Ritchie niedawno przeszedł zawał. Nie wiem, o jakiej rozpiętości, liczę jednak, że już wszystko w porządku. Czas więc spowolnić, a to da się nawet zauważyć na tej płycie. Niemiłosiernie nudnej, ckliwej, po prostu drętwej. Nie ratują jej nawet dwa akompaniamenty dzielnego Ryszarda, które to dziełka w skróconej formie mogłyby posłużyć do interludiów, te jednak zajmują całe powierzchnie tytułowego "Sea Glass" oraz fakt, jedynej bez przymuszania, pełnej zamyślenia wolnizny "The Last Goodbye". Oprócz grzecznej gitarki Ritchiego, mamy w tym udanym songu jeszcze smyczki i pianino. I gdyby przynajmniej połowa albumu nadała jasności podobnymi przykładami melodii, atmosfery oraz... niech będzie, choć nie lubię tego określenia: kreatywności, byłbym usatysfakcjonowany i nie odważyłbym się powiedzieć, że zupa zimna i co gorsza - bez maggie. Niestety to tylko kruszyna wobec całości. Dobrze jednak, że ostatecznie choć ona. No, i że przejęta całą zdrowotną sytuacją męża Candice, z przejęciem zaśpiewała: "... wiedziałam, że w tym życiu będą bitwy, którym trzeba będzie stawić czoła, lecz nie myślałam, że będą przeciwko Tobie ...". Wyznanie ukochanej, które zapewne w podobnej anatomii, na pewnym etapie starzenia przyda się niejednemu.
Kupując najnowszą Candice nie spodziewałem się wiwatów, fanfar i gitarowej rock maestrii Ritchiego, liczyłem jednak na trochę wiosny, której tak bardzo w tym roku brakuje. Tymczasem "Sea Glass" zgłosiło akces do wszelakich krain łagodności lub przyparafialnych oaz. A w takiej bajce najchętniej przyjąłbym rólkę czarnego charakteru.
andy
"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Polskie Radio Poznań) lub radiopoznan.fm
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl