To był dzień pełen wrażeń. Miłych spotkań, otrzymanych życzeń, ciepłych słów... Dziękuję pięknie. Liczyłem na niewiele, zablokowałem nawet opcję przypominającą o tym fakcie na Facebooku, a jednak wielu mnie przechytrzyło :-)
Właśnie wkraczam w zaawansowaną jesienną fazę życia i wcale mnie to nie przeraża. Choć na swoje lata czuję się jak najbardziej. Nie wierzę w tykający zegar wstecz. Masz pięć dych, to i musisz się na tyle czuć. Zawsze coś strzyknie, ukuje, zaboli - już tak to być musi. Nie myślmy, że za sprawą jakiegoś biegania, czy też modnych fitnessów lub salonów odnowy, ulegniemy eliksirowi młodości. To nie skutkuje. Biozegar jest nieugięty i sprawiedliwy. Każdy dzień przybliża nas do wiecznej ciszy i mroku, czy to się komuś podoba, czy nie. Najważniejsze, by w życiu zgodnie z sumieniem...
Jesteście Państwo ciekawi jakie dostałem płyty? Żadnych. Mnie już prawie nikt ich nie ofiaruje. Podobno wszystko już mam i trudno czymkolwiek zaskoczyć. Wyściskano zatem i zasypano wieloma innymi wspaniałościami.
Dziękuję mojej Żonce, Synowi, Rodzicom i wielu kolegom/koleżankom/przyjaciołom za życzenia osobiste, sms-owe, mailowe, jak i za jedną kartkę! Pokolorowaliście ten dzień, a ładny nie był - szary, bury, wilgotny, bezsłoneczny.... a jednak dzięki Wam stał się piękny. Zagram z tej okazji coś w najbliższą niedzielę ;-)
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Polskie Radio Poznań "Uspokojenie Wieczorne", poniedziałek, godz. 22.07 - 23.00 (100,9 FM Poznań)
Radio Afera "Nawiedzone Studio", niedziela, godz. 22.00 - 2.00 (98,6 FM Poznań)
środa, 14 października 2015
poniedziałek, 12 października 2015
"NAWIEDZONE STUDIO" - audycja z 11 października 2015 - Radio "Afera", Poznań, 98,6 FM
"NAWIEDZONE STUDIO"
niedziela 11 października 2015 r.
RADIO "AFERA", 98,6 FM (Poznań)
www.afera.com.pl
realizacja: Szymon Dopierała
prowadzenie: Andrzej Masłowski
DEEP PURPLE - "... To The Rising Sun In Tokyo" - (2015) -
- Into The Fire
- Hard Lovin' Man
- Strange Kind Of Woman
- Vincent Price
- Contact Lost
- Uncommon Man
- The Well-Dressed Guitar
MEAT LOAF - "The Very Best Of" - (1998) -
- A Kiss Is A Terrible Thing To Waste - {oryginalnie do musicalu "Whistle Down The Wind" z 1996 roku} - gościnny śpiew BONNIE TYLER
OVERLAND - "Epic" - (2014) -
- A Time For Letting Go
PENDRAGON - "Kowtow" - (1988) -
- The Haunting
- Time For A Change
THIS OCEANIC FEELING - "Universal Mind" - (2015) -
- Put Down The Gun
- Karma Camera
- Season Of Light
- Finale
ANDERSON PONTY BAND - "Better Late Than Never" - (2015) -
- One In The Rhythms Of Hope
- A For Aria
PIOTR FIGIEL - "Piotr Figiel Music" - (1976) -
URSZULA SIPIŃSKA i PIOTR FIGIEL - Piosenka Do Słuchania We Dwoje
KRZYSZTOF KRAWCZYK - Nim Zgaśnie Dzień
EDITORS - "In Dream" - (2015) -
- Life Is A Fear
- Our Love
AMORPHIS - "Under The Red Cloud" - (2015) -
- Dark Path
RARE BIRD - "As Your Mind Flies By" - (1970) -
- Hammerhead
PELL MELL - "Marburg" - (1972) -
- Moldau
PREMIATA FORNERIA MARCONI - "Storia Di Un Minuto" - (1972) -
- Introduzione
- Impressioni Di Settembre
PENTWATER - "Out Of The Abyss" - (1978) -
- Necropolis
LANA DEL REY - "Honeymoon" - (2015) -
- God Knows I Tried
QUEEN - "A Night At The Opera" - (1975) -
- Seaside Rendezvous
- Love Of My Life
QUEEN - "A Day At The Races" - (1976) -
- You Take My Breath Away
- The Millionaire Waltz
PROCOL HARUM - "BBC Live In Concert" - (1999) -
recorded on 22.03.1974 at The Hippodrome Golders Green, London
- Beyond The Pale
- As Strong As Samson
MARSUPILAMI - "Marsupilami" - (1970) -
- Ab Intitio Ad Finem (The Opera)
BLACK SABBATH - "Paranoid" - (1970) -
- Fairies Wear Boots
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
niedziela, 11 października 2015
dziś wieczorem...
Szykuję na dziś wieczór dużo dobrego grania. Bardzo różnego, także z kilkoma niespodziankami. Mecz jednak nieco krzyżuje plany, ale najważniejsze, byśmy w ostatecznym rozrachunku wygrali.
Mam zamiar być w studio, ale także oglądać mecz - jak my wszyscy. Na początek bez ogródek wypuszczę coś dłuższego, tak aby po tym "fragmencie" już na spokojnie skoncentrować się tylko na muzyce. Będą gorące nowości i bardzo piękne starocie.
Zapraszam, do usłyszenia!
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Mam zamiar być w studio, ale także oglądać mecz - jak my wszyscy. Na początek bez ogródek wypuszczę coś dłuższego, tak aby po tym "fragmencie" już na spokojnie skoncentrować się tylko na muzyce. Będą gorące nowości i bardzo piękne starocie.
Zapraszam, do usłyszenia!
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
czwartek, 8 października 2015
weź, bo....
Czy wiecie Państwo, że Blog Nawiedzonego właśnie obchodzi okrągłą rocznicę? Zwrócił mi na to uwagę nasz stały Czytelnik, przysyłając wczoraj takiego oto sms-a: "Najserdeczniejsze życzenia z okazji 5-tych urodzin ....". Bardzo dziękuję! Szybko przeleciało, prawda?. A już za chwilę kolejna rocznica - i jeszcze bardziej okrągła.
Najlepszym prezentem byłaby dzisiejsza wygrana ze Szkotami i porażka Irlandii z Niemcami. Bo w przeciwnym razie trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość do niedzieli. Niestety - do niedzieli wieczora. Nie wiem, co tej UEFA'ie odbiło, żeby mecze eliminacyjne planować na niedziele. W dodatku na tak późną porę, by kolidowało nam z Nawiedzonym Studio. Dlatego pierwsza godzina audycji na straty. Trudno ją prowadzić w takiej sytuacji.
W najbliższą sobotę pojawię się na moment w Merkurym u Mariusza Kwaśniewskiego - w jego "Radio Yesterday". Pogaworzymy sobie o Electric Light Orchestra, tym bardziej, że 13 listopada ukaże się najnowsza płyta grupy, firmowana jako Jeff Lynne's ELO. Nareszcie!
Mam zamiar cieszyć się dobrą jesienią w muzyce, a nie jak w ub.roku wylądować w szpitalu.
Wczoraj uciąłem pogawędkę z pewnym sporo młodszym jegomościem o heavy metalu. Okazało się, że to, co dla mnie jest łojeniem, dla niego to tylko gilgoczące piórka. No cóż... ja jestem z melodyjnego pokolenia, takiego od rytmu, refrenów, solidnych sekcji rytmicznych, wyrazistych pracy bębnów, i tak dalej.... Nie lubię krztuszenia się, wymiotów, braku rytmu, a już tym bardziej braku melodii, innymi słowy - napieprzania dla napieprzania. Dlatego dla mnie metalem są klasyczni Judas Priest, starzy Scorpions, szwajcarscy Krokus, najlepsi na świecie Iron Maiden, wczesna Metallica, mocarze z Manowar, całościowi Saxon i wszelacy im pokrewni. A jeśli dla kogoś to zważone mleko, trudno. Nie mam zamiaru z nikim walczyć, bo i tak wiem, co najlepsze.
Na koniec mała poniższa "nutka":
Była sobie niegdyś taka fajna grupa PAPER LACE, która m.in. wylansowała przebój "The Night Chicago Died" (największy zresztą!, o Al Capone), no i tam mamy w tekście jakże trafne do niedawnego wystąpienia p.Antoniego dla amerykańskiej Polonii spostrzeżenie:
"... bracie, jaka ta noc i walka, były prawdziwe...." , i dalej "....to noc, w którą umarło Chicago".
Niebawem sprawdzian nas wszystkich, postąpmy mądrze....
Andrzej Masłowski
Najlepszym prezentem byłaby dzisiejsza wygrana ze Szkotami i porażka Irlandii z Niemcami. Bo w przeciwnym razie trzeba będzie uzbroić się w cierpliwość do niedzieli. Niestety - do niedzieli wieczora. Nie wiem, co tej UEFA'ie odbiło, żeby mecze eliminacyjne planować na niedziele. W dodatku na tak późną porę, by kolidowało nam z Nawiedzonym Studio. Dlatego pierwsza godzina audycji na straty. Trudno ją prowadzić w takiej sytuacji.
W najbliższą sobotę pojawię się na moment w Merkurym u Mariusza Kwaśniewskiego - w jego "Radio Yesterday". Pogaworzymy sobie o Electric Light Orchestra, tym bardziej, że 13 listopada ukaże się najnowsza płyta grupy, firmowana jako Jeff Lynne's ELO. Nareszcie!
Mam zamiar cieszyć się dobrą jesienią w muzyce, a nie jak w ub.roku wylądować w szpitalu.
Wczoraj uciąłem pogawędkę z pewnym sporo młodszym jegomościem o heavy metalu. Okazało się, że to, co dla mnie jest łojeniem, dla niego to tylko gilgoczące piórka. No cóż... ja jestem z melodyjnego pokolenia, takiego od rytmu, refrenów, solidnych sekcji rytmicznych, wyrazistych pracy bębnów, i tak dalej.... Nie lubię krztuszenia się, wymiotów, braku rytmu, a już tym bardziej braku melodii, innymi słowy - napieprzania dla napieprzania. Dlatego dla mnie metalem są klasyczni Judas Priest, starzy Scorpions, szwajcarscy Krokus, najlepsi na świecie Iron Maiden, wczesna Metallica, mocarze z Manowar, całościowi Saxon i wszelacy im pokrewni. A jeśli dla kogoś to zważone mleko, trudno. Nie mam zamiaru z nikim walczyć, bo i tak wiem, co najlepsze.
Na koniec mała poniższa "nutka":
Była sobie niegdyś taka fajna grupa PAPER LACE, która m.in. wylansowała przebój "The Night Chicago Died" (największy zresztą!, o Al Capone), no i tam mamy w tekście jakże trafne do niedawnego wystąpienia p.Antoniego dla amerykańskiej Polonii spostrzeżenie:
"... bracie, jaka ta noc i walka, były prawdziwe...." , i dalej "....to noc, w którą umarło Chicago".
Niebawem sprawdzian nas wszystkich, postąpmy mądrze....
Andrzej Masłowski
środa, 7 października 2015
PENDRAGON "Kowtow" ponownie na winylu !
Właśnie trafiła do sprzedaży 2-płytowa winylowa edycja "Kowtow" - jednej z moich ulubionych płyt Pendragon. Jest to dzieło jeszcze sprzed baśniowego okresu, powszechnie sporo niżej cenione przez fanów zespołu, którzy zdecydowanie preferują późniejsze kompozycje. Moim zdaniem niesłusznie. "Kowtow", to taki rock progresywny podany w nieco lżejszej formie, puszczający oko do uśmiechniętych lat osiemdziesiątych. Jak pamiętamy, nie zaszkodziło to także grupie IQ, która w tamtym czasie po chwilowym rozstaniu z Peterem Nichollsem, spłodziła przecież dwie pełne uroku płyty z Paulem Menelem. Nawet jeśli ich wartość muzyczna bywa o wiele niżej wyceniana od wszystkiego, co wcześniej i później.
O albumie "Kowtow" pisałem już na blogu w styczniu 2013 roku, kiedy to do sprzedaży trafiło jego wznowienie w formie płyty kompaktowej. Wówczas to albumową okładkę wydawca z Madfish zaproponował w formie negatywu, teraz zaś powróciła jej oryginalna forma. No, powiedzmy, albowiem obecna edycja posiada czarne liternictwo, które zastąpiło pierwotne czerwone.
Brakuje mi zatem w zbiorach do szczęścia pierwszego winylowego wydania tego tytułu, ale cóż.... Nie można przecież mieć wszystkiego. Choć już było naprawdę bardzo blisko. W latach dziewięćdziesiątych, w dawniejszym sklepie Megadisc, który mieścił się w Warszawie jeszcze przy Nowym Świecie, były pewnego razu aż dwa egzemplarze, nawet niedrogie, lecz wówczas wolałem zainwestować w kilka kompaktów ze starym rockiem, na którego punkcie miałem totalnego bzika. Uważałem, że płyta CD dla "Kowtow" powinna mi wystarczyć. A zresztą, komu w tamtych czasach zależało na winylach?. Sam się ich nieco pozbyłem. Na szczęście szybko przyszło opamiętanie i nie wypuściłem z rąk wszystkich skarbów. Niestety do dzisiaj nie odzyskałem Black Sabbath "Headless Cross" - z pięknym i zarazem sporych rozmiarów szablonem obnażonego krzyża.
Wracając do "Kowtow", otóż obecna winylowa edycja jest idealnym odzwierciedleniem opisywanego przeze mnie kompaktu, więc nie muszę niczego ponownie recenzować, a po prostu jedynie zachęcić do mojego starego wpisu.
Płyty wytłoczono na ciężkich winylach, choć nie podano w opisie gramatury. Wyglądają na 180g, a jeśli nawet tyle nie ważą, to na pewno nie są lżejsze od 150g. Kiedyś Interpol "Antics" wydano na stupięćdziesiątce i płyta jest wytłoczona świetnie. Wspaniale się słucha tego nowego "Kowtow", więc chyba zaprzeczę ogólnej tendencji zarzucania współczesnym winylowym edycjom ich kiepskiej jakości. Oczywiście nigdy nie miałem do czynienia z pierwowzorem, więc nie mam możliwości skonfrontowania, ale czy to ważne? Nie popadajmy w obłęd, liczy się przecież satysfakcja, a ja ją mam.
Do tej pory zdobyłem nie wszystkie winyle Pendragonów, ale przecież po nitce do kłębka. I tak mam się czym pochwalić, albowiem w 1993 roku zakupiłem gorąco wówczas wydany "The Window Of Life", którego wytłoczono na pojedynczej płycie - obecna edycja jest 2-płytowa, pomimo że nie zawiera żadnych dodatków. Wydawcy z Madfish zależało na szerokorowkowości, celem podniesienia ogólnej jakości, jednak tym samym zabito pierwotny podział z trzema utworami na każdej ze stron. To tak samo boli jak te wszystkie reedycje płyt Metalliki na podwójnych winylach - badziewie.
Posiadam również "Passion" - kupiony na poznańskim koncercie promującym właśnie tamten album. Z kolei na niedawnym przedstawieniu w Eskulapie, skapnął mi się w podarku od kolegi/przyjaciela 2-płytowy kolorowy "Not Of This World", no a teraz właśnie "Kowtow". Przy najbliższej okazji muszę zdobyć "Pure", na którą to niegdyś nie starczyło forsy. No i czekam na wznowienie "The World" - płyty, od której rozpoczęła się moja miłość do Pendragon. Bo choć w 1991 roku płytę wydano w formie
analogowej, to jakoś nigdy na nią nie natrafiłem, jak i także do świeżo co wydanej edycji tegorocznej.
Właśnie z głośników płynie "The Haunting". Uwielbiam! Ten utwór, to zapowiedź płyty "The World", która to ukazała się co prawda trzy lata później, lecz to właśnie tutaj można odnaleźć w pewnym sensie brudnopisy dla późniejszych "Queen Of Hearts" czy "Shane".
Cóż za cudowny zespół. A w dodatku - jak smakuje z czarnej płyty.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
O albumie "Kowtow" pisałem już na blogu w styczniu 2013 roku, kiedy to do sprzedaży trafiło jego wznowienie w formie płyty kompaktowej. Wówczas to albumową okładkę wydawca z Madfish zaproponował w formie negatywu, teraz zaś powróciła jej oryginalna forma. No, powiedzmy, albowiem obecna edycja posiada czarne liternictwo, które zastąpiło pierwotne czerwone.
Brakuje mi zatem w zbiorach do szczęścia pierwszego winylowego wydania tego tytułu, ale cóż.... Nie można przecież mieć wszystkiego. Choć już było naprawdę bardzo blisko. W latach dziewięćdziesiątych, w dawniejszym sklepie Megadisc, który mieścił się w Warszawie jeszcze przy Nowym Świecie, były pewnego razu aż dwa egzemplarze, nawet niedrogie, lecz wówczas wolałem zainwestować w kilka kompaktów ze starym rockiem, na którego punkcie miałem totalnego bzika. Uważałem, że płyta CD dla "Kowtow" powinna mi wystarczyć. A zresztą, komu w tamtych czasach zależało na winylach?. Sam się ich nieco pozbyłem. Na szczęście szybko przyszło opamiętanie i nie wypuściłem z rąk wszystkich skarbów. Niestety do dzisiaj nie odzyskałem Black Sabbath "Headless Cross" - z pięknym i zarazem sporych rozmiarów szablonem obnażonego krzyża.
Wracając do "Kowtow", otóż obecna winylowa edycja jest idealnym odzwierciedleniem opisywanego przeze mnie kompaktu, więc nie muszę niczego ponownie recenzować, a po prostu jedynie zachęcić do mojego starego wpisu.
Płyty wytłoczono na ciężkich winylach, choć nie podano w opisie gramatury. Wyglądają na 180g, a jeśli nawet tyle nie ważą, to na pewno nie są lżejsze od 150g. Kiedyś Interpol "Antics" wydano na stupięćdziesiątce i płyta jest wytłoczona świetnie. Wspaniale się słucha tego nowego "Kowtow", więc chyba zaprzeczę ogólnej tendencji zarzucania współczesnym winylowym edycjom ich kiepskiej jakości. Oczywiście nigdy nie miałem do czynienia z pierwowzorem, więc nie mam możliwości skonfrontowania, ale czy to ważne? Nie popadajmy w obłęd, liczy się przecież satysfakcja, a ja ją mam.
Do tej pory zdobyłem nie wszystkie winyle Pendragonów, ale przecież po nitce do kłębka. I tak mam się czym pochwalić, albowiem w 1993 roku zakupiłem gorąco wówczas wydany "The Window Of Life", którego wytłoczono na pojedynczej płycie - obecna edycja jest 2-płytowa, pomimo że nie zawiera żadnych dodatków. Wydawcy z Madfish zależało na szerokorowkowości, celem podniesienia ogólnej jakości, jednak tym samym zabito pierwotny podział z trzema utworami na każdej ze stron. To tak samo boli jak te wszystkie reedycje płyt Metalliki na podwójnych winylach - badziewie.
Posiadam również "Passion" - kupiony na poznańskim koncercie promującym właśnie tamten album. Z kolei na niedawnym przedstawieniu w Eskulapie, skapnął mi się w podarku od kolegi/przyjaciela 2-płytowy kolorowy "Not Of This World", no a teraz właśnie "Kowtow". Przy najbliższej okazji muszę zdobyć "Pure", na którą to niegdyś nie starczyło forsy. No i czekam na wznowienie "The World" - płyty, od której rozpoczęła się moja miłość do Pendragon. Bo choć w 1991 roku płytę wydano w formie
analogowej, to jakoś nigdy na nią nie natrafiłem, jak i także do świeżo co wydanej edycji tegorocznej.
Właśnie z głośników płynie "The Haunting". Uwielbiam! Ten utwór, to zapowiedź płyty "The World", która to ukazała się co prawda trzy lata później, lecz to właśnie tutaj można odnaleźć w pewnym sensie brudnopisy dla późniejszych "Queen Of Hearts" czy "Shane".
Cóż za cudowny zespół. A w dodatku - jak smakuje z czarnej płyty.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
wtorek, 6 października 2015
narzekactwo
Tak słucham tych wszystkich narzekaczy i mdli mnie. Czy to już musi być tradycją, że gdy wielcy artyści wydają albumy, to trzeba je upodlić dla zasady, bez względu na ich zawartość? W ubiegłym roku powyłazili, niczym szczury z kanałów, sami spece od Pink Floyd, którzy jeszcze na dobre nie posłuchali "The Endless River", a już wszystko wiedzieli najlepiej. Teraz to samo, tyle, że z solowym Gilmourem. Choćby nie wiadomo jak piękna była to muzyka, to taki jeden z drugim mądralińscy wiedzą, że na pewno kiepska. A jaka miała być? Klubowa, hip-hopowa, czy jakie inne gówno r&b? Szkoda, że dla tych wszystkich patafianów David Gilmour naprawdę nie nagrał jakiegoś trzmiela, bo wówczas owi znawcy odpadliby (zasłużenie!) na skręt kiszek.
Jestem głęboko przekonany, że już na samą wieść o "Rattle That Lock", te wszystkie drętwe gryzipióry, no i rzecz jasna tym podobni, zachodzili w głowę, jak zgnoić nowe kawałki byłego PinkFloydowca, aby zrobić to najlepiej i błysnąć w światku dziennikarskim jako kulturowy erudyta. Pomyślcie Państwo tylko, jakimi to cieniasami stają się w ich oczach (i fanów tych pismaków) wszyscy, którzy z namaszczeniem przeżywają każdą nutę z "The Endless River", bądź "Rattle That Lock". W tych dzisiejszych durnych czasach bywa się dopiero Kimś, jeśli koniecznie myślimy pod górkę. Serce podpowiada "tak", lecz trzeba pod prąd, wówczas jesteśmy lepsi.
Zawsze powtarzam; najlepszym recenzentem są własne uszy. Zamiast więc głosu jakiegoś sfrustrowanego dziennikarzyny, dla którego ważniejsze bywają rauty w smokingu i poklask śmietanki warszaFskiej, niż sama muzyka, lepiej sami się na nią otwórzmy, bez niczyjej pomocy.
Czy ja to stale muszę tłumaczyć? Przy każdej podobnej okazji? I ciągle tym samym. Czy nie lepiej jednak wybulić tych kilka dych, kupić sobie nurtującą płytę i samemu wyrobić osąd? Siedzą te małpy przed laptopami i tylko serfują po darmowym necie, słuchają koślawych jakościowo plików, bo na płytę im żal. No pewnie, trzeba odłożyć na Egipt, na tydzień w przedhotelowym basenie pod wmontowanymi w beton palmami, bo przecież musi później zatkać gęby znajomych na Facebooku. Nieważne jak syficznie i nudno tam będzie, ale pełen ekskluzywny pakiet, wykupiony z całodniowym dostępem do chlewu, to musi robić wrażenie. Tak, szczególnie na podobnych próżniakach.
Jaki z tego wniosek, chcesz muzyki?, to nie słuchaj opowieści smutnych treści, tylko zadaj uszom ból i przeżyj to sam.
Powyższy wpis został zainspirowany nagminnym narzekactwem zbyt wielu osób.
Nie przepraszam, ma boleć.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Jestem głęboko przekonany, że już na samą wieść o "Rattle That Lock", te wszystkie drętwe gryzipióry, no i rzecz jasna tym podobni, zachodzili w głowę, jak zgnoić nowe kawałki byłego PinkFloydowca, aby zrobić to najlepiej i błysnąć w światku dziennikarskim jako kulturowy erudyta. Pomyślcie Państwo tylko, jakimi to cieniasami stają się w ich oczach (i fanów tych pismaków) wszyscy, którzy z namaszczeniem przeżywają każdą nutę z "The Endless River", bądź "Rattle That Lock". W tych dzisiejszych durnych czasach bywa się dopiero Kimś, jeśli koniecznie myślimy pod górkę. Serce podpowiada "tak", lecz trzeba pod prąd, wówczas jesteśmy lepsi.
Zawsze powtarzam; najlepszym recenzentem są własne uszy. Zamiast więc głosu jakiegoś sfrustrowanego dziennikarzyny, dla którego ważniejsze bywają rauty w smokingu i poklask śmietanki warszaFskiej, niż sama muzyka, lepiej sami się na nią otwórzmy, bez niczyjej pomocy.
Czy ja to stale muszę tłumaczyć? Przy każdej podobnej okazji? I ciągle tym samym. Czy nie lepiej jednak wybulić tych kilka dych, kupić sobie nurtującą płytę i samemu wyrobić osąd? Siedzą te małpy przed laptopami i tylko serfują po darmowym necie, słuchają koślawych jakościowo plików, bo na płytę im żal. No pewnie, trzeba odłożyć na Egipt, na tydzień w przedhotelowym basenie pod wmontowanymi w beton palmami, bo przecież musi później zatkać gęby znajomych na Facebooku. Nieważne jak syficznie i nudno tam będzie, ale pełen ekskluzywny pakiet, wykupiony z całodniowym dostępem do chlewu, to musi robić wrażenie. Tak, szczególnie na podobnych próżniakach.
Jaki z tego wniosek, chcesz muzyki?, to nie słuchaj opowieści smutnych treści, tylko zadaj uszom ból i przeżyj to sam.
Powyższy wpis został zainspirowany nagminnym narzekactwem zbyt wielu osób.
Nie przepraszam, ma boleć.
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
poniedziałek, 5 października 2015
smutne piosenki....
Trafiło mi się wczoraj zastępstwo w "Smutnych Piosenkach". Pierwszy raz i ponoć ostatni, bowiem audycja nie utrzyma się po wejściu nowej ramówki - a szkoda. Mnie dała wiele przyjemności, zresztą zrobiłem ją tylko dla siebie - no i dla Słuchaczy Dawida i Natalii, którzy sobie właśnie podziwiają norweskie fiordy.
Nie reklamowałem smutnych piosenek na blogu, ponieważ sam zostałem o nie poproszony dosłownie w ostatniej chwili, a poza tym, już mnie nieco męczy to wieczne narzucanie się swą osobą. Czasem dobrze pozostać w cieniu.
Zdziwił się Krzysztof Ranus, który przyszedłszy na swoje "Blues Ranus" zapytał: "czy jest coś, o czym nie wiem?". Mój uśmiech wyjaśnił wszystko. No cóż.... Masłowski jest od zastępstw, nie odmawia, bo lubi sitko, słuchawki, radiowe studio i własną muzykę - podkręconą na maximum volume!!!
Miałem po raz pierwszy okazję uczestniczyć w posłuchaniu całej audycji "Blues Ranus", bo tak, to tylko w strzępach jakiś ostatni kwadrans każdego tygodnia, gdy już sam pomału szykuję się do wejścia.
W sobotę 3 października zmarł Franciszek Walicki. Szacowna postać polskiego rock'n'rolla, którego to rock'n'rolla władze PRL wolały nazwać jakoś inaczej, by nie "pachniało" imperializmem, więc powstał termin big beat. Pan Franciszek był jego mentorem i wydawał się niezniszczalną żywą legendą. Miał ogromny wpływ na tworzenie się tamtej muzyki, na jej propagowanie i słusznie nazwano go ojcem chrzestnym polskiego rocka. Czesław Niemen, SBB, Krzysztof Klenczon..., to tylko niektórzy z objęć Franciszka Walickiego. Wielu z nas nawet na co dzień nie uświadamia sobie, ile to lubianych piosenek wyszło spod jego pióra. Macie je Państwo na swoich płytowych półkach lub w innych skarbnicach muzyki. Warto do tych nagrań powracać...
Chwilę przed weekendem pojawiła się informacja o jedynym polskim koncercie Black Sabbath, do którego ma dojść 2 lipca przyszłego roku w Krakowie. Trasa pod hasłem: "this is the beginning of the end...". Bilety już są, a ich ceny od 249 zł wzwyż. Może pojadę, zastanowię się, do Krakowa długo i daleko, ale dawno nie miałem okazji, więc.... Byłem już dwa razy na Sabbsach, raz w Poznaniu ze śpiewającym Tonym Martinem, no i na składzie z Ozzym rzecz jasna także, dawno dawno temu w Katowicach. W upalny dzień, a w Spodku jeszcze goręcej, na szczęście Ozzy polewał z wiadra i tradycyjnie gołym dupskiem świecił po oczach. Duże przeżycie zobaczyć Iommiego, Ozzy'ego i Butlera, choć powiedzmy sobie szczerze, o ile za samą muzykę dałbym się posiekać (kocham !!!), o tyle na scenie nie działo się nic. To jest po prostu spotkanie, mistycyzm, pewna magia i marzenie każdego heavy fana, ale showu ci starsi panowie wielkiego nie robią. Mimo wszystko, kto nie był do tej pory, musi obowiązkowo. Trzeci raz nie wiem czy mam ochotę, wolałbym kogoś, na kim nie miałem jeszcze przyjemności (Rush, Magnum, David Bowie, The Moody Blues, Kate Bush, Alice Cooper, Whitesnake, Van Halen i tuziny innych....).
20 października "U Bazyla" zagrają Antimatter. Chyba się przejdę. Nie wiem co teraz grają, ale nowa płyta wszystko wyjaśni, a mam ją jeszcze w tym tygodniu jako promo otrzymać. O koncercie szepnę słówko w Nawiedzonym i czegoś tam posłuchamy.
Dzięki piękne za wiele ciepłych maili i sms-ów. W ubiegłym tygodniu prawdziwą furorę zrobiły kompakty przywiezione z Japonii przez Panią Agnieszkę. Nie spodziewałem się, że tak artyści z kraju kwitnącej wiśni podbiją Państwa serca - super! Do tych płyt jeszcze kiedyś powrócę, a i chętnie przypomnę inne wyczyny Azjatów z grup Far Out, Too Much lub Blues Creation, których już przedstawiałem w czasach bardziej odległych.
Słucham przez połowę dnia tych najnowszych New Order i nie podobają mi się za grosz. Nic, tylko automaty, łomoty, plastikowe aranżacje, okropne babskie chórki - dobre dla stylu r&b, a nie dla tego zacnego bandu. Gdzie się podziała ta ich subtelność i wrażliwość. Nowy basista mocno w cieniu Petera Hooka. Facet stara się pod niego grać, ale nic z tego. Bateria syntezatorów zagłusza wszystko. New Order z kwartetu przeistoczyli się w kwintet (bo jeszcze powróciła na stare śmieci Gillian Gilbert) i to jest tylko wadą. Podobają mi się tylko trzy utwory, i to też tak raczej na siłę. Na szczęście wciąż fajnie śpiewa Bernard Sumner, choć i on jest mocno pod pokrywą tej cholernej elektroniki. Elektroniki, której zawsze było tam sporo, jednak tym razem muzycy przegięli.
W zamian bardzo podoba mi się nowe dzieło Lany Del Rey, a już oba te utwory z wczorajszego Nawiedzonego, to palce lizać. Dziewczyna to niezwykła i brawo dla słuchających mas, że ci wciągnęli tę utalentowaną osóbkę nawet na wierzchołki list przebojów, pozwalając przy okazji jej sprzedawać ogromne ilości płyt - przy tak niekomercyjnej twórczości, co trzeba zaznaczyć.
Rozpisałem się, dość na dzisiaj, zmykam, nie zanudzam...
Z szacunkiem....
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Nie reklamowałem smutnych piosenek na blogu, ponieważ sam zostałem o nie poproszony dosłownie w ostatniej chwili, a poza tym, już mnie nieco męczy to wieczne narzucanie się swą osobą. Czasem dobrze pozostać w cieniu.
Zdziwił się Krzysztof Ranus, który przyszedłszy na swoje "Blues Ranus" zapytał: "czy jest coś, o czym nie wiem?". Mój uśmiech wyjaśnił wszystko. No cóż.... Masłowski jest od zastępstw, nie odmawia, bo lubi sitko, słuchawki, radiowe studio i własną muzykę - podkręconą na maximum volume!!!
Miałem po raz pierwszy okazję uczestniczyć w posłuchaniu całej audycji "Blues Ranus", bo tak, to tylko w strzępach jakiś ostatni kwadrans każdego tygodnia, gdy już sam pomału szykuję się do wejścia.
W sobotę 3 października zmarł Franciszek Walicki. Szacowna postać polskiego rock'n'rolla, którego to rock'n'rolla władze PRL wolały nazwać jakoś inaczej, by nie "pachniało" imperializmem, więc powstał termin big beat. Pan Franciszek był jego mentorem i wydawał się niezniszczalną żywą legendą. Miał ogromny wpływ na tworzenie się tamtej muzyki, na jej propagowanie i słusznie nazwano go ojcem chrzestnym polskiego rocka. Czesław Niemen, SBB, Krzysztof Klenczon..., to tylko niektórzy z objęć Franciszka Walickiego. Wielu z nas nawet na co dzień nie uświadamia sobie, ile to lubianych piosenek wyszło spod jego pióra. Macie je Państwo na swoich płytowych półkach lub w innych skarbnicach muzyki. Warto do tych nagrań powracać...
Chwilę przed weekendem pojawiła się informacja o jedynym polskim koncercie Black Sabbath, do którego ma dojść 2 lipca przyszłego roku w Krakowie. Trasa pod hasłem: "this is the beginning of the end...". Bilety już są, a ich ceny od 249 zł wzwyż. Może pojadę, zastanowię się, do Krakowa długo i daleko, ale dawno nie miałem okazji, więc.... Byłem już dwa razy na Sabbsach, raz w Poznaniu ze śpiewającym Tonym Martinem, no i na składzie z Ozzym rzecz jasna także, dawno dawno temu w Katowicach. W upalny dzień, a w Spodku jeszcze goręcej, na szczęście Ozzy polewał z wiadra i tradycyjnie gołym dupskiem świecił po oczach. Duże przeżycie zobaczyć Iommiego, Ozzy'ego i Butlera, choć powiedzmy sobie szczerze, o ile za samą muzykę dałbym się posiekać (kocham !!!), o tyle na scenie nie działo się nic. To jest po prostu spotkanie, mistycyzm, pewna magia i marzenie każdego heavy fana, ale showu ci starsi panowie wielkiego nie robią. Mimo wszystko, kto nie był do tej pory, musi obowiązkowo. Trzeci raz nie wiem czy mam ochotę, wolałbym kogoś, na kim nie miałem jeszcze przyjemności (Rush, Magnum, David Bowie, The Moody Blues, Kate Bush, Alice Cooper, Whitesnake, Van Halen i tuziny innych....).
20 października "U Bazyla" zagrają Antimatter. Chyba się przejdę. Nie wiem co teraz grają, ale nowa płyta wszystko wyjaśni, a mam ją jeszcze w tym tygodniu jako promo otrzymać. O koncercie szepnę słówko w Nawiedzonym i czegoś tam posłuchamy.
Dzięki piękne za wiele ciepłych maili i sms-ów. W ubiegłym tygodniu prawdziwą furorę zrobiły kompakty przywiezione z Japonii przez Panią Agnieszkę. Nie spodziewałem się, że tak artyści z kraju kwitnącej wiśni podbiją Państwa serca - super! Do tych płyt jeszcze kiedyś powrócę, a i chętnie przypomnę inne wyczyny Azjatów z grup Far Out, Too Much lub Blues Creation, których już przedstawiałem w czasach bardziej odległych.
Słucham przez połowę dnia tych najnowszych New Order i nie podobają mi się za grosz. Nic, tylko automaty, łomoty, plastikowe aranżacje, okropne babskie chórki - dobre dla stylu r&b, a nie dla tego zacnego bandu. Gdzie się podziała ta ich subtelność i wrażliwość. Nowy basista mocno w cieniu Petera Hooka. Facet stara się pod niego grać, ale nic z tego. Bateria syntezatorów zagłusza wszystko. New Order z kwartetu przeistoczyli się w kwintet (bo jeszcze powróciła na stare śmieci Gillian Gilbert) i to jest tylko wadą. Podobają mi się tylko trzy utwory, i to też tak raczej na siłę. Na szczęście wciąż fajnie śpiewa Bernard Sumner, choć i on jest mocno pod pokrywą tej cholernej elektroniki. Elektroniki, której zawsze było tam sporo, jednak tym razem muzycy przegięli.
W zamian bardzo podoba mi się nowe dzieło Lany Del Rey, a już oba te utwory z wczorajszego Nawiedzonego, to palce lizać. Dziewczyna to niezwykła i brawo dla słuchających mas, że ci wciągnęli tę utalentowaną osóbkę nawet na wierzchołki list przebojów, pozwalając przy okazji jej sprzedawać ogromne ilości płyt - przy tak niekomercyjnej twórczości, co trzeba zaznaczyć.
Rozpisałem się, dość na dzisiaj, zmykam, nie zanudzam...
Z szacunkiem....
Andrzej Masłowski
RADIO AFERA 98,6 FM (Poznań) -
www.afera.com.pl
"NAWIEDZONE STUDIO",
w każdą niedzielę od godz. 22.00 do 2.00
"... dla tych, którzy wiedzą, co w muzyce najpiękniejsze"
Subskrybuj:
Posty (Atom)