środa, 18 kwietnia 2012

TINDERSTICKS - "The Something Rain" - (2012) -

 TINDERSTICKS - "The Something Rain" - (LUCKY DOG / CITY SLANG) -  ***1/4



Stuart Staples, to wrażliwa postać na scenie rocka. Często snuje opowieści, których najlepiej posłuchać podczas samotnego dnia, przyglądając się jakiemuś zza okiennemu deszczowemu krajobrazowi. Staples i jego Tindersticks nie przytłaczają, nie gaszą, a raczej w melancholijny sposób starają się smutkowi nadać poruszające piękno. Każdy znający przynajmniej kilka płyt tego zespołu, jeśli zdążył je polubić, to właśnie z takiego powodu. Nie ma tutaj łatwych i nazbyt ładnych melodii. Choć paradoksalnie przecież ich nie brakuje. Ale trzeba umieć je wydobyć, a wtedy ...
Najnowszą płytę Tindersticks rozpoczyna 9-minutowa kompozycja "Chocolate". Oparta została na prostym motywie akustycznej gitary i zagrana w jednostajnym tempie, wzbogacona jedynie skromną partią organów. Dopiero, gdzieś tam pod jej koniec, pojawia się przez chwilę nieco zwariowany, wręcz awangardowy saksofon. Głos Stuarta Staplesa został tutaj zastąpiony melorecytacją Davida Boultera (notabene kompozytora tego utworu). To taki utwór z gatunku "nic się nie dzieje", choć urzeka opowieścią z dnia, w którym nasz bohater opisuje miejsca, przedmioty i swoje refleksje, spostrzeżenia.... To wielka odwaga otworzyć płytę czymś tak niezwykłym i niekomercyjnym zarazem. Później są już piosenki. Typowe jak na Tindersticks. Smutne, leniwe, melancholijne,... W zasadzie, wszystkie są na swój sposób piękne lub ciekawe. Mnie szczególnie przypadła do gustu "This Fire Of Autumn". Zagrana w nieco żywszym tempie, a jest jakoś tak smutnie rozmarzona. Szczególnego tonu nadaje tutaj wiolonczela, i coś w rodzaju wibrafonu, łagodząc troszkę rozpędzoną gitarę i organy, a także jakby na pół rozwrzeszczane żeńskie chórki. I choć nie marzę o jesieni za grosz, to dzięki takim piosenkom, łatwiej będzie takową za czas jakiś znieść. Równie pięknym fragmentem płyty jest następna w kolejności kompozycja "A Night So Still". Posiada w sobie napięcie i mroczną atmosferę, bliską romantyczności późnego Nicka Cave'a. Tutaj także niewiele się dzieje. Cały nastrój buduje zmęczony głos Staplesa, towarzyszące mu mozaikowe organy, a także monotonna i ospała perkusja. Podobny klimat trzyma się także "Medicine". Tyle, że tutaj wybijanemu od niechcenia rytmowi bębnów, dogrywa żałobnie wiolonczela. Powinienem jeszcze ciepłymi słowami okryć na przykład "Come Inside" (z piękną partią saksofonu), ale też i skarcić Staplesa za takie "Slippin' Shoes" (niebezpiecznie flirtujące z reggae), bądź nieudane "Frozen". Z jednej strony fajny saksofon, taki w klimacie dawnego Mela Collinsa (jak w starym King Crimson), a z drugiej zaś z melodią, o której przez te ponad pięć minut marzyłem, by wreszcie się skończyła.
Na "The Something Rain" znajdziemy dużo pięknej muzyki. Kto wie czy nie najciekawszej od lat, jednak moja ulubiona "Curtains" (1997) wciąż pozostaje niedościgniona.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!, tylko z płyt)

nawiedzonestudio.boo.pl