czwartek, 5 kwietnia 2018

przegląd albums charts

Lubię co pewien czas przejrzeć autorytatywne albumowe listy przebojów, tj. UK Top 40, Billboard 200 oraz Offizielle Deutsche Charts. Zerknąłem więc z początku na Wyspy, a tam od razu da się wyczuć brak ciekawych nowości, skoro w pierwszej czterdziestce istny wysyp staroci, typu: Fleetwood Mac "The Very Best Of", Oasis "Time Flies 1994-2009", Whitney Houston "The Ultimate Collection" lub - z racji remasteringu - Led Zeppelin "How The West Was Won Live". W całym zestawieniu jedynym dającym się odnotować pozytywnym premierowym zjawiskiem pośmiertna udana płyta Ricka Parfitta "Over And Out". O wiele korzystniej przedstawia się indie brytyjska czterdziestka. Na samym szczycie właśnie wspomniany Rick Parfitt, siódme miejsce okupuje najnowsza Kim Wilde "Here Come The Aliens" (słuchaliśmy minionej niedzieli), na dziesiątym Editors "Violence", i choć żadna z tego faktu niespodzianka, to jednak osiemnasta lokata dla nowego albumu W.E.T. "Earthrage", aż potrząsła mną radośnie. I od razu pojawiły się wyrzuty, że płyty jeszcze nie zaprezentowałem. Lecz, co się odwlecze... Na dwudziestym siódmym miejscu nowy album Embrace "Love Is  Basic Need", którego jeszcze w Polsce nie ma, jednak liczę na wytwórnię Cooking Vinyl, iż ta o nas nie zapomni, i choć z opóźnieniem, to jednak nośniki dystrybutorowi w końcu dostarczy.
Amerykańskiego Billboard 200 lepiej nie przeglądać. Dominują tam Justin Timberlake, Kane Brown, Taylor Swift, Drake, Tory Lanez, Sam Smith i tym podobne straszne rzeczy. Słowem: gruzowisko. W całej dwusetce ani jednego godnego uwagi albumu. Czego oni tam słuchają.
Troszkę lepiej można się poczuć zerkając do niemieckiej albumowej setki. Też szału nie ma, jednak bywają przebłyski. Widać kryzys dopadł nawet naszych zachodnich sąsiadów, którzy w Europie do niedawna uchodzili za jedną z ostatnich ostoi dobrego smaku. Można tam na czwartym miejscu dostrzec Judas Priest "Firepower", na dziewiątym album Axel Rudi Pell "Knights Call", a na trzynastym wspomnianego już powyżej Ricka Parfitta. Cieszy, że polubiono jego płytę "Over And Out", smuci jedynie, że sam Artysta nic z tego nie ma. A przecież byłby dumny z faktu, że jego solówka narobiła więcej zamieszania, niż oba dawno dokonane solowe dzieła głównego głosu Status Quo, Francisa Rossiego.
Inna sprawa, iż Niemcom szczególniej nie przypadły do gustu nowe albumy Kim Wilde (pięćdziesiąta siódma lokata), Editors (sześćdziesiąta), że o powrocie progresywnych Kino - album "Radio Voltaire" (osiemdziesiąte piąte miejsce) - nie warto nawet wspominać. Przy czym mowa o zespole Kino dowodzonym przez Johna Mitchella (Arena, It Bites) i Pete'a Trewavasa (Marillion, Transatlantic), nie tym radzieckim i zarazem odległym w czasie, który wyrobił sobie w Polsce także pewną markę.
Zastanawiam się, czy ten rok jeszcze się na dobre nie rozkręcił, czy może to tylko chwilowa cisza przed burzą?






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"