środa, 5 lutego 2025

inny styl radiowania

Zdarzają się zapytania, dlaczego w Nawiedzonym Studio nie bywają goście? Najlepiej muzycy. Już dawno miałem podjąć ten wątek, jednak stale coś mnie odrywało. Nie preferuję takiej formuły, Drodzy Państwo, najkrócej mówiąc. Szkoda czasu, jest tyle do zagrania bliskiej mi muzyki, iż siedzenie w studio z jednym gościem i owijanie czasu tylko wokół niego, jest dla mnie niesatysfakcjonujące. Poza tym, nigdy nie wiem, o czym gadać, by nie zanudzić przede wszystkim siebie. Rozumiem dwa, trzy pytania, po czym do widzenia szanowny gościu, a teraz szybka zmiana tematu i toczy się po mojemu, ale to tak niestety nie działa. Jeśli bratku zaprosisz, to ci potem siedzi taki jeden z drugim i nie chcą wyjść. Posłużę przykładem. Dawnym, więc mam nadzieję nikt się nie obrazi. A nie raz, nie dwa próbowałem tej formy radiowej sztuki, by nie było. Nie poddawałem się pierwszego dnia. Otóż... jeszcze w Radio Winogrady/Fan, ktoś podsunął fajny wydawać by się mogło temat: Grzegorz Kupczyk. Że ma do niego dojście/kontakt, więc czy aby nie zechciałbym spędzić z nim jednej godziny w "Rock Po Wyrocku"? Ucieszyłem się wręcz, Grzegorz Kupczyk! Taka legenda, u mnie. Tylko dureń by nie skorzystał. Spotkanie szybko się zawiązało, bodaj na pierwsze kolejne "Rock Po Wyrocku" maestro Kupczyk miał dotrzeć na umówiony przez pośredniczącego pomiędzy nami czas, więc andy podszedł do tematu serio, bo ja zawsze serio. Na audycję wymiotłem z domowej półki wszystkie winyle Turbo, zapakowałem w siatę, a kiedy dotarłem do studia, na stole wszystkie elegancko porozkładałem, by było kolorowo i w klimacie. Audycja szła na żywo, w oczekiwaniu na przybycie najlepszego głosu polskiego metalu biegałem zaoferowany od studia do drzwi radiowych, no bo zaraz Kupczyk, przywitać się trzeba, ach, cóż za nobilitacja.
Kupczyk przybył na czas, od schodów z uśmiechem i powitaniem na miarę starych kumpli. Byłem oczarowany, że jeszcze ze sobą nie zamieniliśmy zdania, a już znamy się od zawsze. Kupczyk taki jest, musicie wiedzieć. To przeogromnie sympatyczny facio, pozytywny życiowo, no i, w ogóle. Żaden napuszony gwiazdor, od razu tworzy się dialogu rytm. Spotkacie go na ulicy, bez przyczajki możecie zahaczyć, na pewno się polubicie. Mając więc takiego gościa pomyślałem, program pójdzie jak z płatka. Pogadamy o starych Turbo, powspominamy, także nutka o Ceti, i jeszcze może o czymś przyjemnym, plus to, co się właśnie tworzy, co niebawem na płycie, i o czym z entuzjazmem od przybycia Kupczyk obwieścił. Artysta przyniósł w kieszeni portek nowy, jeszcze demo materiał - na jakimś bodaj mini discu, albo dacie, już nie pamiętam. Na szczęście w radio mieliśmy odpowiednie urządzenie do odtworzenia, co szczęściem okazało się głównie dla Grzegorza. Ach, zapomniałbym, na nasze spotkanie Kupczyk nagrał jeszcze dotarcie gitarzysty swego bandu, choinka, on się chyba Burzyński nazywał, czy jakoś tak. Na imię obstawiam Przemysław. I teraz uważajcie, jesteśmy na antenie, gadka zaczyna się nawet kleić, choć czuję tremę w gardle, oj, oby mnie tylko nie zżarła. I wnet Kupczyk oznajmił, że może na teraz trochę nowej muzyki, jeśli nie mam nic przeciwko. Okay, dawaj - wyraziłem z entuzjazmem. Zaraz popieści me uszy czymś na modłę Iron Maiden, Whitesnake lub podobnym. Poszło więc w eter. Już po pierwszych taktach myślę: o ja pierdolę, co to jest? Chyba śnię. Spokojnie andy, może tylko taki jeden kawałek i zaraz się rozkręci. Dobrze, ale co tu teraz ludziom powiedzieć? Nie potrafię udawać zachwytu, szczególnie jeśli ten miałby dotyczyć czegoś tak niesłuchalnego. Potem z tego zrodziła się płyta "W imię prawa" - masakra! Po niedługiej chwili drugi z taśmy numer. Jejciu, jest jeszcze gorzej. Ekipa napierdala nuty głośno i jeszcze głośniej, na metalcore'owo, jest gorzej niż udarowa wiertara. Niczego w tym nie słyszę, żadnej melodii, podnietliwych riffów, za to Kupczyk w sukurs ryja wydziera, tynki się sypią. A że kawał głosu ma, to fakt!, mógłby podobnie, niczym młody David Coverdale, chodzić na lotnisko i zagłuszać samoloty. W pewnej chwili miałem ochotę powiedzieć Kupczykowi i jego gitarzyście: bierzcie, co wasze i spierniczajcie, bo mi zaraz głowa odpadnie. Ale, że gość to gość, fason musiałem trzymać do końca zakontraktowanej obietnicą godziny. Kiedy ta w końcu upłynęła i zacząłem doznawać ulgi, Grzegorz podziękował za audycję, sprawiając mi jeszcze na odchodne prezent, tymi oto słowy: Andrzejku, ja lecę, bo muszę, spieszę się, dziękuję, fajnie było, zostawiam ci jeszcze Przema, który chętnie z tobą przez kolejną godzinę pogada. O jezusie, nieeee !!!! Na nic błagania, facet został. Nie pamiętam po latach przebiegu tamtej godziny, jakoś wykreśliłem z pamięci, jednak pamiętam, iż była okropna. Przede wszystkim zmarnowana w mym radiowym życiu. Wiele mnie jednak tamten dzień doświadczył i na przyszłość już się nie dałem.
Rozmowy z muzykami Abraxas czy Collage, niosły co prawda dużo łagodniejszy w nutach przebieg, niemniej i tak zdałem sobie sprawę, że nawet one nie były mi do niczego potrzebne. Kolejne siedzenie w studio z przebieraniem nóg, i nieustająca myśl: kiedy to się skończy? Zawsze w takich okolicznościach rzucałem okiem na stół wyczekujących emisji rajcownych kompaktów i wtedy mnie nachodziło: po co ja to robię? Produkuję się z jakimiś słabiznami, kurka wodna, po kiego? Konkludując, wraz z nadejściem nowego milenium dałem sobie słowo: nigdy więcej.  Trwam w swym przyrzeczeniu i niech mnie ono nie opuszcza.
Nawet ostatnio pewien muzyk podmawiał się andy'emu o wlot do studia, i też, że niby ma coś czarującego, coś, co z mozołem tworzył i wciąż tworzy w domowym studio, hmmm... kolejne myślę dzieło na przenośnym komputerku. Nie wiedziałem, jak odmówić, więc spychałem temat najinteligentniej, jak potrafię, i póki co, ataki odparte.

andy

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl