niedziela, 2 czerwca 2013

Polski KISS, czyli KISSI w klubie "u Bazyla", sobota 1 czerwca 2013

Niedawno byłem w poznańskiej Arenie (po raz drugi już) na australijskich Pink Floyd, a dzisiaj za to, na polskich KISS. O pardon - winno być KISSI. Często mawiamy Beatlesi, Doorsi, to niech będą też i Kissi.
I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu, nie miałem zielonego pojęcia o istnieniu takiego zespołu.
Co za fantastyczny pomysł, by stworzyć tak czarujący tribute band. Ach, gdyby tylko jeszcze polskie myślenie do tego dorosło ... Być może nie musiałbym wysłuchiwać głupot w rodzaju: "eee tam, nie idę, bo to nie jest oryginalny KISS", albo: "i tak nie będą w stanie pokonać swych mistrzów". No, i jeszcze tuziny równie typowo polskich stwierdzeń. Otóż Kissi, stanowią tylko za hołd dla niepodrabialnych przecież nowojorczyków, i całą tę otoczkę należy po prostu potraktować z przymrużeniem oka, jako rodzaj kapitalnej zabawy. Tyle!. Czy to aż takie trudne, by wyostrzyć nieco wyobraźni, obserwując tych niesamowitych czterech cudaków na scenie, którzy grają jak najbardziej profesjonalnie - i poczuć się jak na prawdziwym Kiss. Oczywiście do chwili, w której Paul Stanley przemówi do "tłumu" piękną polszczyzną. Dodam, że muzycy mają ponadto oryginalne pełne stroje każdej z postaci, tj. Gene'a Simmonsa, Paula Stanleya, Ace'a Frehleya i Petera Crissa. Czyli kombinezony, peruki, buty na 15-centymetrowych spodach, wymalowane maski, makijaże, instrumenty, itd .... Niech nie będzie tajemnicą, że KISSI swe stroje zakupili w Ameryce, w oryginalnym sklepie z Kiss-owskimi gadżetami. Także, żadnej tandety. A muzycznie, ho ho ho, naprawdę znakomicie. Zabawa przednia. Śpiewa i Paul, i Gene, Ace z kolei czyni chórki jak należy, a także wycina kapitalne gitarowe solówki. Także, szoł jakich mało. Jedyny feler, to niestety malutka scena. Ciaśniutka. Ale i to w sumie nie było żadną przeszkodą do rozwinięcia skrzydeł. Muzycy opracowali kilkanaście utworów, tak jak potrafili najlepiej. I choć wiadomo, że wokalnie odstają od oryginału, a i efektów pirotechnicznych żadnych nie wyzwalają na scenie, to już za samo podejście, za ambicję, a i za sam w sobie pomysł stworzenia takiej grupy - duży wagon czekolady!
Za kilka dni Kissi mają zagrać w Sopocie wspólny koncert z Acid Drinkers. Pewnie zobaczy ich tam sporych rozmiarów publika. Myślę, nieporównywalnie większa od tej dzisiejszej z "U Bazyla". Do którego, nawet nie zeszło się więcej jak trzydziestu osobników. A szkoda. Nie lubię takiego tonu, ale dzisiaj sobie pozwolę - żałujcie, jeśli poskąpiliście wydaniu z siebie spontaniczności. Ja, z moimi kumplami - Waldkiem oraz Pawłem - ubawiliśmy się, że hej!
Jeszcze tylko dodam, iż Kissi, to zetknięcie młodości z życiowym doświadczeniem. Otóż, za Paula Stanleya i Gene'a Simmonsa , robią panowie po czterdziestce, a Ace'em Frehleyem oraz Peterem Crissem, są młodzi ludzie, ledwie po dwudziestce. Po koncercie przybiłem "piątki", wszystkim czterem, jak poleciało.

No i najważniejsze, co zagrali? Bardzo proszę:
"Detroit Rock City"
"Love Gun"
"Calling Dr. Love"
"Strutter"
"Nothin' To Lose"
"Sure Know Something"
"I Want You"
"I Was Made For Lovin' You"
"Rock And Roll All Nite"

po czym nastąpił akustyczny set:
"Beth"
"Hard Luck Woman"
"Every Time I Look At You"
"Forever"

i znowu elektrycznie:
"Never Enough"
"Yes I Know (Nobody's Perfect)"
"Stand"
"Lick It Up"
"Black Diamond"
"............." - tutaj nie zapisałem niestety ostatniego utworu, a teraz nie mogę sobie przypomnieć...?

na pierwszy bis:
"Calling Dr. Love" - po raz drugi!

na drugi bis:
"Detroit Rock City" - także po raz drugi!


=======================================================

Dodam jeszcze tylko, że koncert , który miał się rozpocząć o godz.19-tej, ruszył z dwugodzinnym poślizgiem. Mało tego, zanim na scenie pojawili się Kissi, wystąpił zespół Ossesso. Piątka młodych panów, w wieku około studenckim, zaproponowała prostego i mało wymagającego "roczka", podszytego ni to alternatywą, ni to post punkiem, i jeszcze czymś tam... Było to tak słabiutkie, że nawet nie ma o czym mówić. Niech obroną dla tej grupy będzie fakt, iż w tym składzie zagrali ze sobą na scenie ponoć pierwszy raz. Wokalista (podobno Włoch) obowiązkowo pośpiewał piosenki po swojemu jak i po naszemu.
Suma sumarum, ich przedstawienie było jeszcze gorsze od twórczości Kultu, czy też tych Strachów ,na których to wielu z nas położyło odwieczną Lachę.
O ile, pierwsze dwie godziny w oczekiwaniu na Kissi, zleciały miło, bo i przy piwku, jak i przede wszystkim wspólnych pogawędkach między kumplami (o życiu), o tyle poczułem naprawdę "lekkie" zmęczenie, gdy ów support, zagościł na scenie zamiast upragnionych Kissi, i to na pewien nieco dłuższy czas.
Sadzę, że nowojorski Kiss , nie dałby za sobą tyle czekać, co ten z północy naszego kraju.
Warto było. No, proszę Państwa, ostatnio to mam szczęście, musicie przyznać, niedawno byłem na takim Pink Floyd - z Australii, a teraz trafił się na dokładkę Kiss - z Polski. Czekam jeszcze tylko na UK Tribute Bee Gees, gdyż takowi także naprawdę istnieją.

Dopisano 2 czerwca br. :
P.S. Kolega Waldek porannym sms-em przypomniał, że tym wykropkowanym w cudzysłowie utworem, kończącym podstawowy koncert był "Let Me Go, Rock'n'Roll". No to mamy komplet.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 

(4 godziny na żywo!!!) 

bilet na dzisiejszy występ Kissi + program najbliższych koncertów "u Bazyla"
bilet na Kissi
 
pusta scena przed koncertem
jeszcze trochę do koncertu
brama wejściowa do klubu
ul. Św.Wojciech, na której znajduje się klub
oryginalny plakat reklamujący koncert