Ostatnio, nie tyle dużo nadmieniam o Tracy Chapman czy Tanicie Tikaram, co całkiem serio ostro wróciłem do ich słuchania. Łyso mi nawet, ponieważ mam niezłe luki w ich dyskografiach, ale co tam... nie da się przecież mieć wszystkiego. Zresztą, po co? Wypada sobie coś pozostawić na później. Jakąś, jak by to określiła Suzanne Vega: 'lukę', taką do namierzania, zdobywania, przyczajania, a potem kolejnych po udanych łowach triumfów. Na tym polega cała ta zabawa. Podnieta w poszukiwaniach i zdobywaniu. Niekończąca się opowieść.
Będąc myślami przy Tanicie, naszło mnie wspomnienie. Otóż, w marcu tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego, w berlińskim WOMie gorąco promowano jej nowiuśkie "The Sweet Keeper". Niedziwne, wszak płyta premierę miała pod koniec stycznia, roku już wiadomego. Tamtego dnia WOM był przepięknie udekorowany. Potężne okna mega sklepu zajmowały równie gigantyczne plakaty albumowych nowizn, co również wbite w ich tło potrzebne okładki wszystkich możliwych nośników. Dekoracje na poziomie godnym naśladowania. Nigdy żaden polski sklep z muzyką nie miał choćby po części takiej oprawy, warto więc było być w centrum wydarzeń, kiedy nakazywał przychylny muzyce kalendarz. Jak dobrze było urodzić się w porę, by liznąć prawdziwego przemysłu fonograficznego.Po przekroczeniu wejściowych bramek, od razu zniewalał ogrom okładek i różnych papierowych akcesoriów, zachęcających i niechcących wypuścić klienta przed czasem. Spędziłem wówczas we wnętrzach tego płytowego megasamu kilka godzin, pomimo iż znajomi popędzali, że niby jeszcze przed nami tyle atrakcji. Jakich? Nie przesadzajmy. Co, może po muzeach, zooparkach lub składami z kosmetykami będą trwonić czas, skoro właśnie trafiłem do raju. Serce w tym WOMie waliło mi nieprawdopodobnie, obawiałem się przedwczesnego zejścia, a przecież stać mnie było na kilka płyt, więc lepiej ich jeszcze posłuchać. Ale wiecie Państwo, bo nie wiem, czy kumacie bazę, czy potraficie się przenieść w czasie i przypomnieć sobie ten nasz biedny, raczkujący kapitalizm, w stosunku do tego już dawno rozwiniętego, a wręcz opływającego bogactwem. No więc, kiedy u nas w księgarniach od biedy jakaś jedna czy druga licencja, w WOMie było wszystko, a nawet jeszcze więcej. Zatykało andy'ego, gdy od wejścia bombardowały stosy winylowych okładek (bo wtedy CD wciąż jeszcze nieśmiałe). Pamiętam stoki z najnowszym, dopiero co uwolnionym ze światowych magazynów Fishem "Vigil In A Wilderness Of Mirrors" - światowa premiera cztery/pięć tygodni wcześniej. A tuż obok, niespełna półroczne Marillion "Seasons End". Dla mnie nówka, taka aż parząca. Obie płyty zresztą zgarnąłem i mam w oryginalnych egzemplarzach do dzisiaj.
Absolutnymi nowiznami były wówczas (i również wyeksponowane w stokowych ilościach) Midnight Oil "Blue Sky Mining" oraz kompletny i niespodziewany dla mnie strzał: Kai Hansen "Heading For Tomorrow". Jasna, biała lub lekko kremowa okładka, z czerwonym na środku napisem 'Kai Hansen'. Dzisiaj unikat. Niewiele tego wyszło. Wkrótce Hansen przemianował się na Gamma Ray i temu samemu materiałowi nadał nową nazwę plus nową dla albumu okładkę.
Niemcy z dumą eksponowali w dziale nowości także te trochę starsze, kilkumiesięczne nowości, jak Whitesnake "Slip Of The Tongue", Chris Rea "The Road To Hell" czy Simple Minds "Street Fighting Years". Wszystkie z dobrego miotu, genialnie do siebie pasujące. Co album, żyleta. A pośród tego wszystkiego, najnowsze dzieło Tanity Tikaram "The Sweet Keeper". Naszło mnie, kiedy je tylko wyłowiłem, myślę: ciekawe, czy będzie drugie "Twist In My Sobriety"? Szybko okazało się, nic z tego. Nic nie zdarza się dwa razy. Musiało być inaczej, bo to nawet przyzwoiciej. Zgadzało się tylko jedno - para producencka. Tak samo, jak w przypadku "Ancient Heart", także i tutaj nazwiska panów Petera Van Hooke'a oraz Roda Argenta. Kapitalni ktosie, gdyby czasem komuś wciąż wydawali się anonimowi. Pierwszy, jako muzyk, załapał się niegdyś nawet do Jethro Tull, drugi zaś, to prawdziwy gigant, znany jako szef swoich Argent, a wcześniej legendarnych The Zombies.
"The Sweet Keeper" świetna płyta. Ale nie od razu. Wymaga posłuchań, czasu, nastroju oraz zdjęcia klątwy mega popularnego debiutu. Tytuł "The Sweet Keeper" odnosi się do kogoś, komu możemy się zwierzyć, a nawet coś powierzyć, lecz jednocześnie ten ktoś, będzie mieć nad nami kontrolę.
Tanita nie bała się zwierzeń, nie przeszkadzało jej forum publiczne. Wręcz przeciwnie, nie kryła się z uczuciami, także swą orientacją. Potrzebowała też wyznać miłość matce, co zadziało się w "I Owe All To You". Miłość i uznanie - tak należałoby ująć. Matka Tanity odegrała znaczącą rolę w jej życiu, kiedy ta była dziewczynką i wychowywała się na obczyźnie. Ojciec wojskowy, kariera, niemiecka baza, sami wiecie... a w tym wszystkim młode dziewczę, które nie wie jeszcze, że ma głos i talent.
andy
"USPOKOJENIE WIECZORNE"
w każdy poniedziałek od 22.07 do 23.00
na 100,9 FM Poznań (Radio Poznań) lub radiopoznan.fm
"NAWIEDZONE STUDIO"
w każdą niedzielę od 22.00 do 2.00
na 98,6 FM Poznań (Radio Afera) lub afera.com.pl