piątek, 19 stycznia 2018

TEN YEARS AFTER - "A Sting In The Tale" - (2017) -









TEN YEARS AFTER
"A Sting In The Tale"
(TEN YEARS AFTER self release)

***





Troszkę żałowałem, gdy grupę opuszczał charyzmatyczny basista Leo Lyons. Nie tylko sprawny muzyk, ceniony producent, ale też prawdziwe sceniczne zwierzę. Pod wątpliwość nasuwało to zarazem sens dalszego funkcjonowania Ten Years After, tym bardziej, że od dawna brakowało w składzie również najszybszego niegdyś - m.in. za sprawą szaleńczego "I'm Going Home" - gitarzysty świata, Alvina Lee. Inna sprawa, że ten zmarły przed kilkoma laty Muzyk, od dawna nie współtworzył już z odstawionymi na bocznicę kolegami. W miejsce wspomnianego Lyonsa, z biegu wszedł legendarny Colin Hodgkinson - ostoja wczesnych Whitesnake, ale też współpracownik Alexisa Kornera, tak więc...
Do niedawna wypełniający misję Alvina Lee, wokalista i gitarzysta Joe Gooch, choć poprawnie czynił swą powinność, to jednak za jego kadencji z najlepszego Ten Years After nie pozostało za wiele. Dobrze więc, iż w jego miejsce w 2014 roku wskoczył (także szerzej dotąd nieznany) pełen zapału - na pół Włoch, pół Anglik - Marcus Bonfanti. Oprócz śpiewu i gry na gitarze, sprawdza się również jako niezły harmonijkarz, a wyglądem nasuwa przywiązanie do epoki Dzieci Kwiatów, z której to grupa się przecież wywodzi. Bardziej dociekliwi powinni nawet Bonafantiego posłuchać w trzech kompozycjach (w tytułowym "Magnetized", "You Belong To You" oraz balladzie "Ghost Of Love") na ostatnim dotąd dziele popowych i niegdyś potężnie popularnych Johnny Hates Jazz. Ich płyta "Magnetized", co prawda do polskiej dystrybucji od czterech lat się nie wdarła, jednak jako jej sympatyk, słowem zaręczam.
Ten Years After na "A Sting In The Tale" niczym nas nie zaskoczą. Nie porwą dawnymi gitarowymi galopadami, nie zagrają też ponad seniorskie możliwości, ale że wciąż wiele potrafią, udowodnił nie tylko niedawny poznański koncert, poniższa płyta także.
Zespół nie próbuje mierzyć się z nadprodukcją, a w tekstach otumaniać werteryzmem, lecz twardo stąpa po ziemi. Tym samym serwuje szeroko zakrojonego blues rocka, jak przystało na muzyków, którzy wiedzą do czego służy gitara, bas, organy oraz perkusja. I choć nie znalazłem tutaj kuzynów "I'm Going Home", "Love Like A Man" czy "Hear Me Calling", to z radością wpadłem w decybelowe objęcia: "Land Of The Vandals", "Suranne Suranne", "Two Lost Souls", "Last Night Of The Bottle" czy "Silverspoon Lady". Na tej urozmaiconej płycie, chyba każdy znajdzie coś dla siebie. Bo i dostojnego powolnego bluesa "Up In Smoke", balladę "Stoned Alone", również na pół walec/pół grom "Iron Horse", bądź przyprawiony szlachetnymi Hammondami "Retired Hurt".
Bonfanti rozruszał Ten Years After, nie tylko jako muzykant, ale też albumowy producent, zarazem stając się w całej tej machinie ważnym trybem.






Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"