środa, 5 czerwca 2013

ROD STEWART - "Time" - (2013) -

ROD STEWART - "Time" - (CAPITOL RECORDS) -
***1/2



Rod Stewart zrzucił z siebie niewygodny garnitur i ponownie wbił się w dżinsy. I jakoś mu w nich bardziej do twarzy. Aż chce się krzyknąć - nareszcie! Bo choć "Time", nie jest jakąś "płytą marzenie", to i tak jawi się najlepszym dziełem fana Celticu Glasgow od niepamiętnych lat.
Podobno miała być to płyta iście rockowa, ale takową na pewno nie jest. Nic nie szkodzi, to i tak kilkanaście najładniejszych piosenek jakie popłynęły z ust Stewarta od niepamiętnych czasów. Kto wie, może nawet i od przepięknej płyty "Vagabond Heart". A to już nieco ponad dwadzieścia lat.
Od razu, już na samym wstępie, spróbuję Państwa zachęcić do zakupu deluxe'owej edycji albumu. Tej, która zawiera 15 kompozycji, a więc w sumie wzbogaconej o aż 3, w stosunku do wydania standardowego. A są to rzeczy naprawdę udane. Szczególnie efektownie zaprezentował Stewart pośród nich przeróbkę country-bluesowego klasyka "Corina, Corina" (ach, no i ta wszędobylska harmonijka!). Przypominając nam zarazem, że był niegdyś w takiej grupie jak Faces, najprawdziwszym rockmanem z krwi i kości. Teraz proszę sobie wyobrazić, że w Faces wokalistą jest Mick Hucknall, tak tak!, ten właśnie, którego znamy z Simply Red. Świat się zmienia Drodzy Państwo.
Z owych trzech dodatków, należy zwrócić jeszcze uwagę na żywiołowy i pozytywny w przekazie "Legless". Opowiada on historię beznogiego weterana wojny w Wietnamie, który może już sobie dzisiaj na wiele pozwolić, choćby i na nic nierobienie. I to jest w sumie także kawał dobrego rocka. Oczywiście, takiego na miarę niegroźnego obecnie Roda Stewarta.
Trzecim dodatkiem, jest urocza, choć nieszczególnie powalająca ballada "Love Has No Pride". Na szczęście, w podstawowym albumowym secie, jest jedna taka naprawdę piękna pieśń, ale o niej za chwilę.
Trochę rozpocząłem od końca, licząc zarazem, że nie przegapicie Państwo właśnie tych "extra dodatkowych" piosenek.
Odnoszę wrażenie, że całe dzieło "Time" jest takim nieco podsumowaniem wszystkiego co spotkało naszego mistrzunia w latach ostatnich. Dzięki czemu, całość układa się nawet w swoisty concept album. Oczywiście nie taki jak ambitne dzieła mistrzów gatunku, że wspomnę grupy Pink Floyd czy The Who, gdyż tenże concept, dotyczy osobistych potknięć pisanych prozą życia, a i także uniesień, szorstko-głosowego Roda. W ładnej i nieco folkującej piosence "Can't Stop Me Now" (napotykającej na drodze klimat z "Rhythm Of My Heart") nasz bohater sugeruje, że narodził się ponownie, by śpiewać w nowym r'n'rollowym świecie. A już w następnej w kolejności albumu kompozycji "It's Over", śpiewa o rozsypanym małżeństwie, o żalu z popełnionych w nim błędach, ale i o tym, że jest już za późno na naprawienie czegokolwiek. Przyznam, że od dawna brakowało mi u Stewarta tak pięknej melodii, a także i tej jego ukrytej w głosie tęsknoty.
"Time", nie ma za zadanie wyciskać łez, ani niczym podobnym przybijać. Odkrywa raczej nowe oblicze Roda, który to właśnie poszukuje szczęścia, ale i wieczorowej rozrywki, co świetnie dokumentuje taneczny, a wręcz nawet dyskotekowy "Sexual Religion". Stewart wabi: "jedna noc z tobą nie zamiesza w mej głowie, a twa erotyczność i inne metafory sprawią, że będę chcieć cię więcej, i więcej ...". Tę gorącą klubową melodykę podgrzewa jeszcze nieco zmysłowy saksofon, który dogrywa gdzieś tam u schyłku kompozycji. Stewart szybko powraca jednak ze świata zmysłowych rozkoszy do przyziemności uczuciowej, której poszukuje choćby w tak absolutnie ślicznej balladzie, jak "Pure Love". Balladzie, która to zresztą finalizuje tę krótszą albumową edycję. Proszę posłuchać, co tutaj maestro wyrabia w towarzystwie eksplozji smyczków. Dla jednych będzie to ckliwość nie do wytrzymania, a dla mnie, to jedna z piosenek tego roku. Pomijając już fakt, że sam tekst, można by uznać za banał i kicz ("...wystarczy tylko, że otworzysz wielkie i pełne miłości serce, i spowodujesz, by nie było oceanów między nami...").
Zupełnie nie pojmuję, dlaczego Amerykanie na pierwszego singla wybrali otwierającą całość piosenkę "She Makes Me Happy". Może i nawet na swój sposób chwytliwą, radosną czy i także melodyjną, ale moim zdaniem jedną z najmniej ciekawych w zbiorze "Time". W tej kategorii myślę, że znalazłoby się tutaj kilka innych i cenniejszych zarazem piosenek.
Ale nie ma co narzekać. Ja raczej chylę czoła przed Stewartem, albowiem prawie wszystkie kompozycje z tejże płyty, są wreszcie autorstwa jego samego. Oczywiście do spółki "...with a little help from my friends..." - także! Wyjątkami są jedynie wspomniany już powyżej utwór "Love Has No Pride" (autorstwa Erica Kaza) oraz balladowy "Picture In A Frame" (kompozycja Toma Waitsa - tego specjalisty od pijanego fortepianu). Nie gubiąc przy tym absolutnie "waitsowego" klimatu. Co ważne.
Uczciwie pragną zaznaczyć, iż "Time" nie jest jakimś tam dziełem wybitnym, ani też żadnym szczególnie wyróżniającym się, w sporym przecież dorobku artysty. Ponadto, nie wszystkie zgromadzone tutaj piosenki są tak udane jak te, o których wspomniałem pisząc tenże tekst, lecz mimo wszystko, słucha się ich bardzo przyjemnie. A takie uczucie, względem twórczości Roda Stewarta, już dawno mi nie towarzyszyło.

P.S. Sporo piosenek Rod Stewart napisał na ten album wspólnie z dobrym kumplem Kevinem Savigarem. Z tym, z którym współpracował chociażby przy takich albumach jak: "Foolish Behaviour", multi-przebojowym "Body Wishes" czy "Out Of Order". To także zapewne miało wpływ na koloryt całości.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 

(4 godziny na żywo!!!)