niedziela, 27 sierpnia 2017

STEVEN WILSON - "To The Bone" - (2017) -








STEVEN WILSON
"To The Bone"

(CAROLINE INTERNATIONAL)
***1/2





Niedawno Steven Wilson powołał się na kilka lubianych piosenkowych płyt epoki 80's, i od razu wielu pomyślało, że "To The Bone" będzie kolejnym Talk Talk'owym "The Colour Of Spring" lub uwolni ponętny nektar spod znaku "Hounds Of Love", Kate Bush. Każdy, kto jednak uważnie prześledził poczynania solowego pana Stefka oraz równoczesnych zdecydowanie piosenkowych Blackfield, ale też trzyma w pamięci wiele ładnych melodii z ramienia Porcupine Tree, mógł spodziewać się przede wszystkim takiej właśnie płyty. "To The Bone", nawet jeśli wrzucić do worka z etykietką "pop", to nie będzie z niej żaden błahy produkt, nastawiony na tanie chwyty czy pójście na skróty. To miał być pop, a wyszedł miks art popu z art rockiem.
Uradowałem się, gdy dostrzegłem płytę na 3 miejscu UK Top 40. Niewiarygodne, tak ambitna twórczość na trzecim miejscu najlepiej rozchodzących się albumów w Zjednoczonym Królestwie. Albo świat oszalał, albo zmierza we właściwym kierunku. Do czasów, w których królował smak, elegancja, dbałość o melodie, aranżacje, niebanalność, artyzm. Można się jedynie obawiać, by Wilson nie poszedł dalej. Pokusa zdobycia stadionowej widowni wydaje się coraz bliższa. Przykładem Coldplay. I choć trzymam kciuki za Chrisa Martina i jego kamratów, to jednak z łezką w oku powracam do niewinnych początków, gdy "Parachutes" tylko wiele obiecywało, a gdy utorowało spektakularnym sukcesom drogę wolałbym, by na dawnych nadziejach zatamowano.
"To The Bone" trudno wyobrazić sobie na rozległych polach. To jednak twórczość bardziej kameralna, przy której nie da się wywijać biodrami. Choć do tego blisko, coraz bliżej. Wystarczy wstrzelić się w serce albumu. Piosenka "Permanating" może troszkę poobijać taneczne parkiety, a także skupić uwagę szerszej publiczności, o czym przekonała niedawna wizyta pana Stefka w śniadaniowym paśmie telewizji BBC. Ale to jedyna taka serio popowa piosenka na "To The Bone".
Płytę rozpoczyna blisko 7-minutowy tytułowy "To The Bone". Wielowymiarowy i trudny do opisania. Sporo się w nim dzieje. Wilson, co wiemy nie od dziś, lubi stopniować napięcie, a jednak w tej piosence czyni wrażenie, jak by się nie potrafił określić. Bywa nazbyt chaotyczny, choć w drugiej części przyjemnie zarzuca dawnymi "Jeżozwierzami". Z wtrętami harmonijki Talk Talk'owego Marca Felthama.
Następnie "Nowhere Now". Z początku piosenki nie dostrzegłem. Ot, z pozoru zwyczajna rzecz, a jednak, gdy się jej bliżej przyjrzeć ...
Pierwszym majstersztykiem w zestawie jest dopiero trzecia na albumie "Pariah". Piosenka będąca jednym z singlowych pilotaży. Uwielbiam tak narracyjnego Wilsona. Jego śpiew wydaje się swobodny i naturalny. A towarzysząca mu (już chyba stała współpracowniczka) Ninet Tayeb, wręcz zjawiskowa. Dziewczyna na przemian operuje czystą barwą oraz namiętną chrypką. Nie potrafię się tego nasłuchać. Oprócz Ninet, proszę zwrócić uwagę na eksplodującą końcówkę utworu. Jak by się za chwilę wszystko miało skończyć. "Pariah" czyni z Wilsona prawdziwego kompozycyjnego dramaturga. Jeśli w tę stronę zechce podążać muzyka pop, to żebraczo wyciągam obie dłonie.
W "The Same Asylum As Before" Wilson próbuje falsetu, który ciekawie koresponduje z jego niższymi rejestrami. Utwór posiada rockowy zadzior, a także wyszukaną melodię, więc trudno go jednoznacznie zaszufladkować.
I oto natrafiamy na kolejne cacuszko. Blisko 7-minutowy melancholijny "Refuge" - z bębnami w stylu niektórych albumów Petera Gabriela. Do tego dochodzi harmonijka Marca Felthama - bezpośrednio nawiązująca do "Living In Another World" - z genialnej płyty Talk Talk "The Colour Of Spring" - na której też Feltham zagrał.
W tym miejscu pojawia się wspomniana już powyżej, najbardziej radiowa piosenka "Permanating". Tuż po niej urzekająca 2-minutowa "Blank Tabes" - kolejny duet z Ninet Tayeb, z którą Wilson również wykonuje następny, tym razem rockowy "People Who Eat Darkness". Dopiero w "Song Of I" pojawia się inna dama. Jest nią - podobnie jak Ninet Tayeb, również 34-latka - szwajcarska wokalistka jazzowa Sophie Hunger. Za sprawą Dave'a Stewarta oraz The London Session Orchestra otrzymujemy tu sporo smyczków. Z kolei w tle roznoszą się niepokojące odgłosy, jakieś przybrudzone barwy oraz złowieszcze dźwięki gitary Davida Kollara - słowackiego muzycznego eksperymentatora. Mniej więcej w tym tonie rozwija się też następny, najdłuższy w zestawie, ponad 9-minutowy "Detonation". Z czasem przeistaczając się w kawał rockowego grania. Słowo daję, już niemal całkowicie zapomniałem o sugestiach, że "To The Bone" miało być porcją miłego granka. Przecież "Detonation", zgodnie z tytułem, eksploduje w stronę czystej maści rocka progresywnego.
I pozostał nam jeszcze tylko finałowy "Song Of Unborn". Zaczyna się hipnotycznym pianinem, rytmiczną powolną perkusją, plus nawiedzonym śpiewem Wilsona, balansując na pograniczu melancholijnych piosenek Blackfield a stonowanych Porcupine Tree. Z czasem uchylając lufcik ku kolejnej okazałej melodii, podszytej żeńskim śpiewem i podniosłą oprawą. Tu następuje koniec, tej co do sekundy godzinnej płyty.
Być może usłyszałem w kilku skrawkach wtręty z zapowiadanych inspiracji Peterem Gabrielem, Kate Bush, Talk Talk czy Tears For Fears, lecz mimo wszystko "To The Bone" postawię sobie tuż obok wszystkich dotychczasowych płyt, w których twórcze dłonie zanurzał ten sam Steven Wilson.





Andrzej Masłowski

RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) - 
www.afera.com.pl

"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00


("... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze")