poniedziałek, 9 kwietnia 2018

MAGNUM, niedziela 8.04.2018, klub "Kuźnia" Bydgoszcz, + support REDS'COOL

Czekałem na ten koncert jak na nic innego. Drżałem, by się odbył. Nieustannie jednak dręczyły napływające wieści o kiepskiej sprzedaży biletów. Gorycz porażki zaglądała w oczy, aż pewnego razu pomyślałem: Magnum wystąpią wszędzie, tylko nie u nas. Mimo wszystko jakoś koncertu nie odwoływano, a bydgoski internet zachęcał wręcz do ostatniego dnia. I ostatecznie nie odwołano. Ufff !!!
Pojechaliśmy więc dwoma autami. Pierwszą grupę, która wyruszyła do Bydgoszczy już w porze obiedniej reprezentowali: dobry znajomy Słuchaczom Nawiedzonego Studia Tomek oraz jego kolega/przyjaciel Grzesiu. Dużo później dobiła pozostała trójca: Szymon, Korfanty i ja. Na miejscu okazało się, że tworzymy istotną część uczestników oczekiwanego show. Brutalna prawda przy okazji uświadomiła mi, iż w październiku ubiegłego roku we Wrocławiu wcale nie było aż tak dramatycznie źle. Teraz przyszła kolej na prawdziwą legendę hard rocka, a tu widzów tylu, co kot napłakał. Koniec klasycznego rocka - przeszło z dreszczem po mych plecach, lecz to nieprawda, przecież tacy Deep Purple, Rolling Stones czy Scorpions, wciąż przyciągają tłumy, po prostu akurat Magnum nie są u nas popularni, i już. U siebie na Wyspach tak, w Niemczech podobnie, nawet jako tako w Czechach czy Austrii, a u nas nie, więc przestań Masłowski histeryzować.
Przyjemna ta "Kuźnia", nie powiem. Przede wszystkim jednak kultowe miejsce, o którym się przez lata nasłuchałem, choć dotąd samemu nie miałem okazji. Niegdyś Kuźnia słynęła z promowania polskiej sceny rocka progresywnego, a jak jest obecnie nie wiem, jednak zebrane z restauracyjnych stolików ulotki poinformowały, iż niedawno zagościli w niej Wishbone Ash, za chwilę ze swoim zespołem wystąpi gitarzysta Jan Akkerman (ex-Focus), a w bardziej odległej przyszłości Fish. Tak więc, wczorajsi Magnum przyjemnie wkomponowali się w ofertę omawianego klubo-restauracjo-hotelu, który mieści się w podwórzu przy jednej z głównych bydgoskich ulic.
No dobrze, darujmy sobie ciąg dalszy tego i tak wyraźnie przydługawego wstępu. Nie miałem pojęcia, że przed Magnumami wystąpi jakikolwiek support. Na szczęście nie spóźniliśmy się nawet o minutę. Inna sprawa, że z Poznania do Bydgoszczy w niespełna półtorej godziny można tylko takim wypasem, jak Szymona Mazdą CX9.
Rola przedbiegów przypadła kompletnie nieznanej mi do tej pory formacji Reds'Cool. Piątka bitych pod Amerykę Rosjan - z odległego Sankt Petersburga - zagrało tak porywające melodyjne hard'n'heavy, że zatkało nie tylko mnie. Wspomniany Szymon był pod takim wrażeniem, iż po ich występie dorwał wchodzącego na backstage wokalistę, i zapytał o możliwość zakupu płyty. Z początku padło, że mają pięć egzemplarzy, i że za chwilkę płytki się znajdą. Jednak czas mija i mija, przerwa pomału dobiega końca, a tu nic. Szymonowi udaje się po pewnym zamieszaniu odszukać wypatrywanego muzyka, jednak jakimś dziwnym zrządzeniem losu stało się to kompletnie w innym miejscu, a tam padło, że już nie ma pięciu płyt, a płyty są dwie. Aby było jeszcze goręcej: jedną z nich właśnie ktoś przed chwilą zaklepał. Na dodatek obie mają zmasakrowane pudełka, jednak cena z tego powodu nie dość, że nie maleje, to jeszcze trzeba dłonie składać ku niebiosom, by ten jeden ostały egzemplarz trafił do Szymona. Na szczęście tak właśnie się dzieje. A teraz uwaga: Szymon wykazuje ogromną klasą - za którą dzięki dzięki dzięki !!! - i odstępuje od przechwytu CD na mą korzyść. Wie, że dzięki temu grupa pojawi się w mojej audycji, że opiszę ją na blogu, i tak dalej, i tym podobnie.... A jeszcze nie dalej jak w piątek, zarzuciłem Szanownym Państwu kilka słów o pewnym obskurancie, który dobił do niechlubnych tego świata. A tu proszę, dla odmiany człowiek wyciąga do mnie bezinteresowną i przyjacielską dłoń.
Magnum weszli na scenę tuż po dwudziestej. Niewiarygodne, jak grupa na co dzień grająca rocka z takim rozmachem pomieściła się na czymś tak ciaśniutkim. Rozpoczęli od "When We Were Younger". Ależ miałem nosa, przecież ostatnie Nawiedzone Studio rozpocząłem właśnie od tego nagrania. Catley przyodziany we wzorzystą czarno/białą koszulę oraz zwyczajne dżinsy, po prawej kompozytorski mózg zespołu, gitarzysta Tony Clarkin, na drugiej flance basista Al Barrow, a za ich plecami ostatnie personalne nabytki, lecz jednocześnie jak najbardziej pełnoprawni dopełniacze składu: instrumentalista klawiszowy Rick Benton oraz perkusista Lee Morris. Szybko się wszyscy przekonamy, jak bardzo pasują do zespołu. I choć żałuję, że nie przyszło mi na żywo ujrzeć twarzyczek Harry'ego Jamesa oraz Marka Stanwaya, to obecność w ich miejscu nowych postaci nie wprawi mnie w zakłopotanie nawet na moment.
Catley w wielu utworach zaśpiewa świetnie, lecz przydarzą się również momenty słabsze, w których pozmienia linie melodyczne, jednocześnie niejednokrotnie przyspieszając tekstowe frazy, zupełnie jakby chciał wszystkie niedociągnięcia szybko mieć za sobą. Dobrze natomiast poradzi sobie w refrenach "When The World Comes Down" czy "Vigilante", choć samych zwrotek nie będzie w stanie udźwignąć. Nieważne, najważniejsze mieć Go przed oczyma na żywo, ujrzeć w zdrowiu i chęci scenicznego działania. Poprawnych wersji piosenek przecież zawsze mogę posłuchać w domowym zaciszu - z od dawna skompletowanych płyt.
Dobrze natomiast wypadły niemal wszystkie nowsze kompozycje. Być może muzycy mają dla nich więcej serca? Głos Catleya przy nich o wiele rzadziej wpada w chrypę. Chrypę, która dobitnie doskwiera mu podczas greatest hits'owego repertuaru.
Z najnowszej płyty otrzymujemy tytułowe "Lost On The Road To Eternity", plus "Without Love", "Peaches And Cream" oraz moje ulubione "Show Me Your Hands". Ku memu zaskoczeniu Magnum do repertuaru koncertu włączyli aż trzy nagrania z poprzedniego longplaya "Sacred Blood 'Divine' Lies". A konkretnie: tytułowe "Sacred Blood 'Divine' Lies" , "Crazy Old Mothers" oraz "Your Dreams Won't Die". Niestety nie trafia się nic z przepięknej płyty "On The 13th Day", jak też wszystkich pozostałych od "Goodnight L.A." wzwyż. Niestety z tzw. żelaznego repertuaru również nie otrzymamy całej batalii przebojów. Zabraknie: "Just Like An Arrow", "Days Of No Trust", "Start Talkin' Love", "It Must Have Been Love", "Sacred Hour", "Kingdom Of Madness", i można tak jeszcze wyliczać. Ale ale, nie narzekajmy, przecież w ich miejsce wskakują gigantyczne: żywiołowe "Vigilante", podniosłe "When The World Comes Down", obowiązkowe na każdym występie, i zazwyczaj masowo odśpiewywane "All England's Eye", plus podniosłe "Les Morts Dansant" oraz "How Far Jerusalem".
Przybyła garstka ludzi czynnie bierze udział w występie grupy. Wszyscy świetnie się bawią, a większość bez trudu śpiewa wraz z Catleyem. Uwielbienie dla grupy widać także po ubiorach. Sporo bluz oraz t-shirtów z firmowym logo, w tym także z konkretnymi albumowymi okładkami.
Tony Clarkin podczas całego koncertu nie uśmiechnie się ani razu, jedynie twarz mu "opromiennieje", gdy grupa po ostatnim "When The World Comes Down" ustawi się w rządku do oficjalnego finalnego ukłonu. Bob Catley śpiewa i sporo gestykuluje, pragnąc zwrócić uwagę na istotne tekstowe aspekty, przy tym jednocześnie zachowuje dystans i powagę. Dla przeciwwagi Al Barrow bywa promienny i łapie wzrokowy kontakt z publicznością, w tym ze trzy razy ze mną. Rick Benton zaszyty w lewym górnym rogu ledwie zauważalny. Nie można podziwiać jego gry, gdyż widać tylko wystającą twarz ponad wciśniętego w kąt mooga/Hammonda. Oprócz Barrowa równie sympatycznie jawi się perkusista Lee Morris. To on pierwszy po zakończeniu koncertu poprzybija piątki wszystkim wyciągającym dłoniom.
Spełniłem jedno z najbardziej skrywanych marzeń. Być może nie miałem szczęścia do najlepszego występu w bogatej zespołowej karierze Magnum, lecz by tak właśnie się stało powinienem dotrzeć na trasę "Wings Of Heaven tour", gdy muzycy grywali na wielotysięcznikach, a też na wiekowym garbie dźwigali się lżej o trzy dekady.
Nie oczekiwałem więc wiele, pragnąłem ich tylko ujrzeć i zwyczajnie bez przesadnych wymogów posłuchać. Co tam, przecież do niedawna mogłem jedynie o nich pomarzyć. Prawdę powiedziawszy, po ilości przybyłych do Kuźni fanach myślę sobie, że i tak ktoś ten koncert zorganizował specjalnie pode mnie.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"


Magnum w akcji...
...tu również....
Bob Catley
Magnum z oddali...
... ciąg dalszy ...
.... ciąg dalszy ...
... ciąg dalszy ...
Lee Morris dziękuje fanom
podziękowania
Tony Clarkin kciukami sugeruje, że było w porządku
CD Reds' Cool
REDS'COOL na scenie
... ciąg dalszy
wokalista Slava "Spark" Aleksanov
na tyłach Kuźni podczas show Reds'Cool
Reds'Cool bliżej sceny
Przy barze w ramkach okładki płyt Slade, Deep Purple, Cata Stevensa, Genesis, Skaldów oraz ścieżki do Różowej Pantery
Przejście z pierwszej sali Kuźni do sali koncertowej
Panie Angielki obsługujące stoisko Magnum
ceny całkiem spoko
Stoisko w pełnej okazałości
przed wejściem do Kuźni
tym przejściem do głównego placyku Kuźni
na jednej z głównych bydgoskich ulic
Starówka - ściana lewa
Starówka - ściana prawa
przed Starówką o wiele ładniej
rzeźba przechodnia nad Brdą
to samo w szerszym obiektywie
przez chwilę poczułem się jak w Gdańsku
w Centrum Miasta nie brakuje też takich "atrakcji"...
... to właśnie na tej ulicy
Opera
witaj Bydgoszcz!
nasze podróżne cacuszko
okolice Żnina, po ubiegłorocznych nawałnicach i tornadach...
....zdjęcia nie oddają pełni tego smutnego obrazu
jeszcze dziewiczy bilet na kilka chwil przed podróżą