środa, 11 czerwca 2025

czego Skorupski za młodu...

Nawet przez moment nie byłem optymistą w osiągnięciu sukcesu z Finami. Do meczu nie nastawiałem się, a jedynie za jego pretekstem do spotkania z kolegą. Jak za dawnych czasów kupiłem cieniutkie kiełbachy (by utrzymać poziom polskiej piłki), groszek, majonez, pieczywo. Bez tego ostatniego ni rusz. Nie umiem bez chleba. Pod tym względem mam ruskie podniebienie. Kolega jednak przebił mą skromną propozycję i wleciał z potężnym kubłem KFC. Nie wiedziałem, że aż takie tam mają. Wyżerka zaczęła się na długo przed pierwszym gwizdkiem, a my całkiem serio podeszliśmy do wydarzenia numer jeden dnia wczorajszego, w tym również do hymnu. Szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń poczuwam się. O opatrzności, chroń nasz kraj przed menelami, sutenerami i lichwiarzami.
To, że przerżniemy, nie miałem nawet przez chwilę najmniejszych wątpliwości. Sytuacja w szatni, rozdygotany Probierz, skonfliktowany z nim oraz połową chłopaków Lewandowski (a raczej odwrotnie), do tego kompletny na boisku odwieczny brak stylu, zapału i wiary w siebie, dopisują naszym harpunom i nie przewiduję amnestii. Jak pomyślałem, tak i też stało się. Nigdzie nie natrafiłem na alternatywny scenariusz. Który to już raz blamaż i żenada? Który to kompromitujący występ narodowych nieudaczników, tym razem spod objęć Michała Probierza. Ale tak to jest, gdy się jest kadrą disco polo. Od zawsze powtarzam, słuchanie gównianej muzyki nikomu nie służy, a już tym bardziej na terytorium boiskowej kopaninki. Zaś to, czego dokonał Skorupski, w jaki sposób sprokurował karnego, który w zasadzie ustawił mecz, to wystawienie się na publiczny lincz. Za taki numer w swoim klubie straciłby jedynkę bramkarza jeszcze przed pomeczowym siusiu.
Oszczędzę oceny poszczególnych pozostałych graczy, od tego analitycy, wszyscy ci nudziarze od statystyk, dzięki którym oglądanie meczów z komentarzem stało się całkowicie nieznośne. Na ch** widzowi cała ta ewidencyjna wiedza, a to o ilości strzałów, celnych i niecelnych podań, rzutów rożnych, autów, w konsekwencji poszczególnych piłkarzy roszad klubowych i całej tej ich wydolności przed-, po- i w trakcie meczowej, no i w ogóle, buk humus i włoszczyzna czego tam jeszcze. Kiedy Jan Ciszewski komentował, nasi chodzili jak przecinaki. Przy obecnych sprawozdawcach taplają się jak muchy w rosole, idealnie w stosunku do całej tej drętwej wiedzy. Wychodzi na to, iż aby obejrzeć dobry mecz, wciąż trzeba najpierw walnąć sobie jednego głębszego, a potem utrafić na tv kanał z rywalizacją Hiszpania vs Francja - a tam... ostatecznie ci drudzy zatrzymani przy stanie pięć cztery, choć pościg trwał od pięć do jednego. Wigor, ambicja i ostałe piękno tej dyscypliny. 
Z podziwem rzuciłem wczoraj okiem na kilku naprawdę niezłych Finów, i żaden tam z Arsenalu czy innego Interu. Bodaj najwyżej notowany, co najwyżej wymiata w Bayerze Leverkusen, natomiast panowie Kallman oraz Ivanov, ledwie są po przygodzie w polskiej ekstraklapie. I dobrze, że się ostatecznie z niej wykaraskali. Kallman do niedawna zdobił Cracovię, natomiast Ivanov był jednym z jaśniejszych punktów ostatecznie podwójnie zdegradowanej Warty - dzięki wydatnej pomocy szmaciarzy z Bułgarskiej. A propos kolejarskiej nędzy, co u was niedobrego, panowie?
Nie ja teraz wymyślę, jednak pójdę za głosem tłumu - Probierz do wymiany. Jegomość nie radzi sobie z atmosferą, poza tym nęka go kompletny brak wizji. Co mecz jedynie zmienia garnitury - oto kolejny delikwent w świecie modowych sztywniaków, z doskwierającym brakiem charyzmy, gustu, jakiejkolwiek oryginalności. A jestem przekonany, że w tej materii ma o sobie niezłe mniemanie.
Rozejrzyjmy się i sami spróbujmy utkać coś z niczego. Spośród czterdziestu milionowego narodu wybierzmy jedenastu debeściaków plus kilku na ławkę, w razie, gdyby jednemu czy drugiemu ponabijano siniaków. Nie ma i nie będzie. Brak Lewandowskiego, kontuzjowanego Zielińskiego oraz emerytowanego Grosika sprawiły, że cała pozostałość to Polska wybojów, bawołów i drewnianych kół u wozu. Granie w piłkę chłopaków smuci i krępuje. Nawet z Litwą czy Maltą szło o przetrwanie. Niemoc, bezradność, a z mojej strony szkoda czasu.
Dałem się namówić na mecz, z którego jedynym pożytkiem uratowanie życia reanimowanemu kibicowi. Bo wierzę, że jednak wszystko skończyło się dobrze.
Najlepiej u andy'ego zadziało się przed piłkarską padaką, kiedy z kolegą, na jego zresztą życzenie, uruchomiłem gramofon i posłuchaliśmy kilku archiwaliów, w tym caluśkie "Kejl Fel!" węgierskich Skorpio (kolega wniebowzięty, bo to jego muza z cielęcych lat), a potem debiutu Tone Norum - albumu z osiemdziesiątego siódmego. Gdyby ktoś przypadkiem tej Pani nie zajarzył oznajmiam, jest to siostra gitarzysty Europe, Johna Noruma. Album potężnie Europe'owy, a to z uwagi, iż w sekcji głównie muzycy, którzy rok wcześniej zatrzęśli światem numerem, jak i całą płytą, o nazwie "The Final Countdown". I zdaje się, chyba tak właśnie należałoby spędzać czas z przyjaciółmi. Po raz kolejny dałem się namówić na patałachów, i oby jednak przedostatni.

andy

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań) lub radiopoznan.fm

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl