niedziela, 3 maja 2015

ROB MORATTI - "Rob Moratti's Tribute To Journey" - (2015) -




ROB MORATTI
"Rob Moratti's Tribute To Journey" - (ESCAPE) -
***1/2

Nie brakuje u nas sympatyków melodyjnego rocka, a jednak powszechnie mało się o nim pisuje. Inna sprawa, że o większość płyt trzeba się mocno postarać, gdyż te z racji braku dystrybucji nie zaglądają zbyt chętnie do polskich sklepów, a dziennikarze z reguły bywają leniwi i lubią dostawać pod nos.
Tytuł "Tribute To Journey" w zasadzie wyjaśnia wszystko. Jedynie nazwisko sprawcy całego tego zamieszania może wydać się nieco mniej oczywiste. Rob Moratti - Kanadyjczyk, o silnej i zarazem przyjemnej barwie głosu. Niegdyś lider bardzo fajnej grupy Final Frontier, a znany głównie na ojczystej, barwionej znakiem klonowego liścia ziemi, choć nie tylko..., albowiem nasi niemieccy sąsiedzi, także wiedzą w czym rzecz. Być może z racji posiadanej ogromnej sympatii do innych Kanadyjczyków z grupy Saga, w której Moratti kilka lat temu na moment osiadł. I zapewne, gdyby nie kapryśny Michael Sadler, któremu zachciało się powrotu (pomimo obietnic definitywnego odejścia), nikt Morattiego nie planował siłą usuwać. Tym bardziej, że nawet pokaźne grono fanów Sagi szybko go zaakceptowało.
Aby przekonać się, że Moratti nie jest żadnym żółtodziobem, polecam jego poprzednią bardzo udaną płytę "Victory", na której naszemu bohaterowi towarzyszyli choćby: gitarzysta Reb Beach (Winger / Whitesnake) czy basista Tony Franklin (The Firm / Blue Murder / a obecnie Kenny Wayne Shepherd Band). Od tamtego czasu jednak trochę się pozmieniało, Moratti wymienił cały akompaniujący skład, tym razem zapraszając muzyków o nieelektryzujących nazwiskach, lecz o równie sporych umiejętnościach. Nagrał przy ich udziale płytę "marzenie". Moratti nigdy nie ukrywał swoich sympatii względem Journey, a teraz wreszcie zrealizował przez lata przekładane plany. Wziął się za kilkanaście ulubionych piosenek i "przelał je na papier". Ponoć było ich nieco więcej, jednak po mozolnej weryfikacji, pozostawił tych nienaruszalnych dwanaście. Nie zmieniał zbyt wiele, zależało mu na ich wiernym oddaniu. Moratti nie pragnął niczego udziwniać - i to na "in plus".
Nie będę też nikogo czarować, bo choć Morattiego słucha się wybornie, to w jego głosie nie ma takiego bogactwa, co u niezastąpionego Steve'a Perry'ego. Zresztą, chyba nikt taki się nie narodził, kto by mu dorównał. Poza tym, siła przyzwyczajenia do oryginalnych piosenek Journey w zasadzie wyeliminuje każdego już na samej rozgrzewce. Chodzi więc tylko o to, by przyjąć zasady dobrej zabawy, nie bolesnej konfrontacji. Moratti poradził sobie z każdą piosenką znakomicie, jednak świadom jestem, ze będą i tacy, którzy podejdą do "Tribute To Journey" z pewnym niesmakiem.
Proszę posłuchać "Separate Ways", "Don't Stop Believin' ", "Who's Cryin' Now", "Anyway You Want It", jak i wszystkich pozostałych, i dać się ponieść emocjom, melodiom oraz płynącej radości z tego grania. To tylko smakowity hołd, połączony z dobrą zabawą, a do niezatapialnych oryginałów możemy przecież powrócić w każdej chwili.


P.S. Album ukazał się w limitowanym nakładzie 1000 egzemplarzy. Mój numer: 0063
P.S. 2.  Wielkie podziękowania dla Rafała Sierżanta z Rokietnicy.




Andrzej Masłowski


Radio "AFERA" 98,6 FM (Poznań)  - www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


 "... dla tych, którzy wiedzą co w muzyce najpiękniejsze"