzebnych ujęć. Po dwóch godzinach miałem ochotę powtórzyć wszystko od początku.
Uśmiechniecie się Drodzy Państwo bodaj dwa razy. Nie powiem jednak kiedy, by niczego nie popsuć.
Dalida na podstawie tego obrazu jawi się cudowną, wrażliwą, namiętną i kochaną kobietą, która w życiu pragnęła tylko miłości. Nie pieniędzy, nie luksusów, to wszystko przecież miała i nawet nie potrafiła z nich należycie korzystać.
Film do wielokrotnego obejrzenia, i posłuchania - rzecz jasna. Nie wolno przeoczyć. Z DVD nie będzie już takiej frajdy, choć takowe też obowiązkowo nabędę.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"