niedziela, 28 stycznia 2018

MAGNUM - "Lost On The Road To Eternity" - (2018) -







MAGNUM 
"Lost On The Road To Eternity"
(STEAMHAMMER)

****




Ponownie baśniowo-mroczna, barwna ilustracja Rodneya Matthewsa, zdobiąca kolejną płytę Magnum. Tak przy okazji, już dwudziestą studyjną w dorobku Tony'ego Clarkina, Boba Catleya, Ala Barrowa i ich dwójki nowych kompanów: Ricka Bentona oraz Lee Morrisa. To właśnie oni obecnie wznoszą zasłużony zespołowy sztandar.
Spójrzmy jeszcze przez moment na okładkę, widnieje na niej także wczesne logo, za którego sprawą grupa z nostalgią powraca do macierzy.
Nie ma już wieloletniego klawiszowca Marka Stanwaya oraz zasilającego band od mniej więcej dekady perkusisty Harry'ego Jamesa. Żałuję, że w nadchodzącym kwietniu nie popatrzę sobie na nich w bydgoskiej Kuźni. Stanway musiał teraz, właśnie teraz, przed pierwszą wizytą grupy w Polsce, opuścić długodystansowych w przyjaźni i muzyce kamratów. Niech go kule. Ach, co za pech. Z kolei, Harry'ego Jamesa nawet miałem zamiar ucałować w te jego łysawe czółko. I wcale nie tylko za robotną tyradę w Magnum, ale przede wszystkim za odwieczność w lubianych Thunder, no i za świetną supergrupę Snakecharmer, których ubiegłoroczna, a zarazem druga w dorobku płyta "Second Skin", rewelacyjna. Niestety, perkusista postanowił skoncentrować się już tylko na Thunder oraz Snakecharmer - szkoda.
Czy z powyższych powodów ucierpiała na czymś muzyka Magnum? A może należałoby zadać pytanie, czy aby nie zyskała? Oceni to czas, mojemu wywodowi nic do tego. Tym bardziej, że ani trochę nie potrafię wzbić się na obiektywizm, darząc ekipę z Birmingham niepohamowanym uwielbieniem.
Ktoś powie: nie ma już dzisiaj szans na płyty, w rodzaju "On A Storytellers Night" lub "Wings Of Heaven". Jasne, że nie ma, przecież czasy zgoła inne, inne realia, technika, postęp, cywilizacja... a i ambicje samych muzyków, też jakby szybują poza horyzontu kres. Nie zważając na nic, Magnum i tak biją na głowę całą konkurencję. Zresztą, jaką konkurencję? Przecież ona w ogóle nie istnieje. Proszę mi tylko wskazać choćby jedną współczesną grupę, która potrafi na jednej płycie skomponować takie perełki, jak: "Show Me Your Hands" (Rick Benton prześlicznie zagrał tu na pianinie), "Storm Baby" - muskularną balladę, której melodia zanurzona w Magnumowskim sosie smakuje jak nic innego w świecie. Weźmy też inny temat, a także podszyty "tymi" chórkami, "tym" znajomym rytmem i jakby już gdzieś słyszanym refrenem - "Without Love" ("...bez miłości nie posiadasz niczego..."), bądź "Tell Me What You've Got To Say" - iście ekstatyczny song - z fajnym, na pół-marszowym mocnym rytmem, wybijanym przez nowiuśkiego Lee Morrisa - niegdyś nawet muzykanta Paradise Lost. Ciepłych słów nie żałujmy też dla: "Ya Wanna Be Someone", "Welcome To The Cosmic Cabaret", "Glory To Ashes" (z absolutnym gitarowym pięknem Tony'ego Clarkina), aż po finałowy i utrzymany w starym duchu "King Of The World". Jedyny wyjątek stanowi tytułowy "Lost On The Road To Eternity". Coś nie mam serca do wyeksponowanego w nim wokalnego duetu na linii Bob Catley / Tobias Sammet (drugi z wymienionych dżentelmenów, na co dzień przewodzi grupom Edguy oraz Avantasia). Ich wspólnie odśpiewany, niemal rycerski song, nawet udany, lecz kompletnie
niepasujący do pozostałej reszty. Rozumiem, że Catley musiał się jakoś odwdzięczyć Sammetowi za Avantasię, ale dlaczego takim kosztem? Na co dzień lubię Sammeta (choć bardziej niegdyś, niż obecnie), ale po co zaraz urządzać Avantasię w Magnum? - nie ta częstotliwość. Może lepiej było poczekać i doczepić piosenkę do któregoś z kompozytorskich zaprzęgów samego Sammeta.
"Lost On The Road To Eternity" jest dobrą płytą. Naprawdę dobrą. W kategoriach ogólnych, wręcz znakomitą, ale na poziomie Magnum, dobrą. Na pewno zauważalnie nie gorszą od dwóch poprzednich ("Sacred Blood Divine Lies" oraz "Escape From The Shadow Garden"), choć rewelacyjnej "On The 13th Day" - sprzed sześciu lat, nieznacznie ustępującą - o historyczne Kargulowo-Pawlakowe trzy palce.
Do zobaczenia 8 kwietnia w Bydgoszczy.







Andrzej Masłowski
 
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00

na 98,6 FM Poznań 
 
"Nawiedzone Studio dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"