wtorek, 22 stycznia 2019

muzyka sercem słuchana

Byłem w Nawiedzonym jakiś zestresowany. Szczególnie w pierwszej godzinie, i zupełnie nie wiem, co było tego powodem. Przecież dawno popadłem w rutynę i wejście na antenę nie robi na mnie najmniejszego wrażenia. Co innego w początkach mego radiowania. Wówczas, gdy tylko poczułem antenowy szum w słuchawkach, a na mikrofonie pojawiała się czerwona lampka, robiłem ze strachu pod siebie. A jednak wczoraj coś było nie tak. Gdybym nie nadawał na żywo, poprosiłbym o skasowanie pierwszych sześćdziesięciu minut i jeszcze kilku późniejszych wejść z trzech kolejnych godzin. Jak widać, nie mogę zbyt dużo myśleć o nadchodzącej audycji, bo zawsze wychodzi z tego pasztet. A wczoraj zbyt bardzo mi zależało. Gdybym przed programem dziabnął ze dwa/trzy głębsze, kto wie, może byłoby ok. I niekiedy miewam takie dni, kiedy wypadałoby trzasnąć sobie setkę dla kurażu.
Wiele z wczoraj zaprezentowanych utworów niosło stosowny przekaz, tak więc zależało mi, by oprócz muzyki, także zwracano uwagę na warstwę liryczną. Niekiedy tworzę takie audycje. Zależy mi wówczas szczególnie na właściwym ich odbiorze. Dlatego wściekam się, gdy liczę na pewną interakcję, na współpracę, szczególnie ze strony grupowiczów na Facebooku, a tam, albo cisza, albo wywody nie na temat. Inna sprawa, że najbardziej cierpię na niedobór towarzystwa autentycznie jarającego się muzyką. Może dlatego, że ja całe życie reaguję na jej piękno wyrazami zachwytu, przez co od innych także oczekiwałbym podobnych reakcji, w stylu: ojej, ale to genialne! Albo: nie spałem całą noc, takie wrażenie zrobiło na mnie to czy tamto. Tak właśnie od zawsze na mnie działa muzyka, dlatego chłodna jej ocena godzi w jej niezwykłość.
Pamiętam, jak słuchałem audycji Beksia, i chyba nie przydarzyła się choćby jedna noc, noc z soboty na niedzielę, by mnie mnie czymś Nosferatu nie zaraził. Miło wspominam tamte chwile. Wiele genialnej muzyki usłyszałem u niego. Muzyki, przez którą nie spałem, a później miewałem spieprzone kolejne dni, gdy wszczynałem za nią poszukiwania. Pragnąc jej równie mocno, co spełnienia najskrytszych marzeń. Do dzisiaj nie zapomnę emisji płyty Final Conflict "Redress The Balance". Beksiu zagrał z niej m.in. "The Time Has Arrived" oraz "Across The Room", a mnie serducho waliło tak, że echo dobiegało pod Kamczatkę. Jakież szczęście dopadło mnie, gdy kilka tygodni później dorwałem upragnioną płytę na CD w warszawskim Digitalu. Byłem gotów zapłacić za nią majątek. I gdyby tamtejsi sprzedawcy o tym się dowiedzieli, zapewne podbiliby stawkę razy dwa lub trzy, a ja bym bez wahania uiścił. Tak Drodzy Państwo, już taki jestem. Nie należę do typowych poznańskich sknerusów, którzy zazwyczaj tylko wypatrują okazji, a muzyka zaczyna robić na nich wrażenie, gdy dorwą za tak zwaną "dobrą cenę". Jeśli coś zrobi na mnie wrażenie, ściągnę portki, skórzany pas i dołożę kolta, by osiągnąć cel. I tak też reaguję na wszystko co piękne, co zachwycające. Nie potrafię czekać, aż upragnioną muzykę przecenią. Dlatego irytują mnie osobnicy, którzy wydadzą fortunę na wszystko dla domu na pokaz, a na sztukę im zwyczajnie żal. Jeśli więc zorientuję się, że ktoś w takiej życiowej filozofii przegina, ma u mnie przechlapane. I takiego też podejścia oczekuję w odbiorze muzyki. Właśnie takiego. Emocjonalnego, oddanego i z pełnią poświęceń. W przeciwnym razie nic z tego, a jedynie pic na wodę.
Wczoraj zaprezentowałem trzy kompozycje z Iron Maiden'owskiej "Seventh Son Of A Seventh Son". Musielibyście kochani zobaczyć Masłowskiego w 1988 roku, co wywijał, gdy jej słuchał. Powiedzieć, że ściany pękały, to jak usłyszeć pierdnięcie muchy w beczce. Kim ja nie byłem, raz Steve'em Harrisem, innym razem Bruce'em Dickinsonem, latałem z imitującym bas kątomierzem po pokoju i rwałem w nim wyimaginowane struny. Oczywiście dzisiaj nie chciałbym siebie obejrzeć na ewentualnie utrwalonym z tego wideo, ale wówczas tak to przeżywałem. I gdyby mi ktoś tych trzydzieści lat temu powiedział, że przyjdzie czas, kiedy będę mógł tak bliską mi muzykę prezentować w swoich audycjach, powiedziałbym: świetnie, na pewno za jej przyczynkiem zawali się niejeden strop. Niestety, to nadal moje niespełnione marzenie. Choć i tak cieszy mnie, że moja muzyka mimo wszystko jeszcze przyciąga pewne grono o dwudziestej drugiej każdej niedzieli.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
 
  ==================================
 
 Grupa na Facebooku:
"Nawiedzone Studio - Słuchacze"