wtorek, 9 października 2012

ZZ TOP - "La Futura" - (UNIVERSAL) -

ZZ TOP - "La Futura" - (UNIVERSAL) - **4/5



To już dziewięć długich lat od ostatniego jak dotąd studyjnego albumu, jakim był "Mescalero". No proszę, a ja byłem pewien, że ośmioletnia przerwa AC/'DC będzie nie do pobicia. Zresztą nieważne. Nieładnie wytykać pierwszą taką absencję zespołowi, który zrobił wcześniej przecież tyle dobrego. Wolę raczej z radością powitać tę trójkę wiekowych dżentelmenów w swych skromnych progach, z pilotem w dłoni i założonymi słuchawkami.
Teksańczycy powracają pełnią sił ukochanego przez siebie blues-boogie-rocka, nie stroniąc od dobrodziejstw współczesnej techniki, a ponadto chyląc czoła przed uznanym producentem Rickiem Rubinem, który do spółki z brodatym Billy F.Gibbonsem, wprowadził ponownie nazwę ZZ Top na muzyczne salony.
Zapewne wielu fanów oddanych grupie od już ponad czterdziestu lat , przyjmie nowych dziesięć kompozycji bez najmniejszego słowa krytyki.  I trudno im się dziwić.  Muzycy naprawdę dobrze grają, bardzo nowocześnie brzmią, ale i także przy tym trzymają się zręcznie dawnych patentów, które od zawsze stanowiły o ich sile i oryginalności. Jeśli to komuś wystarcza do szczęścia, to "La Futura" na sto procent spełnia pokładane nadzieje. Ja jednak u tej trójki brodaczy (bo pomimo iż perkusista nie nosi brody, to nazywa się Broda - Beard), zawsze lubiłem chwytliwość melodii, polot w konstrukcjach utworów, drapieżność gitar, i ich zaskakującą wymienność ról.  Lubię, gdy przy muzyce ZZ Top noga nie przestaje mi rąbać w podłogę, a po kilku dniach znam już wszystkie piosenki na pamięć. Tak jak to bywało niegdyś przy kapitalnym albumie "Recycler", czy przy jeszcze wcześniejszych , i co tu ukrywać, komercyjnych produkcjach z "Afterburner" i "Eliminator" na czele. Ale przecież jak można sympatyzować z "brodatymi"  nie zachłystując się fantastycznym debiutem z 71 roku, czy całą masą kapitalnych numerów z późniejszych płyt, zainfekowanych nie tylko amerykańskiemu przecież ludowi w cudownej epoce 70's. Dlatego troszkę z przykrością muszę obwieścić, że najnowszy długograj (choć wbrew nazwie to tylko niecałe 40 minut) ZiZików, jest poza produkcją i otaczającą go gigantomanią, zbiorem bardzo przeciętnych kompozycji. Nawet te najlepsze, jak otwierające całość "I Gotsta Get Paid" oraz następna "Chartreuse" (najlepsza na płycie! - moim zdaniem), są bardziej fajne i efektowne w samej warstwie produkcyjnej, aniżeli w tej najważniejszej - melodycznej.  Do tych dwóch powiedzmy "skarbów", dołożyłbym jeszcze miłą balladkę "Over You", w której Gibbons rozdziera struny głosowe jak dopiero co wytrzeźwiały typ spod ciemnej gwiazdy, a także w miarę porywającą "I Don't Wanna, Lose, Lose, You". Gibbons śpiewa tutaj jakby dopiero co powrócił z lekcji śpiewu od Toma Waitsa, a gitarowo-perkusyjna sekcja gra w najlepsze, i co ważne z melodią, jak za starych dobrych kaktusowatych czasów.
Bardzo podoba mi się jeszcze rozleniwiony gitarowy tasiemiec w "It's Too Easy Manana" (choć cały utwór już niestety dużo mniej!), a także naćpana nieco harmonijka w "Heartache In Blue".  Szkoda, że reszta płyty odstaje już nieco poziomem. Gdyby nie suwadełka i świecidełka na konsoli Rubina, wiałoby nudą, że hej.  A tak to przynajmniej da się całej reszty w miarę przyjemnie posłuchać do końca. Bynajmniej nie w towarzystwie gęsiej skórki. Ale widać dawne emocje i ich czar są już za nami, teraz przychodzi raczej cieszyć się z tego, że chłopaki są dobrego zdrowia, i zamiast w niedzielkę zakładać garniturek do kościółka, nadal wolą z kumplami z sąsiednich posesji wskoczyć do pobliskiego baru na szklaneczkę i partyjkę bilarda.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl