poniedziałek, 16 stycznia 2023

"NAWIEDZONE STUDIO" - program z 15 stycznia 2023 / Radio "98,6 FM Poznań"





"NAWIEDZONE STUDIO"
wydanie z 15 stycznia 2023
(
z niedzieli na poniedziałek, start godz. 22.00, zamknięcie bram 2.00)
 
98,6 FM Poznań oraz w sieci
realizacja i
prowadzenie: Andrzej Masłowski

 

YARDBIRDS "Having A Rave Up With The Yardbirds" (1965) -- Witam w Nawiedzonym Studio, w jednej z ostoi rock'n'rolla. Przed Państwem niedzielne radiowe pasmo dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze - a inni niech się wysypiają. -- Na wczoraj mnóstwo Jeffa Becka. Tak różne z jego udziałem albumy, jak Artysty wyobraźnia, potężne umiejętności oraz wrażliwość. Tu mamy jeszcze jego początki, z bujną, na równo, pod bat przystrzyżoną fryzurką, w rytmach beat, blues i psychodelii. Uwielbiam Yardbirds, przepadam też za tą konkretną płytą. Łyso mi, że w eter wyszły z niej tylko dwa nagrania. Niestety, w kolejce też wiele innych wspaniałości, a każdy szansę dostać musi. Mocno się ograniczyłem, albowiem wklejone na samiuśkiej górze zdjęcie powinno opiewać w trzy razy tyle okładek.
- Heart Full Of Soul
- The Train Kept A-Rollin' - {Tiny Bradshaw cover}

JEFF BECK / JOHNNY DEPP "18" (2022) -- tej płyty trochę posłuchaliśmy, gdy była jeszcze gorąca, wczoraj więc tylko jej mikroskopijne przypomnienie.
- This Is A Song For Miss Hedy Lemarr
- Let It Be Me - {Gilbert Bécaud cover}

ZZ TOP "XXX" (1999) -- finisz "XXX" zawiera dwa live'y, w tym jeden z gościnnym udziałem Jeffa Becka. Wyszło z tego - bez niepokojenia ewentualnych akordeonu i mandoliny - solidne rock'teksańskie granie, na ostro, na szybko i pod zasłużony na końcu aplauz.
- Hey Mr. Millionaire (live) - {gościnnie Jeff Beck}

JON BON JOVI "Blaze Of Glory / Young Guns II" (1990) -- ostatni kapitalny, od deski do deski, bezbłędny Bon Jovi. Niezespołowy, a solo i do filmu, więc już jako Jon Bon Jovi. Ogrom zacnych gości, m.in. zmarły niedawno Little Richard, poza tym Kenny Aronoff, Elton John czy kryminalnie w Polsce nieosławiony Aldo Nova, a nawet gitarzysta Ratt, Robbin Crosby. W eter poszybowało "Justice In The Barrell", z przede wszystkim obłędnym gitarowym wstępem. Gra z berłem i koroną.
- Justice In The Barrel - {gościnnie Jeff Beck} -- bo sprawiedliwość należy do spluwy z załadowaną lufą.

JOE COCKER "Heart & Soul" (2004) -- dwie brzytwy wreszcie na jednej scenie - we włoskim klasyku, acz po angielsku, "I Who Have Nothing". W swoim czasie śpiewali to także Tom Jones czy Shirley Bassey, ale u nich nie było 'tej' gitary. -- "Heart & Soul" to jedna z mniej popularnych płyt Cockera, paradoksalnie z bardzo popularnego w jego życiorysie okresu.
- I Who Have Nothing - {Joe Sentieri cover} - {na gitarze Jeff Beck}

OZZY OSBOURNE "Patient Number 9" (2022) -- trochę nie doceniłem najnowszego Ozzy'ego i wciąż oszczędzam się w słowach, niemniej oba numery z Jeffem Beckiem kapitalne. W okresie premiery 'Pacjenta', z udziałem nieodżałowanego Jeffa, zaprezentował się u mnie wymarzony pod radio wolnias "A Thousand Shades", a wczoraj nareszcie tytułowy, już zdecydowanie dłuższy oraz hałaśliwszy albumowy otwieracz.
- Patient Number 9 - {feat. Jeff Beck}

MICK JAGGER "She's The Boss" (1985) -- uwielbiam ten pop'rockowy debiut, główno dowodzącego w sekcji 'lead vocal' RollingStonesa. Ze zmarłym w ubiegłym roku kolegą Leszkiem katowaliśmy tę płytę. Tańczyliśmy ją po stołach, tarzaliśmy po podłodze, jedliśmy z gara. Mick zaskakujący, niekiedy na pół taneczny, czasem na dobrze wyedukowany pop, ale nierzadko też na rock i rock/balladę. I gdzie się podziali ci wszyscy narzekacze, ci od oburzeń, że to skandal, zdrada, no bo, jak może taki rockman nagrać płytę pod amerykańskie radio, w dodatku z niekiedy osobistymi tekstami, w których wątki miłosnych uczuć, a nawet obawy przed samotnością. Luzik, moi Drodzy, "Ona jest szefem" to płyta nie dla zrzęd, a dla tych, którzy wiedzą...
- Running Out Of Luck - {na gitarze Jeff Beck}
- Hard Woman - {na gitarze Jeff Beck} - (... dałem jej śmiech, a ta chciała diamentów. Była niewierna, traktowała mnie okropnie, aż zostałem sam. Kochałem na próżno, na tysiące lat...)
- Just Another Night - {na gitarze Jeff Beck}

BACHMAN-TURNER OVERDRIVE "Four Wheel Drive" (1975) -- według mnie czwarty długograj BTO niemal tak dobry, jak o rok wcześniejszy i zarazem najsłynniejszy "Not Fragile". Mamy tu nawet pewne zbieżności; w "Hey You", u Randy'ego pojawiają się identyczne, zamierzone sylabizowania (w sensie; zająknięcia), jak w arcy hicie "You Ain't Seen Nothing Yet", z kolei "Flat Broke Love" inicjuje się identico motywem, co numer "Not Fragile". Umarł perkusista BTO, brat Randy'ego, lidera tej grupy, Robbie Bachman. Pisałem ostatnio. Polecam kilka kartek wstecz.
- She's A Devil
- Hey You
- Flat Broke Love

PRAYING MANTIS "Time Tells No Lies" (1981) -- muzykowanie spod okładki Rodneya Matthewsa. W nawiązaniu do poprzedniego tygodnia. Nie wszystko mi wtedy weszło, zresztą wczoraj też nie. A zatem, spodziewajcie się 'to be continued'. Debiut 'Modliszek' kapitalny, nawet jeśli po latach wydaje się kapkę za miękki. Mamy tu ekspansję nurtu NWOBHM, z cudowną grą na dwie gitary, przemiennymi wokalami oraz melodiami, które się od nas nie odczepią. I to jest metal, a nie te wszystkie syfy, w rodzaju System Of A Down, Jane's Addiction, Deftones czy Queens Of The Stone Age. Multum dzisiejszych młodziaków kompletnie nie kuma klasowego łojenia, ani tym bardziej wszystkich rajcownych UFO czy Uriah Heep, co też wczesnych Def Leppard, Praying Mantis, Demon bądź Tygers Of Pan Tang, ponieważ w wielu ostatnich latach zaśmiecono im mózgi tym szkaradami, spod dykty 'alternative metal', 'nu metal', itp. Czyli charczące, brudne i spod flanel granie, bez melodii, należytych temp, power refrenów, co gorsza: bez duszy i serca, a na dodatek jakieś pajace z drącymi ryjami, jak ten Perry Farrell - o moja ty alergio!
- Lovers To The Grave
- Panic In The Streets

TYGERS OF PAN TANG "Crazy Nights" (1981) -- znowu granie spod okładki Rodneya Matthewsa - tutaj w nawiązaniu do King Konga. Frajdą zapodać w eter takie heavy. Ot, przywilej niezależnego radiowca. No i te kapitalnie w stereo zrealizowane bębny, na których Brian Dick. Szczególnie zasmakujcie ich w "Never Satisfied" - nóżka sama chodzi. Z kolei "Love Don't Stay", niesie refren pod dawnych Saxon, że usiedzieć nie sposób. Oczywiście wczesne Tygrysy to jeszcze przez moment gitara Johna Sykesa, który po latach zrobił karierę w Thin Lizzy, a przede wszystkim u Coverdale'a w jego Whitesnake. Ci drudzy dali mu w zasadzie wieczystą rozpoznawalność.
- Love Don't Stay
- Never Satisfied

EDITH GROVE "Edith Grove" (1993) -- trochę dynamicznego i wyperfumowanego Ameryką gotyckiego rocka z ust Michaela Astona - niegdyś muzyka angielskich Gene Loves Jezebel. Zresztą, nigdy się ich z siebie nie wyzbył. Spójrzcie na czcionkę, jaką wypisano tytuły piosenek, a potem zajrzyjcie do starszych okładek, typu "Promise". -- Jedyny long Edith Grove kompletnie bez szans z wydanym w tym samym roku "Heavenly Bodies", konkurencyjnych już wtedy Gene Loves Jezebel, a dowodzonych przez brata Michaela, Jaya. Od razu widać, po której stronie stał większy talent, pomimo iż głosy obaj panowie mieli analogiczne - na pewno zadziałał wywar z tej samej lufy. Zawsze "Wheel" chciałem zagrać, bo raz, lubię, a dwa, po takim kroku warto postawić drugi, po czym rozwinąć dywan pretekstu ku Gene Loves Jezebel...
- Wheel

GENE LOVES JEZEBEL "Kiss Of Life" (1990) -- ... i oto Gene Loves Jezebel, z jedną z najfajniejszych w swym dorobku płyt. Chwila po ciepło przyjętej i o sukcesie komercyjnym "The House Of Dolls". Wszystko na trzy lata przed moją faworytką "Heavenly Bodies". Każdy z tych albumów różniły wytwórnie - jakie je wydały - a i produkcyjnie też nie z jednego łona. No i mój handlowy w rozpowszechnianie tej muzyki wkład, o którym w nocy kilka prawd. Mam nadzieję, że tego typu historyczne z mej strony wrzutki Szanownych Państwa nie męczą. Jestem typem sentymentalisty i niekiedy trudno mi wobec przytaczania pewnych wspomnień wyhamować.
- Kiss Of Life
- Why Can't I
- Syzygy
- Walk Away

THE HORRORS "Skying" (2011) -- pełen stylistycznych zwrotów rock, trochę przyssany do britpopu, lecz The Horrors wypracowali integralny styl, będący koktajlem psychodelii, indie, mroku, niekiedy prog rocka, a wszystko z fajnym archeo sosem, pomimo iż walka szła nie o zgredów, a młodziaków.
- Still Life

THE REPLACEMENTS "Pleased To Meet Me" (1987) -- zdaje się, w pośpiechu na antenie zapodałem tytuł, jako "Pleased To Meet You". Niezła wtopa, ale przecież niejedyna wczoraj. Biję się w pierś. To tkwiące we mnie bezwiedne skojarzenie z lubianą płytą grupy James, w której jest 'you'. Ale nic to, jaka to różnica, ty czy ja, grunt, żeby muzyka się zgadzała. -- Oto moi faworyzowani wobec swego całokształtu The Replacements, z twórczością teoretycznie spoza mego gustowego imperium. No bo, gdzie ja i punk. Ale ale... to nie taki na cukier postawiony łomot. Tym bardziej, że do udziału nierzadko wpraszają się saksofon, klawisze czy smyczki. Wychodzi więc na to, że to taki commercial punk z wieloma elementami obcymi oraz bardzo fajną okładką, na której tytuł zapisano czcionką z 'G.I. Blues' Elvisa Presleya.
- I Don't Know
- Nightclub Jitters
- The Ledge

MADNESS "Divine Madness" (1992) -- kompilacja. Madness nadają się na wszelkiego rodzaju składanki, ale nie myślcie sobie, że na konkretnych albumach nudzą. O nie, to bardzo rozrywkowy septet, któremu niegdyś nawet nasz Tonpress zlicencjonował genialne, a i będące na czasie "Complete Madness". Ile ta płyta się u mnie nawirowała, łohoho. Chyba jedyne warte ska w dziejach polskiej fonografii, o ile w ogóle inne mieliśmy. Pomimo upływu lat, nadal zazdroszczę polskiej dziennikarskiej śmietance, która w okresie owego "Complete Madness", załapała się na zamknięty koncert w warszawskiej Victorii. Podobno było szampańsko, i chyba dlatego nic o tym nie piszą. -- Nie myślcie sobie, że Andy to cienias jakiś, kupił sobie jedną czy drugą składankę Madness, po czym rżnie ważniaka. Mam w szafie nawet okazały sześciopak, z remasteringami pierwszych sześciu albumów, jednak do radia nie używam, ponieważ na potrzeby tego boxu pozmieniano pod jedną sztancę wszystkie okładki i teraz wyglądają jak koszula pod krawatem. A ja na elegancko nosić się nie lubię.
- One Step Beyond - {oryginalnie na albumie "One Step Beyond" /1979/}
- My Girl - {oryginalnie na albumie "One Step Beyond" /1979/}
- Night Boat To Cairo - {oryginalnie na albumie "One Step Beyond" /1979/}
- House Of Fun - {singiel /1982/}

CHRISTOPHER CROSS "Every Turn Of The World" (1985) -- na tym albumie chórków dostarczał nierozpoznawalny wówczas Richard Marx, ale przecież nie z tego powodu płyta w nocy zakręciła na mym radiowym talerzu. To nadspodziewanie inny od wszystkich Pana Krzyśka album. Bardziej AOR/melodicrockowy, ze stosowną produkcją Michaela Omartiana - przy okazji na całej tu linii klawiszowca. Ależ to było dla wielu rozczarowanie, bo oto raptem dużo mniej pełnych ciepła piosenek, w duchu "Never Be The Same", "All Right" czy "Sailing". I to też odbiło się na sprzedaży. Na listach przebojów Maestro zanotował zjazd, szczególnie dotkliwy w oczach amerykańskiej dwusetki Billboardu. Co prawda, Cross powrócił do dawnej aury już na kolejnym, wydanym trzy lata później, a czwartym w dorobku longplayu "Back On My Mind", jednak było za późno. Amerykanie nie zwrócili na płytę uwagi, jak i zresztą na każdą kolejną. Tak więc, listy przebojów i sprzedaż od tamtej pory nie bronią twórczości naszego bohatera, choć muzyka oraz samo śpiewanie, jak najbardziej! Proszę sprawdzić, choćby tylko ostatnie "Take Me As I Am". Cóż za znakomity album!
- Every Turn Of The World
- I Hear You Call
- Open Your Heart

RICHARD MARX "Rush Street" (1991) -- "Rush Street" to albumowy następca piekielnie dobrej, w moim przeświadczeniu absolutnie najlepszej płyty młodziutkiego wówczas Marxa - "Repeat Offender". Start jego indywidualnej kariery, drugie dzieło, i od razu z gatunku: fuckin' amazing! Fakt, tym razem nie ma drugich "Right Here Waiting", "Angelia" czy "Heart On The Line", ale też jest nieźle. Tym razem Marx ma już swoją upragnioną sławę, od paru lat nadając spoza działu: 'i inni...', bo i teraz to on zaprasza gości - i to jakich!: Billy Joel, Marcus Miller, Leland Sklar, Steve Lukather, Jeff Porcaro, nawet pałker Mötley Crüe, Tommy Lee. Oczywiście mamy tu killer hit "Hazard", jednak ja wolę parę innych numerów, w tym dwa wczorajsze.
- Keep Coming Back
- Take This Heart

ROGER TAYLOR "Fun On Earth" (2013) -- do poduszki jeszcze nutka gitary Jeffa Becka. Nie jestem fanem tej piosenki, albowiem jej refren jest równie naciągany, co u Queen "Save Me", lecz zanim po latach "Say It's Not True" weszło w portki Queen - okresu 'plus Paul Rodgers' - tu mamy tego fajniejszy zaczątek.
- Say It's Not True - {feat. Jeff Beck}

 

Andrzej Masłowski 
"NAWIEDZONE STUDIO"

w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl

 

"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"