piątek, 11 marca 2016

THE CULT - Hidden City - (2016) -






THE CULT
"Hidden City"
(COOKING VINYL)
***1/2



Spójrzmy na nazwisko producenta - Bob Rock. To ten od choćby najlepszej ich płyty "Sonic Temple", pomimo iż powszechnie za takową uchodzi przecież "Electric" (a przy tej majstrował Rick Rubin). I co tu dużo deliberować - obie wspaniałe, bez dwóch zdań. Nie ma jednak sensu wartościować dzieł miarą ich producentów, gdyż Bob Rock maczał również palce na Cult'owych wydawnictwach, których ewidentnie nie lubię - vide "The Cult" czy "Beyond Good And Evil".
Astbury i Duffy jeszcze na grubo przed wydaniem "Hidden City" byli naładowani pozytywną energią, a także wiarą w jej moc i ostateczny sukces. Opłaciło się. Relacje z ostatnich koncertów, promujących najnowsze albumowe dziecko, zdają się to potwierdzać. Bilety ponoć schodzą na pniu, a tłumy fanów przyziemności dnia codziennego zamieniają w pył.
"Hidden City" być może nawet nie jest ich najlepszym, ani żadnym miażdżącym dokonaniem, niemniej głosu Astbury'ego i gitary Duffy'ego słucha się z nieukrywaną przyjemnością. Klasa sama w sobie.
Znajdziemy tutaj dwa szczególnej mocy nagrania - i proszę mi wierzyć, warto dla nich zgrzeszyć. Nieco ponury i podlany przy tym gotycko-nowofalową aurą "Birds Of Paradise". Rzecz mocno posępna, która w ostatnich dwóch minutach nabiera trudnego do opisania dostojeństwa, a jeszcze za sprawą końcowej klawiszowej partii, także poruszającej melancholii. Sześć i pół minuty dla tych, którzy dawno i niepotrzebnie zwątpili w piękno mrocznej strony The Cult - tej za chwalebnych czasów "Love". I to samo należy rzec o sporo krótszym, lecz równie atrakcyjnym "Deeply Ordered Chaos". Jakże pięknie "kłóci" się tutaj surowe gitarowe i stanowczo motoryczne granie z delikatnością muzyki symfonicznej. Astbury zaśpiewał tak, jakby świat miał się skończyć. To bardzo podniosły fragment albumu. Szkoda tylko, że panowie bardziej go nie rozbudowali. Szczególne kompozycje, dla których warto wyłożyć każde pieniądze. I choć na całej pozostałej reszcie nie znajduję już kandydatów na wieczyste klasyki, to jednak trudno przejść obojętnie wobec kipiąco emocjonalnie naładowanych "Lilies", "Dark Energy", "Hinterland", "Heathens", czy też utrzymanego w tonie refleksji "Sound And Fury" - chociażby.
Dobra płyta. Wydaje się nawet najlepszą od lat. Choć o dosięgnięciu poziomu "Sonic Temple" czy "Electric" mowy nie ma. 





Andrzej Masłowski


RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"