piątek, 8 maja 2015

Zmarł ERROL BROWN (11.XII.1943 - 6.V.2015)

W środę 6 maja br. zmarł ERROL BROWN - były wokalista świetnej (szczególnie w latach 70-tych) brytyjskiej grupy HOT CHOCOLATE.
Muzyk co prawda od dawna występował już jako solista, a jednak chyba każdy zawsze jego głos skojarzy z grupą, z którą wykonał całą masę niepowtarzalnych piosenek, a i przy tym światowych przebojów, jak choćby: "So You Win Again" (autorstwa mego pupilka Russa Ballarda !), "You Sexy Thing", "Emma", obłędny! "Brother Louie", "Every 1's A Winner" i wielu innych....
W okresie wczesnej młodości (gdy miałem 12-15 lat) Hot Chocolate należeli do moich ulubieńców, i chyba nie muszę już dodawać jaką sympatią darzyłem śpiew czarnoskórego łysola z bujnym wąsiskiem - Errola Browna.
Errol Brown w roku 1983
rewers LP "Love Shot"
Szczyt popularności Hot Chocolate przypadł na drugą połowę lat siedemdziesiątych, a więc dokładnie przełożyło się to na czas moich pierwszych muzycznych fascynacji i wzruszeń. Do dzisiaj pamiętam moment, gdy w osiedlowej księgarni, na dawnym Boninie, zakupiłem analogowego singla "Brother Louie". Wówczas wydawało mi się, że to najwspanialsza piosenka tego świata, dopóki nie usłyszałem chwilę później Queen w "Bohemian Rhapsody". Tego cacka, nikt nie przebił po dziś dzień. Singielek Hot Chocolate wydano wówczas jeszcze z tą "małą dziurką", która nie potrzebowała kółeczka/krążka, w celu poprawnego wycentrowania na talerzu gramofonu. Niestety nie posiadam już tamtej płytki, jako młody i jeszcze nieodpowiedzialny osobnik musiałem ją w tamtych czasach za coś przehandlować. Oczywiście nie jest żadnym problemem bym dzisiaj to odkupił, lecz to przecież nie byłoby już to samo, także nawet nigdy nie próbowałem.
Mam na szczęście dwa wydane nieco później inne single, po których licencje do wytwórni RAK Records zapukał nasz krajowy Tonpress. Myślę tu o "No Doubt About It" oraz "I'll Put You Together Again". Oba również fantastyczne. Na bazie tych trzech małych płytek, a co za tym idzie - 6 piosenek, wyrobiłem sobie zdanie, że to klawa grupa, z kapitalnym wokalistą - który naprawdę nieźle żonglował głosem i ukrytymi w nim emocjami. A do tego, grupę jeszcze masowo grywano we wszystkich dyskotekach, tuż obok piosenek równie popularnych: Donny Summer, Bee Gees, Amandy Lear, Amii Stewart, Racey, Boney M., itd.... Nasi spece ze wspomnianego już Tonpressu wydali w epoce jeszcze singla "So You Win Again", którego także udało mi się z czasem zdobyć. Bo ja całe życie wszystko zdobywałem, być może dlatego tak bardzo nauczyłem się szacunku do każdej posiadanej płyty. 
to zdjęcie z okładki Tonpress'owskiego singla
jest moim ulubionym zdjęciem grupy.
Od zawsze, na zawsze.

Z czasem dokopałem się do innych singli, już tych wydanych na zgniłym Zachodzie, jak i do długograjów, dzięki czemu odkryłem sporą ilość innych równie znakomitych piosenek. Okazało się, że nawet te mniej u nas spopularyzowane piosenki, były równie dobre, co te wyszczególnione już powyżej. Że wspomnę choćby o: "Rumours", "Love Is Life" czy "Going Through The Motions". Mało tego, grupa nawet dokonała w 1980 roku ciekawej interpretacji sporego kalibru przeboju The Police "Walking On The Moon" - o czym niewielu sympatyków Errola Browne'a i spółki nawet wie. W swoim czasie nawet to sprawdziłem.
Nie chcąc Państwa zamęczać osobistymi wylewnościami, spuentuję tylko, iż Hot Chocolate, a co za tym idzie przede wszystkim śpiewający Errol Brown, to ogromna i ważna część mojego życia. Śmierć tego cholernie fajnego wokalisty jest dla mnie bardzo bolesna. Na równi z niedawnym pożegnaniem Demisa Roussosa. 

Jako ciekawostkę dodam na koniec, iż artystę doceniła w swoim czasie nawet Królowa Elżbieta II, która wręczyła Brownowi okolicznościowy medal za zasługi dla narodu brytyjskiego. 
Errol Brown chorował na raka wątroby. Zmarł we własnym domu na Bahamach. Odszedł w wieku 71 lat.
Dzięki Ci piękne Errol i brnij do świata lepszego....







Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"


środa, 6 maja 2015

po debacie

Wczoraj publiczna "Jedynka" urządziła debatę prezydenckich kandydatów, która okazała się boleśnie mdła. Jedynym konkretnym i rzeczowym był Janusz Palikot.
Kukiz pokazał, że jest typowym autsajderem, w dodatku jego wizja Polski oparta na okręgach jednomandatowych jest po prostu nie do zrealizowania. I to jedyne co facet klepie jak baba ozorem od początku. Kukiz skończy się po wyborach, natomiast dzisiaj fascynuje swą buntowniczą postawą młode niedoświadczone pokolenie. Tak samo, jak opętany Korwin-Mikke, którego boję się słuchać i oglądać, bo odnoszę wrażenie, że mnie zaraz opluje i pobije.
O Dudzie kompletnie szkoda czasu. Człowiek bez twarzy, trzymany za rączkę przez mamulkę i prezesa Kaczyńskiego. W zasadzie dostosowujący swe poglądy do partyjnych potrzeb. Podpisanie umowy z drugim Dudą - ze skompromitowanej Solidarności, nie tyle, że budzi niesmak i nic im obu nie daje, lecz pokazuje, że związkowcy hołdują partyjniactwu, nie interesom wszystkich społecznych grup.
O pozostałych kandydatach nie da się napisać niczego ni dobrego, ni złego - byli mdli jak kaszka manna. 
Bardzo dobrze, że Prezydent Bronisław Komorowski, jak każdy poprzedni zresztą na jego miejscu, odpuścił sobie tę nic nie wnoszącą potyczkę. Pogubioną, niemerytoryczną, gdzie większość kandydatów nie potrafiła nawet odpowiedzieć na konkretnie zadane pytanie. Ogólnie bardzo słabe.



Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"





poniedziałek, 4 maja 2015

"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 3 maja 2015 - Radio "Afera", Poznań, 98,6 FM + zastępstwo w "BLUES RANUS"




zastępstwo w "BLUES RANUS"
niedziela 3 maja 2015 r.
godz. 21.00 - 22.00

Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl


realizacja: Szymon Dopierała      
prowadzenie: Andrzej Masłowski




BUDDY GUY - "Skin Deep" - (2008) -
- Every Time I Sing The Blues - {featuring ERIC CLAPTON}

LYNYRD SKYNYRD - "Last Of A Dyin' Breed" - (2012) -
- Something To Live For

BLACKBERRY SMOKE - "Holding All The Roses" - (2015) -
- Living In The Song
- Too High


JOHN MAYALL - "Wake Up Call" - (1993) -
- Mail Order Mystics
- Maydell

BLACKFOOT - "Strikes" - (1979) -
- I Got A Line On You
- Highway Song


JOHNNY WINTER - "The Winter Of '88" - (1988) -
- Rain


=====================================
=====================================

"Nawiedzone Studio, dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"




 
"NAWIEDZONE STUDIO" 
niedziela 3 maja 2015 r. 

 
Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl

realizacja: Krzysztof Piechota      
prowadzenie: Andrzej Masłowski

  


DEMON - "Hold On To The Dream" - (1991) -
- Hold On To The Dream

MELIDIAN - "Lost In The Wild" - (1989) -
- Ready To Rock
- Fire Up The Heart

KISS - "Revenge" - (1992) -
- God Gave Rock'N'Roll To You II


TOBRUK - "Wild On The Run" - (1985) -
- Falling
- Breakdown
- Going Down For The Third Time
- Wild On The Run - {single version 1983} - utwór dodatkowy


FM - "Heroes And Villains" - (2015) -
- You're The Best Thing About Me


WOJCIECH HOFFMANN - "Behind The Windows" - (2015) -
- Gary


ANGRA - "Secret Garden" - (2015) -
- Newborn Me

URIAH HEEP - "Live At Koko - London 2014" - (2015) -
- July Morning

SHADES & PETERS - "Let The Record Spin" - (2014) -
- Belfast Boy - {for Gary Moore}


CAMEL - "A Nod And A Wink" - (2002) -
- Simple Pleasures
- For Today

NENA - "?" (Fragezeichen) - (1984) -
- ?
- Das Land Der Elefanten
- Ich Hang' An Dir
- Sois Bienvenu
- Der Anfang Vom Ende

STEINWOLKE - "Steinwolke" - (1983) -
- Brandstifter
- Zugvogel
- Katharine


ARENA - "The Unquiet Sky" - (2015) -
- How Did It Come To This?
- The Bishop Of Lufford

SPIRIT - "Time Circle (1968-1972)" - (2008) - kompilacja
- I Got A Line On You - {oryginalnie na LP "The Family That Plays Together" - 1968}

BOOKER T. & THE MG's - "Green Onions" - (1962) -
- Green Onions
- Rinky - Dink
- Behave Yourself
- Lonely Avenue

RAY CHARLES - "Yes Indeed!" - (1959) -
- Lonely Avenue

BOB SEGER - "Beautiful Loser" - (1975) -
- Katmandu

CAT STEVENS - "Mona Bone Jakon" - (1970) -
- Katmandu

STEVE HACKETT - "Wolflight" - (2015) -
- Wolflight
 
 

Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



"... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"



LICZY SIĘ AUDYCJA,  NIE TYLKO JEJ ZASIĘG !!!

Wiosna na moim osiedlu

niedziela, 3 maja 2015

VAN MORRISON - "Duets: Re-Working The Catalogue" - (2015) -




VAN MORRISON
"Duets: Re-Working The Catalogue" - (RCA) -
****


Nigdy nie byłem oddanym fanem Van Morrisona, choć zawsze lubiłem go posłuchać. Mam nawet w kolekcji troszkę jego płyt, z których szczególną sympatią, a wręcz i nawet uwielbieniem darzę wydaną w 1987 roku "Poetic Champions Compose". Za co?, a choćby za jedną z pereł tego świata - "Someone Like You".
W sierpniu tego roku artysta będzie obchodzić 70-te urodziny, i właśnie z tej racji, w prezencie dla siebie i fanów, skonstruował odpowiednie dzieło, skrojone z nowych wersji mniej lub bardziej znanych piosenek z dotychczasowego dorobku. Z naciskiem na tych "mniej". Do każdej z nich maestro zaprosił specjalnego śpiewającego gościa, nie zapominając przy tym, o całym sztabie instrumentalistów, którzy oprócz tradycyjnej gitarowo-perkusyjnej sekcji, dołożyli nieco dęciaków, pianina, organów, harmonijki itp... Dla podkreślenia jazz-bluesowego, jak i folkowego nastroju. I proszę uwierzyć - wyszło niesamowicie. Piosenki sporo zyskały, często bijąc na głowę swe pierwowzory. Przykładem choćby "Wild Honey", piosenka która w stosunku do pierwotnej wersji, tej z płyty "Common One", zyskała niepowtarzalną Joss Stone. Białą dziewczynę o czarnym głosie, której soulująca wokalna maniera doskonale koresponduje z leniwym głosem Morrisona. Zresztą odnoszę wrażenie, że Morrison tak tutaj dobrał gości, by ci stanowili za ciekawe kontrapunkty. Jedynie na podobnej fali co Morrison, wznosi się zapomniany już nieco P.J.Proby - tak tak, to ten już dziś blisko 80-letni amerykański piosenkarz, który blisko cztery dekady temu nawet się otarł o świat rocka, dzięki holenderskiej grupie Focus. Ich zgrabny duet da się zaobserwować w "Whatever Happened To PJ Proby".
Na tej zasadzie można przyklęknąć przy każdej zgromadzonej tu nucie, więc jeśli przychodzi mi coś szczególnie wyróżnić, to postawię na nostalgiczny "Streets Of Arklow" - z rudzielcem Mickiem Hucknallem. Oba ich głosy, plus sam urzekający klimat kompozycji, przyciągają się wzajemnie i stanowią za przykład genialnej piosenki radiowej, takiej do wieczoro-nocnego słuchania. Kiedy już ta cała komputerowa sieczka położy się spać.
Jakże orzeźwiająco i radośnie jawi nam się duet Van Morrison & Georgie Fame - w takiej retro jazzującej piosence "Get On With The Show", choć wyciągniętej przecież z jednej z nowszych płyt Morrisona.
Bardzo trafnym pociągnięciem wydaje się także niesamowity duet z córką Morrisona, Shaną. Dziewczyna ma po ojcu dobry i stanowczy głos, do tego włada nim z pełnią dostojeństwa - w ładnej folk/bluesowej piosence "Rough God Goes Riding". Ten numer w oryginale zapisany został na bardzo udanej płycie "The Healing Game", która nawet w swoim czasie (konkretnie w 1997 r.) była dość popularna w naszym kraju. Z niej, tak przy okazji, otrzymujemy tu jeszcze kompozycję "Fire In The Belly", gdzie do duetu stanął ramię w ramię sam mistrz Steve Winwood, z tym swoim uroczo-zakatarzonym głosem, przyprawiając dodatkowo całość brzmieniem nieodłącznych Hammondów. Niemal tak samo pięknie brzmiących jak za czasów Traffic.
Równie miłe wrażenie tworzy tu jeszcze choćby takie "Higher Than The World" - z jazzującym Georgem Bensonem, bądź inicjujący całą tę płytę obłędnie piękny duet z niedawno zmarłym Bobbym Womackiem w "Some Peace Of Mind". Zawodzący od niechcenia Morrison oraz iskrzący wręcz Womack, cóż za kapitalne zestawienie - po prostu ręce same składają się do oklasków. I pomyśleć, że ten fantastyczny numer wywodzi się z zupełnie przeze mnie przeoczonego okresu Morrisona, z początku lat dziewięćdziesiątych.
Otrzymujemy jeszcze kilka innych fascynujących kolaboracji Morrisona, jak choćby z Markiem Knopflerem, bądź Chrisem Farlowe'em, a i kilkoma innymi (m.in: Mavis Staples, Clare Teal, Natalie Cole,...). Nie sposób wszystkiego opisać, zresztą po co? - to płyta do wielorazowego użytku, o czym warto przekonać się na własną rękę.



Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


 
 "... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"







VAN HALEN - "Tokyo Dome Live In Concert" - (2015) -




VAN HALEN
"Tokyo Dome Live In Concert" - (WARNER BROS.) -
***1/2


Pamiętam czasy, kiedy to Van Halen uważano za najgłośniejszy zespół świata. Co słabsi musieli na ich koncertach stosować douszne zatyczki. Niestety z tamtych lat nie ma żadnej oficjalnej koncertowej pamiątki, bowiem pierwsze wydawnictwo "live" wydano dopiero za czasów wokalnego urzędowania Sammy'ego Hagara ("Live: Right Here, Right Now"). Nawet całkiem niezłe, jednak dla fanów "akrobatycznego" talentu Davida Lee Rotha, nie do końca satysfakcjonujące. A i ja, lepiej się czuję, gdy "I'll Wait", "Jump" czy "You Really Got Me", śpiewa maestro Roth, nawet jeśli niczego nie mogę zarzucić dobremu skądinąd Sammy'emu Hagarowi.
21 czerwca 2013 roku - sporych rozmiarów stadionowa hala "Tokyo Dome", to właśnie tego dnia w Tokio stawiło się na koncercie Van Halen 44 tysiące, jak to grupa określiła - przyjaciół. Pretekstem - rok wcześniej wydany album "A Different Kind Of Truth". Pierwszy z Davidem Lee Rothem od 28 lat, jeśli nie policzymy krótkiego epizodu w okresie "pomiędzy", kiedy to w 1996 roku David Lee Roth na chwilę powrócił, realizując z grupą dwa bardzo przeciętne numery na kompilacyjny zestaw "Best Of - Volume I".
Obecny Van Halen personalnie zgadza się w 75 procentach w stosunku do tego z pierwszych 6 płyt. David Lee Roth, Eddie Van Halen oraz Alex Van Halen, to ta stara gwardia, a jedynie w miejscu basisty Michaela Anthony'ego pojawił się syn Eddiego, Wolfgang. Cóż za imię. To hołd Eddiego względem Wolfganga Amadeusza Mozarta.
Słuchając "Tokyo Dome...." zastanawiałem się, czy grupa jest naprawdę w tak dobrej formie, czy to wszystko jest dziełem jakiś studyjnych poprawek, nakładek. O ile mogę sobie wyobrazić sprawne palce Eddiego, tnące wióry spod strun, o tyle gardło Davida jest w nazbyt dobrej kondycji, jak na 60-letniego dżentelmena. Nie wypominając wieku, bo przecież i tak żaden z niego starzec. Jeśli jednak tak jest w rzeczywistości, to czapki z głów. Widać górskie wspinaczki i codzienne fitnessy służą mu, że ho ho! Choć trzeba przyznać, że w "(Oh) Pretty Woman" coś rady nie dał. Pozostawiając ten skromny niedostatek, reszta naprawdę daje sporo frajdy. Bronią się najnowsze numery "She's The Woman", "Tattoo" czy "China Town", jak i klasyczne (Kinks'owskie) "You Really Got Me", "Runnin' With The Devil", "Everybody Wants Some!", "Dance The Night Away", "I'll Wait", "Hot For Teacher", czy finalizujące całość hity "Ain't Talkin' 'Bout Love" i "Jump". Równie efektownie wypadają ciekawostki, jak perkusyjny popis w "Me & You", bądź cytat ze "Smoke On The Water" w "And The Cradle Will Rock...", czy w wydłużonym do granic możliwości "Eruption" - instrumentalnym popisie Eddiego, który jak pamiętamy na debiutanckim longplayu trwał niecałe dwie minuty, a już rwał wszystko co popadło w strzępy. Można tylko żałować, że to po nim grupa nie zagrała tutaj "You Really Got Me", a jeszcze gdyby w ten sposób rozpoczęła całe to przedstawienie, byłby chyba istny szał.
Warto zauważyć, że o ile w przeszłości Sammy Hagar na koncertach dobrze czuł się w repertuarze swego poprzednika, o tyle David Lee Roth nie tyka się kompozycji z okresu swego następcy. I choć nie usłyszymy w tym zbiorze "Dreams", "Love Walks In", "Why Can't This Be Love" czy "When It's Love", to i tak przebojów nie zabraknie.
Udany występ, zarówno repertuarowo jak i w samej dyspozycyjnej formie muzyków, szkoda tylko, że taki "żywiec" skrojono dopiero teraz. W epoce, w której już nie powstają koncerty wszech czasów.


Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

 "... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"





ROB MORATTI - "Rob Moratti's Tribute To Journey" - (2015) -




ROB MORATTI
"Rob Moratti's Tribute To Journey" - (ESCAPE) -
***1/2

Nie brakuje u nas sympatyków melodyjnego rocka, a jednak powszechnie mało się o nim pisuje. Inna sprawa, że o większość płyt trzeba się mocno postarać, gdyż te z racji braku dystrybucji nie zaglądają zbyt chętnie do polskich sklepów, a dziennikarze z reguły bywają leniwi i lubią dostawać pod nos.
Tytuł "Tribute To Journey" w zasadzie wyjaśnia wszystko. Jedynie nazwisko sprawcy całego tego zamieszania może wydać się nieco mniej oczywiste. Rob Moratti - Kanadyjczyk, o silnej i zarazem przyjemnej barwie głosu. Niegdyś lider bardzo fajnej grupy Final Frontier, a znany głównie na ojczystej, barwionej znakiem klonowego liścia ziemi, choć nie tylko..., albowiem nasi niemieccy sąsiedzi, także wiedzą w czym rzecz. Być może z racji posiadanej ogromnej sympatii do innych Kanadyjczyków z grupy Saga, w której Moratti kilka lat temu na moment osiadł. I zapewne, gdyby nie kapryśny Michael Sadler, któremu zachciało się powrotu (pomimo obietnic definitywnego odejścia), nikt Morattiego nie planował siłą usuwać. Tym bardziej, że nawet pokaźne grono fanów Sagi szybko go zaakceptowało.
Aby przekonać się, że Moratti nie jest żadnym żółtodziobem, polecam jego poprzednią bardzo udaną płytę "Victory", na której naszemu bohaterowi towarzyszyli choćby: gitarzysta Reb Beach (Winger / Whitesnake) czy basista Tony Franklin (The Firm / Blue Murder / a obecnie Kenny Wayne Shepherd Band). Od tamtego czasu jednak trochę się pozmieniało, Moratti wymienił cały akompaniujący skład, tym razem zapraszając muzyków o nieelektryzujących nazwiskach, lecz o równie sporych umiejętnościach. Nagrał przy ich udziale płytę "marzenie". Moratti nigdy nie ukrywał swoich sympatii względem Journey, a teraz wreszcie zrealizował przez lata przekładane plany. Wziął się za kilkanaście ulubionych piosenek i "przelał je na papier". Ponoć było ich nieco więcej, jednak po mozolnej weryfikacji, pozostawił tych nienaruszalnych dwanaście. Nie zmieniał zbyt wiele, zależało mu na ich wiernym oddaniu. Moratti nie pragnął niczego udziwniać - i to na "in plus".
Nie będę też nikogo czarować, bo choć Morattiego słucha się wybornie, to w jego głosie nie ma takiego bogactwa, co u niezastąpionego Steve'a Perry'ego. Zresztą, chyba nikt taki się nie narodził, kto by mu dorównał. Poza tym, siła przyzwyczajenia do oryginalnych piosenek Journey w zasadzie wyeliminuje każdego już na samej rozgrzewce. Chodzi więc tylko o to, by przyjąć zasady dobrej zabawy, nie bolesnej konfrontacji. Moratti poradził sobie z każdą piosenką znakomicie, jednak świadom jestem, ze będą i tacy, którzy podejdą do "Tribute To Journey" z pewnym niesmakiem.
Proszę posłuchać "Separate Ways", "Don't Stop Believin' ", "Who's Cryin' Now", "Anyway You Want It", jak i wszystkich pozostałych, i dać się ponieść emocjom, melodiom oraz płynącej radości z tego grania. To tylko smakowity hołd, połączony z dobrą zabawą, a do niezatapialnych oryginałów możemy przecież powrócić w każdej chwili.


P.S. Album ukazał się w limitowanym nakładzie 1000 egzemplarzy. Mój numer: 0063
P.S. 2.  Wielkie podziękowania dla Rafała Sierżanta z Rokietnicy.




Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


 "... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"





sobota, 2 maja 2015

sny

Ostatnio pamiętam wszystkie sny. Codziennie. Podobno, to dobrze. Są tak przyjemnie odrealnione, choć niby osadzone w prawdziwym świecie. Zły jestem, gdy się budzę. Stale do czegoś dążę, i już prawie mam, jestem blisko, niemal na wyciągnięcie ręki, a tu klops - moja czterołapiasta Zuleczka liże mnie po mordzie, że już czas z łóżka. To może teraz się uda, długi weekend, można pospać, to i sny uda się dokończyć. Ciekawe, że zawsze ten ostatni jest najciekawszy i pamiętam go przez cały dzień, a następnego dnia wciąga już inna historia. Dzisiaj zakończyłem na pętli tramwajowej w Hamburgu, gdzie pojazdy zamiast po szynach, jeździły na kołach z oponami, bo jak mi ktoś z podróżnych wytłumaczył - na tym odcinku, tak właśnie miało być. Najciekawsze było, że tory rozpoczynały się za pewnym mieszkalnym blokiem, gdzie już był Golęcin. Hmmm.... ciekawe, prawda? Na szczęście wszystkie sny bywają szurnięte, więc jestem spokojny o swoje zrównoważenie. Zanim wejdę w fazę "niepamiętania", muszę się nacieszyć tym, co teraz. Sny to najwspanialszy odlot. Nie ma takiego palenia, które by im dorównało. A wiem co mówię.
Miła ta majówka, mimo że chłodna. My z Żonką kupiliśmy sobie lody, a co! Nie zważając na termometr. Ona waniliowe, ja truskawkowe. Bo truskawki, to moje ulubione owoce. Jako, że nie jestem owocowy i warzywny, to jednak coś tam czasem lubię - truskawki przede wszystkim - zaraz po czekoladzie, której nic nie przebije. Nie ma szans.
Jutro majówki ciąg dalszy, a pojutrze to już będzie upojenie. Trzy dni byczenia pod rząd, to zdaje się recydywa lenistwa. Dla mnie to dużo, nie bardzo umiem tak po prostu wypoczywać, lubię gdy coś się dzieje. Dużo i zawile. Na szczęście są ludzie i fajne miejsca, dzięki czemu nudy brak. Czego wszystkim życzę!




Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00



 "... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"