wtorek, 29 sierpnia 2017

THE ISLEY BROTHERS / SANTANA - "Power Of Peace" - (2017) -







THE ISLEY BROTHERS / SANTANA
"Power Of Peace"

(LEGACY / SONY MUSIC)
***



Na wydanej w 2016 roku "Santana IV", jako gość specjalny w dwóch kompozycjach pojawił się Ronald Isley - legendarny wokalista tercetu The Isley Brothers, który także zagościł w Domu Bluesa w Las Vegas, podczas jednego z koncertów trasy "Santana IV". Co również zostało udokumentowane na osobnym wydawnictwie 2 CD plus DVD. Było niemal pewnym, iż współpraca musi podążyć dalej. To też, nie zaskoczyła mnie niedawna płytowa zapowiedź wspólnego muzykowania braci Isley (Ronalda i Erniego) z Carlosem Santaną - przy wydatnej pomocy jego żony, Cindy Blackman Santana - śpiew i perkusja. Owocem przed chwilą opublikowane "Power Of Peace". Album sięgający do jądra korzeni funk/soulu, przyprawiony bluesem, jazzem, nawet rapem, no i oczywiście latynoskim rockiem maestro Santany.
Dzieło z założenia miało nieść pozytywny przekaz, deklarując globalną miłość poza wszelkimi religiami, światopoglądami czy narodami. Jego siłą niepolityczność, choć mimowolnie w podtekstach zahaczające o panoszące nietolerancje czy niesprawiedliwości. W jednym z niedawnych wywiadów Santana stwierdził, iż "Power Of Peace" ma za zadanie stać się dziełem pro-pokojowym.
Znajdziemy na nim 13 kompozycji, których za wyjątkiem jednej - autorstwa żony Santany, Cindy - "I Remember", korzenie sięgają lat 50/60/70's. Wśród nich m.in: "Higher Ground" - Steviego Wondera, "God Bless The Child" - Billie Holiday, bądź "Mercy Mercy Me (The Ecology)" - Marvina Gaye'a.
Niestety, nie w każdym calu płyta porywa, a nawet bywają momenty chybione, jak choćby wspomniana przeróbka Steviego Wondera "Higher Ground". Nie dość, że pozbawiona lekkości, to jeszcze z przesadną wirtuozerią Santany (nawet król latino-rocka niekoniecznie ma szansę stać się drugim Hendrixem), to jeszcze na dobitkę gdzieś pod jej koniec, przyprawioną rapem. Podobnie mało efektownie wypadło monotonne dzieło Jerry'ego Williamsa Juniora, vide Swamp Dogga "Total Destruction To Your Mind". Ale dla przeciwwagi, wspomniana pieśń Billie Holiday "God Bless The Child", całkiem poprawnie zapachniała dawnym soul/blues/swing/jazzem. Carlos Santana zagrał w niej z duszą, intuicyjnie, bez niepotrzebnej napinki. Różnie zatem bywa na tej płycie. Ciekawe fragmenty przeplatają się z tymi "udanymi" już nieco mniej. Dla mnie najokazalej zaprezentowała się przeróbka "Gypsy Woman" - Curtisa Mayfielda. Inicjujące rytmy flamenco, perfekcyjnie otworzyły wrota temu namiętnemu soulowemu klasykowi. Santana zagrał przecudownie, co także należy powiedzieć o wokalnych wtórnych partiach Eddiego Leverta, Kandy Isley i Grega Phillinganesa, a także wysublimowanej partii organów - w wydaniu tego ostatniego.
Całkiem interesująco wypadł jeszcze cover Muddy'ego Watersa - a autorstwa Williego Dixona - "I Just Want Make Love To You". Jednak, gdy zna się od czterech dekad pełną żaru wersję rockowych wymiataczy z zapomnianych Foghat, to... Na szczęście środek albumu mocno rekompensuje bardzo jego przeciętny początek. Dobra wersja, niestety wyrwanej części suity "Love, Peace, Happiness" - z rep. Chambers Brothers, a także lubianej u nas piosenki Burta Bacharacha "What The World Needs Now Is Love Sweet Love", po słabawej części początkowej (której wyjątkiem niezły "Are You Ready"), zauważalnie ratują płytę znad zapaści. Wreszcie Ronald Isley śpiewa niewymuszenie, a Santana maluje gitarą, jak do tego został powołany.
"Mercy Mercy Me (The Ecology)" też nami przyjemnie pokołysze, a jednak wersja Roberta Palmera podobała mi się w swoim czasie o jedno oczko wyżej.
"Power Of Peace" jest przyzwoicie skrojonym projektem gigantów niegdyś odległych scen, choć wywodzących się z podobnych epok. O złotych zgłoskach mowy nie ma, jednak ta płyta powstać musiała i dobrze się stało.






Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


("... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze")