niedziela, 3 czerwca 2012

SANTANA - "Shape Shifter" - (2012) -

SANTANA - "Shape Shifter" - (SONY MUSIC) -  **


Na kilka tygodni przed ukazaniem się "Shape Shifter", Carlos Santana zapewniał w rozmowach czy wywiadach, że jego nowe dzieło, będzie skierowane głównie do swoich starszych odbiorców. Pamiętających czasy takich płyt jak: "Abraxas"/1970/ (ze słynną "Samba Pa Ti") , "Amigos"/1976/ (z okazałą nastrojówką "Europa") , bądź jazz-rockową "Caravanserai" (1972).
Maestro zatem postanowił przypodobać się ponownie bardziej wyrafinowanemu odbiorcy, który nie tylko poszukuje ładnych latino-rockowych melodii, stanowiących zazwyczaj za opakowanie do chwytliwych piosenek. Muzyk zapragnął cofnąć się sentymentalnie do lat młodości i pierwszych tam odniesionych sukcesów.
Nie ukrywam, że słuchając czasem swoich ulubionych nagrań Santany, marzyła mi się od dawna jakaś jego nowa płyta z nieco mniej komercyjną muzyką. Trochę miałem już dość tej nienaturalnej formuły nagrywania z co rusz to inną gwiazdą w roli wokalnej. O ile bardzo podobała mi się płyta "Supernatural", o tyle następne i podobnie skonstruowane "Shaman" czy "All That I Am", budziły już we mnie pewien niesmak. Powstały z racji nie tyle przesytu, co raczej braku dobrych pomysłów. Kropkę nad "i", postawiła wydana przed dwoma laty płyta "Guitar Heaven". Album ten zawierał przeróbki klasyków, takich gigantów choćby jak: The Doors, Deep Purple czy Led Zeppelin. Niestety, zaproszeni goście do ich wykonania, okazali się w większości kompletnie nietrafieni, a i sam Maestro plątał się ze swą gitarą dość niefortunnie, dając wyraz temu, że wziął tym razem zbyt duży ciężar na siebie.
Potrzebna była zmiana. Niczym solidna przepierka starych brudów, przewietrzenie pokoju,....
Album "Shape Shifter", w pewnym sensie jest ożywczy i tego dowodem, bowiem zamyka wymęczony już rozdział, ale niestety skłamałbym mówiąc, że to nowe właśnie stworzone dzieło, jest jakoś szczególnie orzeźwiające. Tych 13 kompozycji, może i nawet miło wpada do ucha, lecz nie pozostawia po sobie żadnych mocniejszych wrażeń. Słucha się tego jak efektownego, ładniuśkiego i nieco miałkiego "muzaka". Nadającego się jako tło, najlepiej do jakiś niezaangażowanych rozmów o niczym, w których muzyka niesie ze sobą rolę zabijacza ciszy.
Cóż z tego, że Carlos Santana ładnie gra na gitarze. Wymiata, przebiera paluszkami po desce i gryfie, i co nie tylko. Cóż z tego, że jego partnerzy, także niczego sobie pogrywają czy to na organach, pianinie, bębnach, i innych tam przeszkadzajkach ...  Kiedy troszkę brakuje tutaj jakiegoś szaleństwa, magii, czegokolwiek niesamowitego.  I każdy, kto zna przynajmniej kilka pierwszych albumów Mistrza, zapewne wie co mam na myśli. Wszystkim pozostałym, polecam zagłębić się w stosowną lekturę (tj. w jego najstarsze płyty) .
Powyższymi słowami nie mam zamiaru bynajmniej dołożyć Artyście. Skądże znowu. To i tak najlepsze jego dzieło od lat, pomimo iż jestem przekonany, że wszyscy szybko o nim zapomnimy.  Albowiem, szukając podobnej muzyki, i tak prędzej sięgniemy po niejedno z klasycznych i dawnych dzieł, zamiast po to.
Niemniej, należy być uczciwym i pochwalić co dobre, a kilka rzeczy na to zasługuje. Jak choćby, otwierający całość tytułowy i 6-minutowy zarazem "Shape Shifter". Utwór został zagrany z dużą swobodą, popadając nawet czasem w elementy improwizacji. Czyli nieco archaicznie. Także, początek płyty jest w miarę okazały. Po nim, następuje kompozycja "Dom", której jeśli by pozostawić tylko samą gitarę i perkusję, byłaby lśniącą częścią tego dzieła.  Niestety, wkomponowane w nią klawiszowe tło, mdli wręcz niemiłosiernie. Tak samo jak kilka następnych kompozycji, stworzonych pod gusta niedzielnych kawiarnianych gości. I tak sobie monotonnie plumka ten nasz mistrzunio przez najbliższych kilkadziesiąt minut, od tego właśnie momentu. Mdło, sielsko, ..., lecz rzecz jasna, na tym swoim jak zawsze bardzo wysokim poziomie.  Także, można wypić kilka kaw, a i tak głowa sama nam opadnie jak kamień. Dopiero pod koniec tej nudnej jak niedziela płyty, zaczyna coś się dziać. Najpierw za sprawą jedynej w tym zbiorze wokalnej kompozycji "Eres La Luz" (śpiewają: Andy Vargas & Tony Lindsay). Szkoda, że to egzotyczne śpiewanie, nie zostało poparte jakąś bardziej odjazdową muzyką, opiewającą w więcej kombinacji, przejść i mocniejszego uderzenia, bowiem żywiołowość tej melodii i tanecznego rytmu, potrafi wreszcie pobudzić uśpionego dotąd słuchacza.
Kolejnym fajnym fragmentem tego "muzaczka", jest przedostatnia "Canela". Skonstruowana na modłę kompozycji "Samba Pa Ti", zachowuje jej wszelkie cechy. Podobna melodia, podobne akcenty, przejścia, a nawet poszczególne wejścia instrumentów, z zachowanymi odpowiednimi proporcjami tamtego arcydziełka. Aby nie było, że jest tak źle, pozwolę sobie również ciepłymi słowami obdarzyć następną, i przy okazji finałową kompozycję "Ah, Sweet Dancer". To najdelikatniejsza rzecz tutaj. O niezwykłym uroku. Tylko gitara, pianino i syntezatorowe tło. Coś, jakby natchniona i wyciszona rozmowa, pomiędzy instrumentami. Gdzie nikt nikogo nie przekrzykuje, a każde słowo jest odpowiednio ważone.


P.S.  Santana zadedykował tę płytę rdzennym mieszkańcom Ameryki, a zainspirowały go do tego oficjalne przeprosiny Australijskiego Rządu , wystosowane w 2008 roku do Aborygenów.

P.S 2.   Zastanawiająca jest dziwna przerwa w indeksie pomiędzy utworami "Spark Of The Divine" a "Macumba In Budapest". Moim zdaniem, ten pierwszy ( i około minutowy ) utwór, powinien łączyć się automatycznie z następną  "Macumbą...". Zamiast tego, otrzymujemy utwór, który się jakoś dziwnie i znienacka rwie, a wchodząca po nim "Macumba..." rozpoczyna się jakby takim niewyreżyserowanym szarpnięciem. Być może tak miało być. Ja jednak upieram się, że jest to wada, którą tak przy okazji, posiada zarówno tańsze jak i droższe wydanie "Shape Shifter". Sprawdziłem!!!  Nawet, jeśli mnie wszyscy zapewnią, że tak właśnie miało być, to i tak nie dam temu wiary. Uspokoję się jedynie, gdy sam Maestro zapewni  mnie, że taką miał tego wizję.


Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl