Sławek Wierzcholski jeszcze przed załadowaniem pierwszych akordów zapewnił: nie będzie krótko. Dwa razy po godzince, z kwadransowym antraktem, czyli musowo, jak to w Blue Note, z zakontraktowanym czasem względem podreperowania budżetu drink baru. Zaczęli od "Szóstej Zero Dwie", skończyli na "Chory Na Bluesa" (na bis jeszcze kilka nutek ekstra), a pomiędzy dużo dobrej energii, zabawy, luzu i humoru, oczywiście solidnego bluesa, do tego szczypta country i country/rocka, ale też przetworzeń paru kultowych tematów, jak ten z "Blues Brothers" Johna Lee Hookera "Boom Boom", czy motywu z "Oddechu Szczura" Maanamu. Po kilku numerach na scenę dołączył Michał Jelonek, by już do końca trzymało na wesoło. Faktem też, iż Nocna Zmiana Bluesa to ekipa żywiołowa, niesprzyjająca zasadzie, że blues musi być smutny. Zresztą, serwowane pomiędzy numerami anegdoty Sławka Wierzcholskiego, niekiedy bawiły do łez. Maestro jednak przyjechał całkiem serio pograć i w tym celu przepasał się grubą skórzaną amunicyjną pręgą, której nabojami dobrych tuzin harmonijek. Ale bluesowy Pan Sławomir to także charakterystyczny, silny, zdarty i tubalny głos. I choć zaśpiewał większość przygotowanego do Blue Note repertuaru, to niekiedy jego część całkiem zgrabnie przechodziła w usta basisty, Piotra Dąbrowskiego. Najstarszego wiekiem muzyka Nocnej Zmiany, choć upierzeniem wciąż darem natury szatyna, co może stawać kością zazdrości u lidera formacji.
Fajnym zabiegiem, w schyłkowej fazie show, była zamiana ról. Wszyscy muzycy przetasowali się instrumentami. I tak, basista stał się gitarzystą, z kolei jeden z gitarzystów perkusistą, i tak dalej, i tak dalej... I to też jeden z akcentów podkreślających chęć dobrej zabawy, a i jeden z wielu powodów, dla których warto było poświęcić piątkowy wieczór.
a.m.