sobota, 15 września 2018

MOB RULES - "Beast Reborn" - (2018) -






MOB RULES
"Beast Reborn"
(STEAMHAMMER)

***1/2





Pamiętam narodziny Mob Rules, a także wydane jednym tempem rok po roku dwa pierwsze pełne nadziei albumy. Od tamtej chwili upłynęły jednak prawie dwie dekady, a Niemcy mają już na koncie blisko dziesięć płyt. Ich gitarzysta Sven Ludke jest wielbicielem Iron Maiden, jednak niewiele mniejszą sympatią otula death metal oraz metal progresywny. Do tego wszystkiego uwielbia fitness, choć na szczęście owa pasja nie wpłynęła na wycinkę kaloryczności oferowanej muzyki.
Ludke ponadto twierdzi, iż tytuł "Beast Reborn" ma symbolizować nowy początek. Nie bardzo rozumiem czego?, przecież w stylistyce grupy nie dostrzegłem żadnego nagłego zwrotu akcji. To wciąż mocarne heavy-melodyjne granie, bliskie dokonań Helloween, Blind Guardian, Gamma Ray czy niekiedy nawet Freedom Call. Wymienne, perfekcyjnie uzupełniające się, a czasem wręcz maidenowskie gitary, rządzą niepodzielnie. Towarzyszą im co prawda klawisze, okazjonalne orkiestracje, jednak już przykładowo bas Markusa Brinkmanna nie odgrywa nadrzędnej roli, jak u Steve'a Harrisa. Z kolei, perkusista Nikolas Fritz, też tylko ogranicza się do rzetelnego rzemiosła, a autentycznie fajny wokalista Klaus Dirks nie wznosi się ponad poziom ogólnie przyjętej poprawności.
Płyta jednak wchodzi niczym przysłowiowy nóż w masło, choć niestety nie znajdziemy na niej przynajmniej jednego epokowego odkrycia. A jednak przyzwoicie udanych kompozycji zgarniemy całą wyrzutnię. Osobiście stawiam na chwytliwe galopady: "Ghost Of A Chance", "Traveller In Time" (chociaż początek tego nie zwiastuje), "Shores Ahead", jak również ewidentnie podlane Iron Maiden'owskim sosem "Children's Crusade". Do pełni szczęścia nie mogło zabraknąć ballady, którą w tej materii reprezentuje finalizująca całość, blisko sześciominutowa, podszyta pianinem oraz smyczkami "My Sobriety Mind (For Those Who Left)". Klaus Dirks zaśpiewał ją w duecie z jakąś enigmatyczną wokalistką, o której nigdzie ni słowa. Ciekawy zabieg, bo chyba każdy wszcznie poszukiwania nazwiska pani, która wydaje się z podobnej bajki, co jej koleżanki z konkurencyjnych Nightwish, Epica, Sirenia, Trillium, Delain, i tym podobnych teamów. Sama piosenka z podniesionym czołem wieńczy albumowe dzieło, więc chyba nikogo na swój urok nie pozostawi obojętnym.
"Odrodzona bestia" wyciągnęła szpony, zatrzepotała pokaźnym ogonem, postraszyła nieco, jednak mowy nie ma o spustoszeniu, jakie czynią tuzy z HammerFall, Stratovarius, Helloween, że o ekipie Steve'a Harrisa nawet nie wspomnę - wszak Żelazna Dziewica od czasu własnej interpretacji paryskiego zabójstwa, a w ich wersji masakry przy Rue Morgue, do dzisiaj niepokonana.





Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"