wtorek, 19 czerwca 2018

ROYAL HUNT - "Cast In Stone" - (2018) -








ROYAL HUNT
"Cast In Stone"
(EVOLUTION MUSIC) 

***1/2





Najnowsza płyta Royal Hunt dotarła do mnie z dalekiej Korei Południowej. Mogła z przynależnej grupie Danii, lecz pomimo wydanego tam efektowniejszego digipaku zostałbym ograbiony ze specjalnego dodatku, jakim koncertowa wersja "Step By Step". A tak swoją drogą, nie pojmuję, dlaczego żaden dystrybutor nie wziął pod swoje skrzydełka tego, było nie było, lubianego u nas zespołu.
Od kiedy powrócił najlepszy wokalista D.C.Cooper, akcje grupy zaczęły zwyżkować. Poprzednie trzy albumy autentico znakomite, ze szczególnym wskazaniem na "A Life To Die For". Szkoda więc, że najnowszy "Cast In Stone" już tylko ledwie poprawny. Co prawda, i na nim znajdziemy kilka okazów, jak galopujący rewelacyjny instrumental "Cast In Stone" - albumowy nr 1, lub otwierający płytę ponad 6-minutowy "Fistful Of Misery", czy po nim następujący "The Last Soul Alive". Także "The Wishing Well" niczego sobie. Ciekawie, choć już mniej efektownie prezentują się "A Million Ways To Die" oraz "Rest In Peace". Przy czym chaotyczne "Sacrifice" całkowicie odrzucam. Wychodzi na to, że połowa albumu na tak, jednak na zespołowe możliwości, to zaledwie połowa. Nie znajdziemy tu bowiem pretendentów na wiekopomne klasyki, rzędu: "Epilogue", "Far Away", "It's Over", "Clown In The Mirror", "Kingdom Dark", "One Minute Left To Live" czy nawet "May You Never (Walk Alone)" - biorąc pod uwagę również czasy współczesne.
Ekipa Andre Andersena nieprzerwanie gra stylowo, stosując ulubione żywe tempa, specyficzne zagrywki, motywy i akordy. Ich symfoniczny metal wydaje się nie do podrobienia. Serce rośnie, gdy Andre Andersen galopuje po klawiaturze niczym Mozart, któremu przychodzi zagrzać do boju armię Józefa II Habsburga. Bo choć Andersen z krwi i kości Duńczykiem, mocno sympatyzuje z twórczością mistrza Amadeusza - i to też słychać. Do czasu "Requiem" Mozart tworzył podniośle i radośnie, co także stoi domeną szefa "Królewskiego Polowania". I niech mu tego nikt nie próbuje wybić z głowy.
Na koniec podstawowej części dzieła otrzymujemy kontynuację "Save Me", jako "Save Me II". Nie wszystkim część pierwsza może być wiadoma, albowiem wydano ją w 2012 roku, tylko jako odosobniony "nowy track" na jubileuszowej kompilacji "20th Anniversary" - z racji 20-lecia zespołu. Drugą część "Save Me" charakteryzuje typowy dla Royal Hunt podniosły refren, ale też mniej spodziewane wspomagające D.C.Coopera żeńskie partie wokalne, w wydaniu niejakiej Alexandry Andersen - czyżby przypadkowa zbieżność nazwisk, a może...?
Nie jest źle, choć liczę, że następnym razem będzie jednak ciekawiej.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"