niedziela, 3 czerwca 2018

kierunek Warszawa

Do wyjazdu jeszcze chwilka. Kierunek: Warszawa. Cel: Park Sowińskiego. Wydarzenie: koncert Yes. No właśnie: "wydarzenie" - tak to się dzisiaj mawia. Za moich czasów było po prostu: koncert. Teraz są wydarzenia. Niech będzie.
Nawiedzone Studio poprowadzi nie po raz pierwszy Szymon Dopierała. Na jego profilowym Facebooku pod zapowiedzią programu pojawiło się nieco polubień od osób, które i ja znam, lecz które moich audycyjnych postów nigdy nie popierają. Cóż, można mieć w gronie tych samych znajomych, a sympatie rozłożone niewspółmiernie. Zdrowo, nic na siłę.
Wcale w ramach przedbiegów nie zasłuchuję się Yes'ami. Nie nie, to tak nie działa. Zapewne zacznie się od jutra. Do następnej niedzieli jednak zdążę ochłonąć, więc nie odczujecie tego mili Państwo w Nawiedzonym. Inna sprawa, że dziwna niedziela, gdy nie myślę o audycji. Niczego nie zestawiam, nie szukam po półkach, nie przychodzą mi żadne gorące pomysły.
Mój Tata pochwalił się, że w Dużego Lotka trafił czwórkę. Uwaga! - wygrana 51 złotych. Chyba na łeb upadli. 51 złotych za cztery trafienia spośród czterdziestu dziewięciu liczb? Niech sobie te pięć dych wsadzą... Śmiech, nie wygrana. Tym bardziej, że nikt nie trafił szóstki. Dobrze, że z hazardu wyleczyłem się trzydzieści lat temu. A naprawdę grywałem ostro. Nie tam po jednym kuponiku, ja od razu wysyłałem garściami. Sukcesy mizerne, ale na pewnym etapie lubiłem hazard, więc grałem we wszystko i nie na bilon. Do głosu dochodził Duży Lotek, Express Lotek, Mały Lotek, poker, szachy, zakłady piłkarskie, i licho wie, co jeszcze. Miałem taki katalog wszystkich losowań Dużego Lotka, od początku działalności, czyli od bodaj 1956 lub 1957 roku. Siedziałem, analizowałem, prowadziłem zeszyty... Moi przyjaciele z tamtych lat mogą potwierdzić, jakiego miałem jobla. Kuponów nie wyrzucałem, bo też je analizowałem. Miałem dwie szuflady w biurku nimi załadowane, że szpilki nie szło wcisnąć. Pamiętałem wszystkie losowania do kilku tygodni wstecz - włącznie z wysokością wygranych - choć wygranych nie moich. Byłem "komplikutasem" - jak to Kabaret Pod Wyrwigroszem niegdyś ochrzcili Ojca Rydzyka. "Komplikutas", czyli skomplikowana osobowość.
Kiedyś namówiłem osiedlowych kolegów do batalii na Małego Lotka. Wysłaliśmy dziewięćset kuponów, czyli cztery i pół tysiąca zakładów. Każdy musiał zestawić półtora tysiąca kombinacji. Mały Lotek, to było 5 z 35. Zagraliśmy tylko na pierwsze losowanie. Kupon kosztował 15 złotych, a na oba losowania już 40 złotych. Łącznie trafiliśmy trzydzieści kilka trójek, i ani jednej czwórki, że o piątce tylko pomarzyć. Z zainwestowanych 1350 złotych zwróciło się niecałe 300. Mimo tego nie traciłem wiary, choć u moich kolegów zapał opadł natychmiastowo. I tak nieźle, że mi nie przyłożyli.
Niestety zaczynało być niebezpiecznie, skoro na powyższe cele zacząłem sprzedawać płyty. Szybko z półki znikały najcenniejsze trofea. Bo choć w szachach i pokerze odnosiłem skromne sukcesy, to w grach liczbowych szczęście mnie omijało. Opamiętałem się dopiero, gdy z domu powynosiłem płyty Black Sabbath, Led Zeppelin, itp. tuzów. Poza tym, przychodzi taki moment, że całe życie zostaje podporządkowane transmisjom losowań, a to już dno. Rzuciłem wszystko jednego dnia, bodaj w 1987 roku. Podobnie jak palenie papierosów w lipcu 2009 roku. To też był hazard, a zwycięzcą w konsekwencji tylko jedna strona. Ale pokonałem słabostki. Bez wizyty u terapeutów. Zwyciężyla silna wola i szybko podjęte decyzje. Dlatego, żadne gumy, plastry czy drogie wizyty w gabinetach, a po prostu trzask prask: decyzje podjęte od ręki bywają najskuteczniejsze. Choć przyznam, że do dzisiaj potrafi mnie podkusić dymek, szczególnie, gdy potowarzyszę porucznikowi Columbo.
Opowiem Państwu o dzisiejszej wyprawie. Jak tylko się pozbieram i znajdę czas.
Nie znoszę mawiać "miłego dnia", więc niech będzie: udanej niedzieli - czego Szanownym Państwu życzę.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"