środa, 26 czerwca 2013

JOHNNY HATES JAZZ - "Magnetized" - (2013) -

JOHNNY HATES JAZZ - "Magnetized" - (INTERACTION MUSIC / NOVA) -
****



Pamiętacie Państwo piosenki "Shattered Dreams" czy "I Don't Want To Be A Hero"? Wierzyć się nie chce, ale od ich narodzin upłynęło już długich 25 lat. Mimo tego, te kompozycje się nie dezaktualizują. Zresztą, cały album "Turn Back The Clock" był wyśmienity, a połowa wydobytych z niego piosenek, stała się mniejszymi lub większymi przebojami, i to na całym świecie. Chwilę później, była jeszcze jedna płyta, już nie tak udana, lecz fani Johnny Hates Jazz nie dadzą sobie o niej złego słowa powiedzieć.
Czy ktokolwiek by przypuszczał, że po tylu latach, bez żadnych szumnych zapowiedzi, ten niegdyś tercet, a dzisiaj już duet, wejdzie do studia, by zrealizować dziesięć zupełnie premierowych piosenek? Powiedziałem duet, choć de facto w realizacji tego albumu wzięło udział jakiś kilkunastu muzyków - co zresztą słychać.
Brakuje Państwu dzisiaj (tak jak i mnie) dobrych popowych piosenek? Ze smakowitymi i pełnymi aranżacjami? Z bogactwem prawdziwych instrumentów? Ze śpiewem nie przepuszczonym przez te ohydne vocodery czy inne "ulepszacze" ludzkich gardeł? Czy wreszcie, nie chcielibyście się Państwo pozbyć tych nazbyt natarczywych i wszędobylskich automato-komputerów?  Jeśli tak, to ta płyta jest dla Was.
Zastanawiałem się często, co ze mną jest nie tak, że jako sympatyk ładnych melodii, nie potrafię dotrzeć w tym dzisiejszym świecie do piosenek, których miałbym ochotę posłuchać więcej niż jeden raz, czasem i nawet je pod nosem zanucić, albo po prostu zabrać na jakieś wymarzone wakacje. I takie płyty jak "Magnetized", dają mi na te wszystkie pytania odpowiedź. Bo dobra piosenka, to dzisiaj towar deficytowy i prawie niewystępujący w naturze. Na szczęście od reguł następują wyjątki, gdyż na owo "na szczęście", ukazują się tak wysmakowane płyty jak ta.
"Magnetized" zupełnie nie różni się od swoich wiekowych poprzedniczek. To wciąż ten sam melancholijny piosenkowy nastrój, podszyty ładnymi melodiami, z lekka utanecznionymi (jak w utworze tytułowym, bądź w "Lighthouse"), ale przede wszystkim są to zobowiązujące piosenki o miłości. Jednak o różnych jej obliczach, bo i o rozstaniach, o powrotach, o tęsknocie, jak i o samej sile miłości przede wszystkim. Nie są to jednak żadne piosenki sezonowe. Clark Datchler (wokalista i klawiszowiec w jednym) zadbał już o to, by się nie wstydzić za nie, także za kolejne ćwierć wieku.
Ten album wypełnia pustkę w gatunku szlachetnych piosenek, jakimi niegdyś dzielili się z nami choćby tacy wykonawcy jak: Level 42, Mr. Mister, The Beautiful South czy Mike & The Mechanics. A którzy to wykonawcy, albo już dzisiaj nie istnieją, albo jak ci ostatni, nagrywają niezwykle rzadko.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 

(4 godziny na żywo!!!)