wtorek, 14 stycznia 2025

foolish behaviour

W ramach niedawnej osiemdziesiątki Roda Stewarta, musiałem pod pióro wytypować któryś z jego albumów. Naszło mnie, by nie było zbyt przewidywalnie, no i, mam: "Foolish Behaviour". Żadna to z tych u nas mega popularnych pozycji, a że andy miał z nią lekką dokuczliwość, przynajmniej stanęło pretekstem.
Mowa o albumowym następcy bardzo fajnego "Blondes Have More Fun", z gigant przebojem "Da Ya Think I'm Sexy?" - zapewniam, istnym mocarzem epoki disco.
"Foolish Behaviour"
nie jest ani trochę disco, za to nadal mamy do czynienia z latami siedemdziesiątymi. Fakt, płyta z tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego, lecz zasady matmy uświadamiają: rocznik osiemdziesiąty, wciąż należy do lat siedemdziesiątych. Cykl rozpoczynamy od jedynki, i w przypadku kalendarza, kończymy na zerze. A zatem, lata siedemdziesiąte obejmują roczniki 1971-1980. Takie są fakty. Dwudziesty pierwszy wiek, też rozpoczął się w dwa tysiące pierwszym, nie w dwutysięcznym.

"Foolish Behaviour" poznałem z nie najlepszego, przeskakującego egzemplarza. Defekt widniał na Stronie A, pomiędzy piosenkami "Better Off Dead" a "Passion". Do dzisiaj ów kazus siedzi we mnie. Bywa, że gdy tylko przypomnę feralny czarny placek, spodziewam się szurnięcia igły po nośniku. Nie umiem się z tego wyzwolić i pewnie już z tym zostanę. Te dwie piosenki najprawdopodobniej nigdy w mym wnętrzu już czysto nie zagrają.
I właśnie zerkam do działu 'winyli', i co?, w pewnym sensie z ulgą odkrywam brak feralnego "Foolish Behaviour". Najwyraźniej kiedyś zwyciężył zdrowy rozsądek, by takich akurat 'wspomnień' na półce nie kisić. 

Dobra płyta. Jedna z najlepszych w katalogu sir Roda, a co ważne, w dużym stopniu rock/rock'n'rollowa. Ballady też, wiadomo, nie mogło być inaczej. Ale ja nie mam problemu z balladami, szczególnie tymi na niwie rocka, a w tej dziedzinie Maestro bywał fantastyczny. Tak więc, choć absolutnie u Mistrza wymiata Gavina Sutherlanda wolnizna "Sailing", to przecież ustępujących jej tylko o szczyptę mamy całe mnóstwo. Chociażby zaserwowane we wczorajszym Uspokojeniu Wieczornym "If Only" (płyta "Vagabond Heart"). Nawet pochwały przyszły. Uwielbiam po tego rodzaju emisjach, takich mniej oczywistych, acz wspaniałych kawałków, otrzymywać smsowe treści, w rodzaju: "nie przepadam za Stewartem, ale ta piosenka kapitalna". I coś mi się wydaje, że takie spostrzeżenia wychodzą z ust ludzi, którzy dotąd nie słuchali całych płyt, tylko brali temat pobieżnie - trochę z komercyjnego radia, nieco z teledysków i pewnie dużo z potańcówek, na których jedynie hiciory. Dlatego zawsze, od zawsze i na zawsze zachęcam do słuchania płyt. Całych, od deski do deski. Na nich, jakże często wiele się dzieje, i jakże wiele da się wyłowić nieoczywistych piosenek. Często wspaniałych, jakich żadne radio nie zagra. Rozgłośnie bazują na pewniakach, mało komu chce się przysiedzieć i powyławiać niesinglowe perełki. No widzicie, a andy'emu nie dość, że się chce, to nawet musi, ponieważ moje programy biją o palmę najlepszości.
Niedawno, w luźnej pogawędce z pewnym radiowym realizatorem, człowiekiem o długim za konsoletą stażem, wyszło z jego ust, iż on od razu widzi, który prezenter radiowy ma muzykę w sercu (tu mi skomplemetował), a który/którzy to zwykłe picusie/glancusie. "Andy, niestety większość radiowców leje wodę" - padło pointą. Zgadzam się, moje obserwacje ludzi z branży (a patrzę na łapska przez ponad trzydzieści lat) nasuwają identyczne spostrzeżenia. A już tych wszystkich bez płyt, nie potrafię szanować. Radiowiec bez płyt jest jak chirurg bez narzędzi. Gdybym był w jakimś radio szefem od muzyki, pierwszego dnia powypieprzałbym tych wszystkich cwaniaków i szansonistów.

"Foolish Behaviour" ciąg dalszy... Jak tak będę uciekać na boki, nigdy nie skończę. A przecież piosenki. Policzmy, bita dycha. Wszystkie tylko dobre i dobre jeszcze bardziej. Do moich ulubionych należy wspomniane "Passion". Numer wydany na jednym z albumowych singli, i jak się po latach okazało, singlu tego dzieła najistotniejszym. Co do piosenkowej literatury, zawarta w tytule 'pasja', wiąże się z pożądaniem. Pożądaniem, w sensie niebezpiecznych rewirów. Pamiętajmy, obok błogostanów i ekstaz, na drodze wystają często ryzyka i sytuacyjne opały. Ale Rod Stewart niczego się nie boi, jest młody, przystojny, pociągają go dziewczyny, nawet te niedostępne. Weźmy takie kapitalne, krótkometrażowe, rock/rockandrollowe "She Won't Dance With Me". Z tytułu wynika, że ona nie chce z nim tańczyć, dlaczego? Ponieważ zadziera nosa, jest zimna jak lód, pomimo iż wygląda zabójczo w rajstopach w siateczkę. Z kolei, w balladzie "Say It Ain't True", Stewart stawia jasno: możesz wyszarpnąć mi serce, ale nie kradnij mej dumy.
Najważniejsze, że płyta pochodzi z dobrych czasów. Słychać i czuć. Stewart bywa zadziorny, na dupsku wbite dżinsy, do tego fajny fryz i uwodzicielskie spojrzenie. I do tych słów, idealnie nadaje się wstępniak do strony B, kawałek zapisany, jako "Gi' Me Wings", czyli po prostu "Give Me Wings". Pełen rockowego nerwa Stewart, jakiego mogę słuchać bez końca, i do jakiego obecnie mocno tęsknię. Słyszymy: daj mi skrzydła, a odlecę wspaniały i wolny, z dala od zgiełku.
Wiem, że w Polsce lubimy wolnizny, tak też wielbiciele przytulanek niech wiedzą, że będą mieli rozkosznie. Obok wspomnianej piosenki "Say It Ain't True", w podobnej materii tną tu "Somebody Special" czy "My Girl". Wszystkie znakomite. Świetne aranże, melodie, różnorodność temp plus produkcja. I uwaga, kolejność rozpisanych piosenek na odwrocie okładki, czy to opakowań LP, czy CD, nie zgadza się ze stanem faktycznym. Prawidłową kolejność należy odczytać z winylowych nalepek lub srebrzystego dysku.

Wielu muzyków. Ze stałych bywalców, choćby gitarzysta Jim Cregan, klawiszowiec Kevin Savigar czy będący wtedy przez kilka płyt na posterunku, bębniarz Carmine Appice. 

I jeszcze jedno. Trochę raniąca me oczy kwestia. Do dzisiaj każdorazowo zwracam uwagę i mierzi mnie notoryczne zapisywanie nazwiska Stewart, przez 'd' na końcu - Steward. Brrr!!!. Skąd to się bierze, że u innych z takim nazwiskiem te, nazwijmy: chochliki, nie występują, a w przypadku Roda, jak by się uwzięli. Proszę Szanownego Państwa, Rod jest Stewartem, nie stewardem.
Problem od lat powtarza się niemal wszędzie, od pirackich kaset, poprzez prasę drukowaną ku obecnej internetowej, nawet nierzadko błędnie widuję podpisywane teledyski. Ciekawe, czy samemu Stewartowi robi to coś, czy tylko andy ekscytuje się niepotrzebnie?

Znowu było długo. No cóż, krócej potrafią tylko korporacje. 

andy

"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm

"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub
afera.com.pl