niedziela, 17 czerwca 2012

Polska - Czechy 0:1, czyli: "życie wystawia nam wysokie rachunki za... złudzenia"

No cóż.... , odpadliśmy z turnieju, ale przecież na tym świat się nie kończy. Niech dalej zatem grają już tylko najlepsi. My musimy się jeszcze sporo nauczyć. Kibice + wywołana dobra atmosfera, to jeszcze za mało, by odnosić sukcesy. Niepotrzebnie znów się sami ze sobą nakręciliśmy, oczekując cudów, od naszych przeciętnych, bądź co najwyżej tylko niezłych futbolistów. Sam także miałem nadzieję, że jest lepiej, niż jest de facto. Myślałem, że naszych piłkarzy entuzjazm  poniesie nieco dalej, aniżeli na to zasługują. A było to nawet możliwe. Nie tylko ja w to wierzyłem, ale większość z nas. Nic na to nie poradzę, że jestem niepoprawnym optymistą. Najgorsze , że otaczam się w dużej mierze ludźmi małej wiary. Nie myślę tutaj bynajmniej o niedzielnej obowiązkowej wizycie w kościółku, z zarzuconą na siebie świeżą i dopiero co wyprasowaną koszulką i krawacikiem. Teraz będą nie tylko tłumaczyć się piłkarze, trener Smuda, czy cały jego sztab szkoleniowo-przygotowawczy. Tłumaczyć się będę i ja. W ostatnim czasie stale wdawałem się w polemiki z niedowierzającymi w naszych futbolistów. I wiecie co? Chciałem tym wszystkim marudom i zrzędom utrzeć nochala, a tu niestety znowu się zacznie: "panie Andrzeju, i co?" , albo "panie Andrzeju, przecież od razu mówiłem, że nic z  tego nie będzie", i tym podobne subtelne uwagi czy spostrzeżenia. Powiem Wam Moi Mili , dlaczego ciągle dostajemy po dupie! , właśnie dlatego, że tacy jesteśmy! Napompowani zewnętrznym optymizmem, lecz w środku, gdzieś tam w głębi serca, po prostu nie wierzymy. Posłuchałem ostatnich typowań różnych tzw. "znawców", a to dziennikarzy, a to aktorów, celebrytów, nawet wdarła się tam jakaś zakonnica, i rzadko kto typował na przykład 3:0 dla naszych. Najczęściej w typowaniach pojawiały się remisy, porażki, lub jakieś nieśmiałe zwycięstwa typu 2:1. Najgorsze jest to, że nasi piłkarze też tak później mają w sercach. Wychodzą na murawę spięci, bez najmniejszego uśmiechu czy jakiejś pewności zarysowanej na twarzy, i boją się grać. Tak jak dzisiaj.
Czesi na początku byli otumanieni aplauzem , lecz z każdą minutą naszej nieporadności, nabierali powietrza do płuc, aż w końcu sami się zdziwili , że tak łatwo zaczęli niepodzielnie panować na boisku. A kiedy już dobił nas Petr Jiracek (od początku mój faworyt u braci z południa) , wyglądaliśmy jak mysz przyciśnięta miotłą do ściany. Już pomijam kwestię niemocy, braku techniki czy nawet totalnego fizycznego wyczerpania, ale my byliśmy usilnie przestraszeni. O ile w meczu z Grecją dało się jeszcze wytłumaczyć drugą połowę meczu, czymś w  rodzaju presji meczu inauguracyjnego, o tyle nie ma usprawiedliwienia za wrocławski występ Polaków z Czechami. W takim meczu, to my grając u siebie, powinniśmy Czechom siedzieć non stop na gardle, i nie wypuszczać ich ze swojej połowy. Nieumiejętność utrzymywania się na nieco dłużej przy piłce, brak polotu, brak koncepcji gry, zero finezji i ogólny strach przed przeciętną drużyną Czech, spowodowało, że słusznie odpadliśmy z turnieju, pozostając w nim jedną z najsłabszych, o ile nie najsłabszą drużyną. Piszę to z bólem serca, ale i ze szczerością, nie tuszując niczego, wszak i tak wszyscy to widzieliśmy.
Ale i sprawiedliwości stało się zadość. Bo skoro odpada taka Szwecja, która co prawda jakimś cudem oberwała od Ukraińców  1:2, ale w piątkowym meczu z Anglią zagrała fantastycznie, choć ponownie przegrała, tym razem 2:3, notabene po najpiękniejszym jak dotąd meczu tego turnieju, to jakże cudacznie wyglądałby nasz awans do ósemki gladiatorów Europy.
Do domu również za chwilę pojadą Holendrzy. Nie pokazali niczego wielkiego, ale nikt ich do parteru także nie zniżył. Poza tym, mają jeszcze mecz o honor, i mogą go uratować. Tylko od naszych futbolistów słabiej wypadli Irlandczycy. Ale i tak jestem przekonany, że tak łatwo jak my, nie odpuściliby Czechom. O ile piłkarze z Zielonej Wyspy, umiejętnościami stoją na równi z nami, o tyle ich kibice są najwspanialszymi zagrzewaczami do boju, jakich w życiu widziałem. Zróbmy mistrzostwa kibiców, a Irlandia zasiądzie na tronie.
Kończąc, dodam tylko, iż nie jestem zły czy nawet jakoś mocno rozczarowany. Wszak od dawna znam miejsce naszych w szeregu. Jest mi po prostu smutno, bowiem i ja dałem się ponieść masowej euforii , licząc na jakiś cud. Bardzo bym chciał ponownie cieszyć się sukcesami naszej piłki. Jestem z tego pokolenia, które wie jak smakuje zwycięstwo. Mając 9 lat, na własne oczy śledziłem zdobycie srebrnego medalu w RFN. Tak, tak, srebrnego!!!  ,bowiem za trzecie miejsce było srebro, a za drugie medal pozłacany. Czwarta drużyna miała brąz. Niewiele wówczas rozumiałem, ale oglądałem z wypiekami na twarzy wszystkie !!! mecze. Pamiętam naszą porażkę w Argentynie w 78 roku, i "beznadziejną" lokatę na miejscach od 5-8. Byłem załamany, bo mieliśmy reprezentację godną kolejnego srebrnego medalu. Przynajmniej! Ale i już bardziej świadom, pamiętam jak w 82 roku, jako 17-letni młodzieniec, przeżywałem z moimi kolegami kolejne trzecie miejsce na świecie. Chciałbym, aby mój syn i jego rówieśnicy, także poznali ten smak. Tym bardziej, że mój Guziu wciągnął się ponownie w piłkę. zaczął ze mną oglądać mecze, jeździć z kolegami do strefy kibica, bądź do pubów, itd...
Pamiętacie jak załamanego Duńczyka pocieszał w 1933 roku Kwinto po przegranym ważnym meczu? Słowami: "pojedziesz na mistrzostwa jak zagra Polska", na co Duńczyk: "oooo, to musiałbym jeszcze żyć ze czterdzieści lat". Takie "cytaty mądrości" zawarte w książkach czy filmach, lubią się sprawdzać. Oby nie !!!

Należą się mimo wszystko wielkie podziękowania za sporo emocji, naszemu trenerowi, naszym piłkarzom. A już szczególnie Przemkowi Tytoniowi, za piękne wybronienie karnego z Grecją , a także Kubie Błaszczykowskiemu - za lewy sierpowy do ruskiej bramki, oraz Robertowi "Lewemu" Lewandowskiemu - za pierwszego dla nas gola w meczu z Grekami. Dzięki, bo to były piękne chwile, których nie zapomnimy.

Trzymam już kciuki za jesienne eliminacje do Mundialu w Brazylii, a tymczasem na Euro przyjdzie mi kibicować tym, którzy pozostali w grze.



Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - także w internecie !!! - www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00 (4 godziny na żywo!!!)

nawiedzonestudio.boo.pl