Ostatnie miesiące Tata był leżący. Codziennie odwiedzała go pielęgniarka, ale jej pracy starczało na skrawek każdego dnia, reszta była na naszej głowie. Harowaliśmy przy Nim wraz z Mundi, ale żadne z nas nawet nie pisnęło. W kontaktach pozadomowych nikt nie wyczuł, że wszyscy mamy przejebane. My 'tyle, o ile', najbardziej Tata. Zresztą, ludzie nie lubią wysłuchiwać cudzych nieszczęść, więc trzeba z podniesioną głową. No i my ją mieliśmy. Bo to na pewno uwłaczające dla chorego, gdy mu jego bliscy podcierają tyłek, a lżej na sercu, gdy później karmią. Ja Tatę karmiłem codziennie. Cierpliwie i z czułością, choć nie ukrywam, że zwyczajne ludzkie wkurzenie też mnie sięgało, bo każdy kto miał do czynienia z podobnie chorym wie, że to wyzwanie. Ale patrzyłem Tacie w oczy, przyjmowałem na klatę jego cierpienie, pomimo iż współczucie to tylko pyłek na wietrze.
Do końca obstawałem za godnym karmieniem. Żadnego miksowania i podawania papek. Chleb pokrywałem wszystkim, co lubił - i serem, i szynką, a na wiosennie dodawałem obowiązkowo ogórka lub szczypioru, tak, aby w tych kanapkach poczuł najpiękniejszy w przyrodzie czas i aby dotykał jej Królowej. Nie uległem presji doradców: 'miksuj jedzenie, będzie mu łatwiej przełykać'. Widziałem, jak chciał gryźć ten chleb, jak się nim rozkoszował, a na deser zawsze jogurt, najlepiej serkowe danio. Tata od jakiegoś czasu miał potężne kłopoty z mówieniem, nie szło go zrozumieć, budował wyrazy niczym z Wieży Babel. Trzeba było uruchomić domysły, lecz, gdy zajadał danio, słowa okazywały się zbędne. Otwierał do nich buzię, jak pisklę do przekazywanej dzióbem matki zdobyczy. Pewnego razu, gdzieś tak po pięciu łyżkach Danio z owocem mango, zapytałem: smakuje Ci? Zachwyt sięgnął zenitu, Tata bez zająknięcia, z rozkoszą na swej wytrudzonej i wyznojowanej mękami twarzy, wypowiedział: wspaniałe! Dlatego kupowaliśmy mu te Danio. Było ich pół lodówki, przeróżne smaki, a to waniliowe, a to z kruszynkami czekolady, jeszcze z bananem, mango i truskawkami. Przepadał za każdym smakiem. Ale lubił też inne słodkie jogurty, najlepiej wymieszane z biszkoptem i bananem. Wsuwał z apetytem, miło było patrzeć. W ogóle lubił słodkie, dlatego cały barek zawalałem mu wafelkami, delicjami i czymkolwiek sobie wymarzył. Od dziecka pamiętam, że Tata miał do słodkiego słabość. W swojej inżynieryjnej aktówce zawsze coś tam miał. Lubiłem mu podkradać krówki, do których nie ukrywał szczególnej słabości. Może dlatego na swoje imieniny, gdy zapraszał liczne grono przyjaciół, stawał na wysokości zadania i robił taki tort, że...! Nigdy nie spisał jego przepisu, więc zabrał go ze sobą i już nikt nigdy nie będzie mieć rozkosznej możliwości. Wszyscy się tymi tortami zachwycali. Nigdy takich nie podawano w żadnych cukierniach, nawet tych najwytrawniejszych czy wielogwiazdkowych hotelach. Tata był łasuchem, a i spec'cukiernikiem naturszczykiem. Lubił życie na słodko. Jeszcze w ostatecznym dla niego dniu nakarmiłem Go, a raczej nie dokarmiłem przy śniadaniu na słodko.
a.m.
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań lub afera.com.pl
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"